Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomienie o SPA na Brdzie

Wojciech "Szczapa" Romanowski
Po zamieszczeniu felietonu w ostatnim Vipie "A rzeka Brda wciąż płynie" dostałem taki list, który postanowiłem przedstawić czytelnikom.

Dzięki Panie Redaktorze.
Piszesz pięknie o naszej Byrdzi, nad którą ja się wychowałem.

Gdy tylko powstała Astoria wszyscy razem z kolesiami z tzw. sąsiedztwa pozapisywaliśmy się tam na różne sekcje, głównie pływania i skoków (była tam przez parę pierwszych lat fajna trampolina).
Tam się nauczyłem ponoć pięknie skakać i coś musi w tym być, bo skok na główkę nawet z paru metrów (osobisty rekord 12m) to moja specjalność po dziś dzień (mimo zaawansowanego wieku he he he).
Potem nabyte umiejętności wprowadzaliśmy w życie, spędzając trzy czwarte wakacji (jedna czwarta czyli 2 tygodnie wyjeżdżało się z rodzicami na wczasy FWP) na bulwarach, głównie na odcinku od Astorii po mosty kolejowe.
Czasami wybieraliśmy się aż do rachitycznego mostu przy papierni i z niego dawaliśmy na tzw. Kiepę, czyli na główkę w nurt zawirowanej i gęsto zawodorostowanej rzeki.
Nikomu nigdy nic się nie stało, może, a nawet chyba głównie dzięki edukacji nabytej na Astorii.
Przypominam sobie również jak na wysokości elektrociepłowni czepialiśmy się płynących barek, oczywiście cichcem aby załoga nie widziała.
Czasami goniliśmy się też po spławianych Brdą tratwach.
Natomiast pod koniec dnia na Królówce, gdzieś w okolicach mostów kolejowych, podnosiło się kamienie rzeczne w poszukiwaniu raków, które później z dumą i znawstwem gotował nasz starszy kolega Jurek Winter.
Tylko ten pisk biedaków parzonych wrzątkiem pamiętam do dziś i spać przez to czasami nie mogę (he he he).
Pewnego lata dokonaliśmy epokowego odkrycia, a mianowicie wody termalne w postaci spuszczanej do Brdy podgrzanej do ok 30-35 stopni wody z elektrociepłowni.
Był tam odkryty betonowy kanał, schodzący tarasowo do rury (jakieś 0,5m
średnicy) biegnącej pod Unii Lubelskiej i zakończonej pod lustrem Brdy.
Szkopuł w tym, że wody w kanaliku było po kostki, a sam kanał boki miał jakieś metrowej wysokości. Jako pomysłowi konstruktorzy z ulicy Dworcowej (moja ferajna) szybko uwinęliśmy się z tym problemem, budując tamę u wejścia kanału pod ulicę. Tam była krata, więc jakieś cegły i inny gruz miały oparcie. Lustro wody termalnej szybko podniosło się do prawie metra.
Spa działała parę dni (oczywiście nagle pojawiły się tłumy chętnych zażycia termalnych rozkoszy). Niestety napór wody robił się coraz większy i bieda tama z hukiem się rozleciała porywając ze sobą najbliżej stojącego kolegę.
Z ogromną prędkością przeleciał pod Unii Lubelskiej i prawie nieprzytomny zatrzymał się na drugiej kracie ( tej od strony Brdy). Na szczęście lato było suche i lustro wody opadło poniżej wylotu.
To uratowało naszego kamrata. Paru silnych rzuciło się do wyrwania żelastwa i tak uwolniliśmy z opresji jedyną ofiarę naszych wakacyjnych przygód związanych z tym magicznym miejscem jakim jest nasza rzeka.
Gdyby mama wtedy wiedziała choćby 10% z moich rzecznych przygód toby dostała zawału lub osiwiała w wieku 35 lat.
Pozdrawiam serdecznie
Alfred Weilandt

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!