Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaliczony do drugiej kategorii

Jacek Kiełpiński
- Policja unika informowania nas o postępach poszukiwań. Wielu rzeczy dowiadujemy się na zasadzie plotek - nie kryje żalu matka Marcina Woźniaka, który zaginął w Toruniu.

- Policja unika informowania nas o postępach poszukiwań. Wielu rzeczy dowiadujemy się na zasadzie plotek - nie kryje żalu matka Marcina Woźniaka, który zaginął w Toruniu.

<!** Image 3 align=right alt="Image 49542" sub="Takie plakaty można wydrukować korzystając ze strony www.zaginieni.pl">To najgłośniejsze ostatnio zaginięcie w regionie. A głośno o nim tylko dzięki kolegom Marcina, którzy oplakatowali całe miasto. O innych zaginięciach najczęściej jest cicho.

- Przypadek Marcina policja zaliczyła do kategorii drugiej, to znaczy, że poszukiwań praktycznie się nie prowadzi - wyjaśnia mama Marcina. - Uznano, że mając 19 lat, mógł sam zdecydować o opuszczeniu domu. Policja nie uznała, że jego zaginięcie może mieć związek z jakimś przestępstwem (wówczas przypadek ten byłby pierwszej kategorii). Jesteśmy innego zdania. Nawet jeśli mu się nic nie stało, to przecież z czegoś żyć musi, jakoś zdobywać pieniądze. To może mieć groźne następstwa.

Policja na wstępie poinformowała rodziców zaginionego, że nawet jeśli odnajdzie syna, a ten nie wyrazi chęci kontaktu z nimi, to nie dowiedzą się, gdzie przebywa.

Nie powiedzą

- Podobno takie są procedury. Okrężną drogą dowiedzieliśmy, że ostatnio syn zeznawał w sprawie jakiegoś pobicia. Przecież to może mieć związek z tym zaginięciem! - dodaje matka zaginionego. - Policja nie chce nam nic powiedzieć na ten temat. Podobno widziano go na dworcu PKP w Bydgoszczy. Miał się myć w ubikacji. Prosiliśmy o możliwość obejrzenia nagrań z monitoringu. Najpierw nam odmówiono, teraz jest podobno zgoda, ale policyjnymi kanałami film jedzie już tydzień z Bydgoszczy do Torunia, gdzie na komendzie mamy obejrzeć ludzi wchodzących tamtego dnia do hali dworcowej. Bo przecież tylko my mamy szansę, nawet na niezbyt wyraźnym filmie, rozpoznać syna! Czemu to wszystko tak długo trwa?

Zdaniem Katarzyny Smól z zespołu poszukiwań Fundacji ITAKA, zajmującej się pomocą osobom dotkniętym problemem zaginięcia, rodziny często narzekają na policyjne procedury.

- Rozumiemy podział na kategorie, bo policja jakoś musi sobie porządkować pracę. Najczęściej ci sami ludzie poszukują zaginionych i ukrywających się przestępców. Jednak dwie kategorie to stanowczo za mało. W drugiej kategorii znajdują się bowiem zarówno na przykład zaginieni studenci i osoby, których nie ma od wielu lat, a nagle rodzina postanawia ich poszukać. W tym drugim przypadku praca policjanta ogranicza się praktycznie tylko do zarejestrowania faktu zaginięcia.

<!** reklama left>Zgodne z procedurą jest też nieinformowanie rodziny o miejscu pobytu poszukiwanej osoby, gdy nie wyraża ochoty na kontakt z bliskimi. - Osoba taka podpisuje odpowiedni dokument i na tej podstawie poszukiwania oficjalnie zostają zakończone - wyjaśnia Katarzyna Smól. - Często jednak rodzina chciałaby mieć pewność, że nie doszło do jakiejś pomyłki, chce zobaczyć podpis poszukiwanego członka rodziny. Zdarza się, że policja nie udostępnia go, bo na tej samej kartce jest zanotowane jego obecne miejsce pobytu. Sporo rzeczy trzeba jeszcze poprawić, ale ogólnie do problemu zaginięć policja podchodzi ostatnio o wiele poważniej niż kiedyś.

Innego zdania jest rodzina leciwej mieszkanki toruńskiej dzielnicy Bielawy, która zaginęła trzy lata temu. - Przypadek babci uznano za zaginięcie pierwszej kategorii, bo była osobą starszą i zachodziła obawa, że mogła zapomnieć gdzie mieszka - wspomina krewny. - Policja co prawda przyjęła zgłoszenie o zaginięciu bez mrugnięcia okiem, ale potem zaczęły się cuda. Rzekoma akcja poszukiwawcza sprowadzała się głównie do wypełniania papierów. Co chwilę przyjeżdżał inny policjant i żona, wnuczka zaginionej, musiała powtarzać ciągle to samo. Poszukiwania były więc raczej tylko na papierze. Policjanci twierdzili, że rozpytali wszystkich sąsiadów, potem okazało się, że tylko niektórych. Zamiast szukać, siedzieli w radiowozie i jedli kanapki - przyłapały ich na tym koleżanki babci i ostro opieprzyły. A znalazł zaginioną nie żaden policjant tylko wędkarz. Niestety, wpadła do dołu z wodą na Winnicy i się utopiła.

Duże zamieszanie

- Problem zaginięcia nie kończy się wraz z odnalezieniem żywej lub martwej osoby - dodaje Katarzyna Smól. - Nasza rola polega nie tylko na nagłaśnianiu faktu zaginięcia, ale na pracy z rodzinami. Chodzi o pomoc psychologiczną i prawną. Mało kto zdaje sobie sprawę, jakie zamieszanie wywołuje czyjeś zaginięcie. Chodzi o kwestie urzędowe, spadkowe. Dotyczy to dużej grupy osób. W tej chwili prowadzimy 1723 sprawy, a wiemy, że tylko co dwudziesty przypadek do nas trafia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!