Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywiad z marszałkiem Piotrem Całbeckim

Sławomir Bobbe
Piotr Całbecki do1 Piotr Całbecki, do rozmowy T.Bielickiego
Piotr Całbecki do1 Piotr Całbecki, do rozmowy T.Bielickiego Jacek Smarz
O pamiętnej sesji sejmiku, bydgoskich projektach unijnych i obwinianiu niewłaściwych osób rozmawiamy z marszałkiem województwa Piotrem Całbeckim.

Prawie 44 tysięcy głosów poparcia w wyborach. Poseł Tomasz Lenz już stwierdził, że ten wynik sprawia, że jest Pan naturalnym kandydatem do objęcia fotela marszałka. W Bydgoszczy mówiono - to fantastyczny wynik, ale „zrobiony” po stronie toruńskiej. Czy w Bydgoszczy uzyskałby Pan podobny wynik?
Każdy zdobywa głosy w okręgu, w którym mieszka. To były wybory do sejmiku, a nie na marszałka województwa. Nie traktuję tego typu wyników jako automatycznej rekomendacji do objęcia funkcji marszałka. Uprawnienia do konstruowania składu zarządu pochodzą jednak z gremium politycznego, w którym się funkcjonuje i ja takie uzyskałem. Ale to prawda, że osoby, które na mnie głosowały, w ten sposób dobrze oceniły moją dotychczasową pracę marszałka na rzecz mieszkańców województwa. Mimo że nie wykorzystywałem funkcji marszałka i nie afiszowałem się z nią w czasie kampanii wyborczej.
Część osób śmiała się, gdy w mediach pojawiły się informacje, że premier Kopacz może wyciągnąć wobec Pana konsekwencje za „wycięcie” z zarządu województwa bydgoskich kandydatów. Tak naprawdę jest Pan już niezależnym politykiem.
Współpracuję od początku z Platformą Obywatelską i jak wiadomo wywodzę się z RS AWS. Związałem się z PO, po to by budować nową Polskę w oparciu o nowoczesne standardy polityczne. I nie zawiodłem się. Cieszę się, że moje indywidualne wyniki wyborcze wzmacniają PO w regionie i Polsce. Nigdy nie wykorzystywałem i nie będę wykorzystywał potencjału, który zgromadziłem, by wchodzić w nie swoją rolę. Unikam ostrych dysput politycznych, to nie mój obszar. Samorząd to miejsce, w którym realizuje się oczekiwania zwykłych ludzi, co wymaga zgodnego działania wszystkich radnych. Nie zgadzam się z tezą, że ktoś został wycięty. Bydgoszcz jest silnie reprezentowana w zarządzie województwa.
Był Pan zaskoczony tym, że Zbigniew Pawłowicz postanowił powalczyć o fotel marszałka? Jego wynik - 8 głosów poparcia, przy 5 wstrzymujących się, wygląda nieźle...
Dziękuję 19 radnym województwa, którzy mi zaufali i oddali głos na moją kandydaturę. Zarządzenie województwem to gra zespołowa i trzeba określić się, po której stronie tego procesu się stoi: czy jest się za, czy w opozycji. Będę nadal pracował nad tym, aby przekonać tych 5 niezdecydowanych radnych, a także przeciwników do współpracy. Z szacunkiem traktuję wynik radnego Pawłowicza, który nie miał umocowania politycznego w PO i nie był kandydatem koalicji. Ten wyniki oznacza jednocześnie, że ustalenia na poziomie politycznym, które poczyniliśmy konstruując umowę koalicyjną nie zostały dochowane. Podpisały ją 22 osoby. Zabrakło podpisów radnych Pawłowicza i Doroty Jakuty, którzy otwarcie pokazali, jaka jest ich decyzja, jeśli chodzi o moją osobę i przedstawiony skład zarządu.
Na sesji sejmiku deklaruje Pan poparcie dla Bydgoszczy, mówi Pan, że to także Pana miasto, a chwilę później wycina Pan bydgoskich kandydatów do zarządu województwa..
Przedstawiciel Bydgoszczy powinien mieć i ma silne umocowanie w zarządzie. Pech chce, że nie jest to kandydat akceptowany przez środowisko związane z obozem prezydenta miasta. Mówimy z jednej strony o Zbigniewie Ostrowskim, ale również o Edwardzie Hartwichu, który też nie był akceptowany. Różnimy się co do oceny przydatności poszczególnych osób i ich kompetencji do zasiadania w zarządzie. Są takie osoby, które uważają, że nie powinienem być marszałkiem lub, że powinienem być ubezwłasnowolniony w decyzjach, które podejmuje zarząd. Dlatego zaproponowano mi osoby dla mnie nie do zaakceptowania. Ponadto to marszałek wskazuje osoby do zarządu - takie jest prawo. Nie potrzebuję opiekunów, ale osób do ciężkiej pracy. Dla dobra mieszkańców musimy wspólnie realizować jedną wizję funkcjonowania województwa, która uwzględnia oczekiwania 33 radnych sejmiku. Retoryka o wycinaniu jest bezpodstawna, ponieważ konstruowanie składu zarządu to nie wycinanie, a odwrotnie - dobór odpowiednich osób. Nie oznacza, to że nie staram się zrozumieć innego punktu widzenia. Moim zdaniem cały dyskurs powinien się koncentrować na założeniach programowych. Tymczasem podczas dyskusji o składzie zarządu, nie usłyszałem ani słowa o tym, co trzeba zrobić dla Bydgoszczy.
Mówi Pan o kompetencjach do zasiadania w zarządzie Sejmiku. Sławomir Kopyść sam określił siebie mianem „wioskowego głupka”.
Sławomir Kopyść popełnił gafę. Powoływanie się jednak na nagrania taśmowe w sytuacji, gdy nie kontrolował tego, co mówi jest nadużyciem i złośliwością. Każdemu z nas - mnie czasami też - zdarzają się chwile rozluźnienia i nie chcielibyśmy później przytaczania naszych „złotych myśli”. Ale przyznaję - ta niefrasobliwa wpadka nie powinna mieć miejsca, bowiem może rzutować na bardzo dobrą dotychczasową jego pracę w zarządzie. Sądzę, że Sławomir Kopyść udowodni przez najbliższe cztery lata, że można na niego liczyć.
Co Pan obiecał radnym, którzy pierwszy raz zagłosowali przeciw kandydaturze Zbigniewa Ostrowskiego?
Doszliśmy wtedy do zenitu emocji, byliśmy poturbowani pierwszym głosowaniem. To było bardzo dziwne, gdy opozycyjny radny zgłasza kandydata na marszałka z obozu koalicyjnego, a ten …. wyraża na to zgodę. To szok dla tych, którzy pierwszy raz zasiedli w sejmiku i doświadczyli złamania zasad. Dla łagodzenia emocji zarządzono przerwę, by to wyjaśnić. Nie padły żadne obietnice, nie było łamania kołem, ani żadnego szantażu politycznego. Wyjaśniliśmy z jakich powodów Pan Ostrowski jest kandydatem na wicemarszałka. Było to potrzebne, bowiem rzeczy działy się tego dnia szybko i nie każdy radny wiedział, jakie są decyzje rady regionalnej PO. Powtórne głosowanie miało sens. Mieliśmy umowę koalicyjną, a ktoś jej nie przestrzegał. Rozmawiałem z radnym Pawłowiczem, z którym zawsze mi się dobrze pracowało. Był zatroskany o losy CO. Pojawiło się wówczas bowiem mnóstwo spekulacji i plotek dotyczących przyszłości tej jednostki.
Boi się Pan przyjechać do Bydgoszczy na sesję rady? Nie odpowiedział Pan na zaproszenie przewodniczącego Romana Jasiakiewicza...
Chciałem pożegnać się z poprzednią radą miasta tak, jak to zrobiłem w Toruniu a nie uczestniczyć w pożegnalnym maglu. Chętnie przyjadę na spotkanie z nową radą, by nawiązać współpracę.
Pan, pomijając jakieś oficjalne wizyty w firmach typu PESA, rzadko pojawia się w Bydgoszczy w przestrzeni publicznej.
Prowadzimy na terenie Bydgoszczy wiele instytucji i jednostek. Chociażby z tego powodu w ramach gospodarskich wizyt bywam tu często. Dodatkowo ze względu na potencjał miasta i jego znaczenie dla regionu odbywam tu wiele spotkań, konsultacji i rozmów z przedstawicielami różnych środowisk: gospodarczych, naukowych, organizacji pozarządowych, społecznych. Wyliczać można by długo.
Patrzymy na mapadotacji.pl i widzimy - z RPO na bydgoszczanina mamy tyle pieniędzy, na torunianina tyle. Po bydgoskiej stronie jest mniej, z czym tu polemizować?
Obwinia się za taką sytuację niewłaściwą osobę. Nie mam w tym winy. Tłumaczyć taki stan rzeczy powinien ten, którego sprawy dotyczą. Jeżeli chodzi o RPO - dziś mogę jechać do Bydgoszczy i wyjaśnić, jak to wygląda. Ale nie ma żadnego powodu dla którego mam tłumaczyć, dlaczego Bydgoszcz dostała niewiele środków z programów krajowych. To nie tak, że złożone projekty są złe. One po prostu muszą w ogóle powstać i zostać złożone w odpowiednim czasie. Musi być również strategia dochodzenia do środków. Na szczęście dla mieszkańców Bydgoszczy my taka strategię mieliśmy. Dzięki temu złożyliśmy dobry wniosek na cały projekt BiT City i uzyskaliśmy rekordowe wsparcie. Dlatego możliwa jest budowa tramwaju do Fordonu o wartości ponad 442 milionów złotych. Do tego dochodzą przebudowy przystanków kolejowych Bydgoszcz Leśna i Bydgoszcz Bielawy, kończąca się rozbudowa węzła zachodniego, którego częścią jest ulica Grunwaldzka, stworzenie systemu biletu metropolitalnego i powstanie przystanku Bydgoszcz Błonie. Te inwestycje będą warte ponad 0,5 mld zł. Bez realizacji tego kompleksowego projektu nie byłaby możliwa modernizacja linii kolejowej i budowa nowego dworca Bydgoszcz Główna.
To co Pan teraz mówi jest zadziwiająco spójne z tym, co mówiła opozycja o prezydenturze Rafała Bruskiego tuż przed wyborami.
I też niesłusznie, bo prezydent Bruski wszedł w buty uszyte przez swojego poprzednika Konstantego Dombrowicza i tak zostało. W zadziwiający sposób przed wyborami zawiązała się koalicja dwóch konkurujących ze sobą pretendentów do fotela prezydenta Bydgoszczy, przeciwko mojej osobie. W naszym RPO nie ma odrzuconych bydgoskich projektów. Co więcej, wiele z nich było naszą inicjatywą, jak chociażby centrum wystawiennicze w Myślęcinku dofinansowane przez nas kwotą blisko 21 milionów złotych. Szkoda, że na niedawne wmurowanie kamienia węgielnego nie dostaliśmy nawet zaproszenia. Niektórzy nie chcą tego słyszeć ze względu na politykę, którą uprawiają.
Pana decyzje psują często atmosferę między miastami. Tworzenie konkurencji dla bydgoskiego PKS, brak pieniędzy na Młyny Rothera czy dofinansowane z kasy województwo wydawnictwo „Mówią Wieki”, w którym pomija się rolę Bydgoszczy. To przykłady z ostatnich miesięcy.
Realizujemy wiele przedsięwzięć popularyzujących historię regionu. Niedawno sfinansowaliśmy obszerną pracę naukową Wiesława Trzeciakowskiego „Śmierć w Bydgoszczy. 1939-1945” odkłamującą historię „Krwawej niedzieli”, a to przecież ważne. Jeśli chodzi o KPTS, gdy pojawiły się informacje na temat potencjalnego konfliktu poleciłem, by nasze służby spotkały się z szefostwem PKS i uzgodniły taki przebieg linii, by nie były konfliktowe. Rozkład trzeba wspólnie ułożyć. Nie chcemy komuś odbierać chleba, chcemy uzdrowić KPTS. Posługiwanie się pojedynczymi przykładami wyrwanymi z kontekstu i mającymi potwierdzić fałszywe tezy, nie daje żadnych podstaw, by podważać nasze zaangażowanie, pracę i działania na rzecz Bydgoszczy. Dobrze prowadzimy również nasze instytucje kultury, placówki edukacyjne czy szpitale w mieście. Bierzemy na siebie odpowiedzialność za port lotniczy działający w skrajnie trudnych warunkach. Walczymy, by się rozwijał i żeby w ogóle był, bo jego zamknięcie spowoduje, że już nigdy może się nie odrodzić. A niektórzy zamiast zaufać i pomagać prezesowi lotniska tylko krytykują. A przecież każdy może pomóc we wprowadzeniu nowego połączenia lotniczego. Dlaczego nie ma chętnych? Podobnie jest ze służbą zdrowia - czy naprawdę nie widać nowego budynku szpitala dziecięcego na Chodkiewicza? Przecież kiedyś mówiło się o tym, że ma być zamknięty, a teren sprzedany deweloperom.
Jak Pan widzi współpracę z Bydgoszczą w nadchodzących latach?
Nie chcę dłużej mówić o konfliktach, to jest tak nużące. Nie dam się zepchnąć do roli sublokalnego lidera. Jestem gospodarzem całego województwa - Bydgoszczy i wszystkich miast, miasteczek i wsi. Te prawie 44 tysięcy głosów to mandat do tego, by budować przyjaźń. Wielu z moich wyborców powie, że chce dobrej współpracy Torunia z Bydgoszczą. Nikt w regionie tego konfliktu nie rozumie. Poza politycznymi celebrytami, którzy go regularnie podsycają dla tylko sobie znanych celów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty