Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wraki pełne piachu i tajemnic

Jacek Kiełpiński
Wisła odsłania je jedynie przy swych najniższych stanach, dlatego o ich istnieniu wiedzą tylko nieliczni pasjonaci. Wybrani stanęli na nich suchą stopą. Solidnych badaczy próbują uprzedzić złomiarze.

Wisła odsłania je jedynie przy swych najniższych stanach, dlatego o ich istnieniu wiedzą tylko nieliczni pasjonaci. Wybrani stanęli na nich suchą stopą. Solidnych badaczy próbują uprzedzić złomiarze.

<!** Image 2 align=middle alt="Image 37525" sub="„Moniuszko”? „Fortuna”? Na pokład wraku leżącego na 695,1 kilometrze Wisły wejść można tylko przy naprawdę rekordowo niskich stanach. Wrak najczęściej znajduje się pod wodą. Jednak dzięki oznaczeniu żółtą boją nie zagraża statkom pływającym rzeką.">- Trzy lata temu pojawiły się propozycje wydobycia wiślanych wraków - wspomina Jarosław Wachowski, kierownik Nadzoru Wodnego Toruń - Nieszawa. - Firmy z Włocławka chciały sprowadzić w okolice Bobrownik i Bógpomóż pogłębiarki i podkopać te statki. Chodziło, nie da się ukryć, nie o prace naukowe, tylko o pozyskanie złomu. Nie zgodziłem się na wydobycie. Tyle lat te wraki tu leżą, że stały się integralną częścią rzeki. Namacalną historią. Inna sprawa, że do końca nieznaną i nieopisaną.

Boje w kolorze żółtym

Rzeka żyje. Dla niektórych to oczywista prawda, dla wielu jednak odkrycie. Tym drugim wydaje się, że rzeka to po prostu rodzaj kanału, którym płynie woda. To przeszkoda, która wkurza ich, gdy brakuje w pobliżu mostu. A przeraża, gdy zbliża się powódź. Wtedy nagle wszyscy sobie przypominają o istnieniu Królowej Polskich Rzek, co zresztą brzmi dziś jak wyświechtany slogan z minionej epoki. Ale co się dziwić, skoro Wisłą, o którą kiedyś wojny z Zakonem prowadzono, którą płynęły z całego Królestwa towary do Gdańska, dziś przepływa zaledwie kilkadziesiąt statków rocznie?

- Bywało już gorzej. Sześć lat temu na odcinku Włocławek - Fordon zarejestrowaliśmy pięć rejsów - dopowiada Jarosław Wachowski. - W tym roku przepłynęło 30 jednostek. Jakby na to nie patrzeć, to już jakiś postęp. Ale nasza praca, utrzymanie szlaku żeglownego, musi być wykonana niezależnie od tego, ile jednostek przepłynie. Bakeny, czyli boje zielone z lewej strony i czerwone z prawej szlaku wodnego, musimy praktycznie co miesiąc przestawiać. Nurt przepycha łachy o ponad pięćdziesiąt metrów w ciągu roku. Gdyby zaprzestać korygowania oznaczenia nurtu, każda większa jednostka wpadłaby na mieliznę.

W nurcie Wisły są jeszcze inne boje. Żółtym kolorem oznaczono przeszkody chyba najciekawsze - zatopione w rzece wraki.

- Tak się składa, że trzy największe leżą poza głównym nurtem. Jeśli tylko trzymać się ściśle naszych oznaczeń, praktycznie nie można na nie trafić. Jednak oznaczyliśmy je dla pewności - dodaje kierownik Wachowski.

<!** Image 3 align=right alt="Image 37525" sub="Profesor Marek Grześ z UMK w maszynowni zatopionego statku">Wydawałoby się, że wraki na dnie Królowej powinny być znane i dokładnie opisane. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Wśród historyków, badaczy, eksploratorów i poszukiwaczy skarbów nie ma zgody. Według niektórych źródeł, najbliżej Bobrownik przy niskiej wodzie ukazuje się „Fortuna” - statek zatopiony na początku II wojny światowej. Wyżej, kilometr w stronę Włocławka, ma leżeć „Certa”, zatopiona w tym samym czasie, a kilka kilometrów dalej przy prawym brzegu nieznana kanonierka.

Włodzimierz Antkowiak, autor książki „Skarby, poszukiwania i poszukiwacze”, podaje inną historię. Wrak leżący najbliżej Bobrownik miał zatonąć w 1920 roku w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Była to polska jednostka utrudniającą bolszewikom przeprawę przez Wisłę. Parowy bocznokołowiec obsadzony przez polskich żołnierzy miał zostać trafiony pociskiem w maszynownię.

Bolszewicy stracili orientację

- Profesor Waldemar Rezmer z Instytutu Historii UMK, zajmujący się wojną 1920 roku, ma do tej wersji wiele wątpliwości - mówi Włodzimierz Antkowiak. - O zatopieniu polskiego parowca nie pisze bowiem w swych obszernych wspomnieniach dowodzący 3. korpusem kawalerii niejaki Gaj-Chan.

A opisuje on w miarę dokładnie próbę forsowania Wisły w okolicach Bobrownik. Przedrzeć miał się niewielki oddział, który ostatecznie wysadził fragment torów relacji Ciechocinek - Aleksandrów Kujawski. Sowieci z nerwów stracili orientację - sądzili, że udało im uszkodzić główną arterię kolejową Gdańsk - Warszawa.

Historia wraku znana jest wśród mieszkańców Bobrownik. Głównie za sprawą emerytowanego nauczyciela historii, Stanisława Ruzika, który przez lata zbierał przekazy i czynił poszukiwania w archiwach.

<!** reklama left>- To „Moniuszko”, polski statek, który patrolował rejon Dobrzyń - Nieszawa. W czasie wojny 1920 roku pływały tu 3-4 podobne jednostki - zaczyna opowieść. - Bolszewicy stacjonowali w Bobrownikach. Żołnierze mieli stanowiska ogniowe na ruinach zamku, a dowódca, którego znam pod nazwiskiem Gaj-Gaj, miał kwaterę w budynku obecnego Urzędu Gminy. To musiał być lipiec, może początek sierpnia 1920 roku, gdy „Moniuszko” został trafiony. Jego dowódca, porucznik Pierzchalski, zginął na pokładzie. Nazw tych innych wraków nie znam.

Nazwa „Moniuszko” pojawia się też w wersji znalezionej przez nas w Internecie. Osoba podpisująca się KJ omawia losy flotylli wiślanej. Według tego opisu, „Moniuszko” wraz z „Neptunem” miały asekurować „Lubeckiego” holującego dwie barki z prowiantem do Warszawy. Doszło do wymiany ognia, „Moniuszko” zatonął. Jego załoga broniła jednak barek nadal z brzegu aż do śmierci dowódcy, podporucznika Pieszkowskiego. Autor dodaje, że bolszewicy uznać mieli całe zdarzenie za spisek imperialistyczny, ponieważ nie posłużyły im amerykańskie konserwy, które przejęli. Po solidnej uczcie dostali ciężkiej dyzenterii...

Jak było naprawdę? Bez badań, a tych nikt dotąd nie podjął, chyba się nie dowiemy. Są jednak tacy, którzy praktyczną eksplorację wraków już zaczęli.

- Na wrak położony na 695,1 kilometrze Wisły udało nam się wejść dzięki wyjątkowo niskiemu poziomowi wody. Dopłynęliśmy tam pontonem z silnikiem - wspomina profesor Marek Grześ, hydrolog i glacjolog z UMK w Toruniu. - Jednostka bez wątpienia była bocznokołowcem - rzucają się w oczy zniszczone pozostałości po mechanizmie napędowym. Rzeczywiście, wybuch musiał rozerwać maszynownię, bo gołym okiem widać korbowód silnika. Mimo zniszczeń, wiele elementów pozostaje w dobrym stanie.

<!** Image 4 align=right alt="Image 37528" sub="Jarosław Wachowski: - Obserwuję te wraki. Stal jest w dobrym stanie.">Potwierdza to Jarosław Wachowski. - Oba wystające najczęściej z wody wraki obserwuję od lat. Też je zwiedzałem. Stal jest w dobrym stanie. Nalot znika pod wpływem wody i piasku. Przy kolejnym wynurzeniu metalowe elementy są jak po renowacji - powiedzmy lepiej - piaskowaniu.

Kolejne wiślane legendy

Wszyscy zdają sobie sprawę, że wątpliwości dotyczące wraków rozwiać ostatecznie mogłoby tylko ich dokładne przebadanie. Jednak wydaje się, że łatwiej eksplorować wrak na dnie Bałtyku, niż w nurcie takiej rzeki jak Wisła. Wraki wystają, i to tylko czasami, nieznacznie ponad łachy piasku, w które zostały „wtopione” - rzeka przecież żyje. Ostrożne i mozolne odkopywanie ich nie jest możliwe, bo Wisła może je ponownie zalać w każdej chwili.

Może więc jednak należałoby zezwolić firmom handlującym złomem wyrwać je brutalnie z dna Wisły, ale pod ścisłą kontrolą naukowców? Jak na razie, taki projekt badawczy nie powstał. Najpewniej więc zostanie po staremu, a z czasem losy wraków z okolic Bobrownik i Bógpomóż dołączą do wiślanych legend.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!