Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wózkowa, a czyta

Redakcja
Marta Pawłowska
Gadamy o zupkach, kupkach, chorobach. Ale nie jesteśmy głupie. Mamy zainteresowania, czasem nawet takie jak sam pan filozof.

Czy widzieliście wózkową czytającą książkę? - retorycznie zapytał kiedyś w felietonie dla „Wysokich Obcasów” Zbigniew Mikołejko, filozof, religioznawca, eseista i pedagog. - Nawet ich rozmowy są o niczym. Magma słów bez znaczenia. Słowotoki - i tyle. Według szanownego profesora „wózkowe” to „najgorszy rodzaj matek”. On zna je doskonale, bo pewnego lata obserwował je przez okno swojego mieszkania. Te wszystkie młode dziewczyny, wychodzące na plac zabaw ze swoimi dziećmi.

- To śmieszne. Spróbuj wziąć na spacer z dzieckiem książkę i czytaj ją jednocześnie pilnując małego - komentuje Kasia Wacław*, 28-letnia matka Oli i Jasia. W odpowiedzi na kontrowersyjne słowa profesora, w 2013 roku dziewczyna założyła blog. Panie Mikołejko, komunikat jest jasny - Wózkowe Czytają.

JAK SAM FILOZOF

Mikołejko zaznaczył, że jego opis dotyczy tylko pewnej grupy matek, tych niekulturalnych, roszczeniowych, czujących się jak wieczne „królowe balu” przez sam fakt macierzyństwa, zainteresowanych tylko sobą. - Tak naprawdę, to każda matka może podpaść pod ten przedstawiony w felietonie obraz - komentuje Kasia. - Po tych słowach przez chwilę zawrzało, głównie w Internecie. Ta burza stała się okazją, by wyżyć się trochę na matkach.

Wisienką na torcie tego opisu był zarzut o braku rozwoju intelektualnego matek. - Zakładając swoją stronę internetową chciałam odpowiedzieć na tę zaczepkę - dodaje dziewczyna. - Mimo że faktycznie rozmawiamy o zupkach, kupkach i chorobach, mimo że nie biegamy z dziełami Kanta pod pachą za dziećmi, a nasze maluchy depczą trawniki przed blokiem pana profesora, to nie jesteśmy głupie, mamy pasje, zainteresowania. Czasem nawet takie, jak sam pan filozof.

Na początku powstał facebookowy profil „Wózkowe Czytają”, po kilku miesiącach osobny blog o tej samej nazwie. Znajdziemy w nim opisy pozycji książkowych dla dorosłych i dzieci, konkretne drogowskazy literackie, po co warto sięgnąć. - To nie tylko książki dla rodziców. Opisuję horrory, thrillery, literaturę piękną, erotyczną, powieści historyczne i obyczajowe. Nawiązałam współpracę z wydawnictwem Replika i recenzuję ich książki. Piszę też dla Fundacji Nadzieja dla Rodzin teksty na ich portal internetowy i do wydania papierowego.

PRZEZ DUŻE N

Prywatnie Kasia to matka i żona. Jej mąż Maciek jest od niej o 15 lat starszy. - Na początku naszego związku większość ludzi była zdziwiona różnicą wieku - przyznaje. - My się w tym odnaleźliśmy. Myślę, że to dla nas swego rodzaju afrodyzjak. Poznaliśmy się na koncercie w Płocku, skąd pochodzę. Przez jakiś czas byliśmy na etapie internetowych randek. Już wtedy powiedziałam Maćkowi, że będziemy mieli dwójkę dzieci, chłopca i dziewczynkę, oraz psa.

Kasia, Maciek, pięcioletnia Ola i dwuletni Jaś to normalna rodzina. - Taka przez duże N - dodaje dziewczyna. - Obecnie panuje moda na bycie „jakąś” rodziną. Ludzie chcą stosować najbardziej wymyślne metody wychowawcze. My chcemy dać dzieciom dzieciństwo bez zbędnych ideologii. Wychowujemy je zgodnie z naszymi zasadami, uczymy tolerancji, dajemy podwaliny pod przyszłą edukację. Nie mamy ciśnienia na ekozabawki, ekojedzenie, itp. Jemy to, na co nas stać i co lubimy. Nie zmusza­my Jasia do nauki pisania w wieku dwóch lat. Wszystko na luzie - codzienne spacery, jazda na hulajnodze, czytanie książek, ale tych, na które dzieci mają ochotę.

Dziewczyna jako swój zawód podaje „family manager”. Od rana do wieczora jest na nogach i zwykle ma tylko parę chwil w ciągu dnia, by usiąść i w spokoju wypić pół kawy. Na całą czasu nie starcza. Ten tryb życia to jednak świadoma decyzja, której nie żałuje. - Godzę się na pewne ograniczenia, które towarzyszą macierzyństwu, wiem, że wypadłam z rynku pracy, ale tak zapla­nowałam swoją drogę.

KRÓLOWA NAUK

Początkowo wszystko wyglądało inaczej, jak matematyczna abstrakcja. Dosłownie, bowiem Kasia jest absolwentką studiów matema­tycznych. - To był czas, w którym żyłam jakby w innej przestrzeni. Nawet sny miałam mate­matyczne. Ten okres to najbardziej szalony etap mojego życia i bynajmniej nie przez jakieś studenckie libacje. Sama królowa nauk wystarczyła.

W tym matematycznym świecie, na czwar­tym roku studiów Kasi, urodziła się Ola. - Miko­łejko powtarzał, że wózkowe wykorzystują dzieci jako alibi, by mieć fory i wszelkie ułatwie­nia. Ja będąc w ciąży chodziłam na prawie wszystkie zajęcia, pisałam ze wszystkimi kolo­kwia, a nawet wcześniej niż reszta zdawałam egzaminy. Szło mi całkiem nieźle, czasem nawet łapałam się na stypendia naukowe. Nigdy nie oczekiwałam, że ktoś potraktuje mnie łagodniej dlatego, że spodziewam się dziecka.

Jak przyznaje dziewczyna, matematy­ka to dziedzina, której trzeba się poświęcić. - Ta dziedzina była zmaskulinizowana - komen­tuje Kasia. - Obecnie możemy już wszystko, ale uwarunkowania biologiczne, ciąża, poród, połóg nadal stanowią trudną barierę. Badania matematyczne to nie jest coś, czym można zajmować się przez chwilę wieczorami, gdy dzieci śpią. Być może wiele kobiet planowało po porodzie powrócić do zgłębiania matema­tyki, ale pewnie tylko nielicznym się to udaje. Niemniej jednak, na moim kierunku to właśnie chłopaków była tylko garstka.

Kasia nie widzi siebie jako szalonej matema­tyczki, zawsze bardziej odpowiadał jej po prostu porządek, jaki towarzyszył tej dziedzinie. Prze­kłada się to na życie codzienne. Jak dodaje, ścisły umysł ma ktoś, kto zagadnieniom huma­nistycznym nadaje cechy matematyczne. - Lubię mieć wszystko zaplanowane, nie znoszę nagłych zmian. Dobrze się czuję, gdy mam nad wszystkim kontrolę - stwierdza.

ROSNĘ Z KSIĄŻKĄ

Czy matematyka może funkcjonować razem z miłością do literatury? Kasia się nie zastanawia: - Tu nie ma żadnej sprzeczności, książki lubiłam od zawsze. Jako dziewczyna zaczytywałam się w literaturze detektywistycznej, upodobałam sobie także książki R.L. Steina i Ludluma. Studia to rzeczywiście czas literatury matematycznej. Potem, przy pierwszym dziecku, czytałam raz po raz. Po urodzeniu drugiego, organizacja czasu była już sprawdzona, a więc znalazłam i więcej chwil dla siebie.

Dziewczyna przyznaje, że to właśnie książki, które czytała w wieku dorastania, ukształto­wały jej gust. Teraz w szczególności lubi litera­turę grozy, tę współczesną, jak i XIX-wieczną. A jej ulubionym bohaterem jest Sherlock Holmes, z zagadkami, analizami i logiką.

Książki są także obecne w życiu jej dzieci. Ola oglądała tekturowe książeczki, gdy jesz­cze nie umiała raczkować. Dziś sama wybiera lektury, od dwóch lat należy do dziecięcej biblioteki. Jaśka przez długi czas ten temat nie interesował. Dopiero od kilku miesięcy jest w stanie wysiedzieć dłużej podczas czytania. Chłopiec załapał się na program „Rosnę z książ­ką”. Teraz zdarzają się chwile, gdy dzieciaki leżą razem i Ola czyta Jaśkowi książeczki opowiada­jąc, co jest na obrazkach.

AMBITNIEJ

Żadna kobieta, która ma dzieci, nie jest „tylko” matką. Kasia podkreśla, że każda z jej przyja­ciółek ma swoje pasje, rozrywki, dba o siebie i o swój rozwój. Urodzenie dziecka to trzęsie­nie ziemi w życiu, ale, choć brzmi to jak banał, nie można zapominać o własnych potrzebach.

- Przyznam, że jedna kwestia powodowała, że czułam się sprowadzona tylko i wyłącznie do roli matki, uzależnionej od dziecka - doda­je. - Chodzi o karmienie piersią. Sam proces karmienia naturalnego mnie odrzucał i powo­dował niechęć do Oli. Ale na przekór tym wszystkim specjalistom, mówiącym że karmiąc dziecko mlekiem modyfikowanym skazujemy je na gorszy start, przerzuciłam się na butelkę. Usystematyzowało to nasze życie, a ja znowu poczułam się kobietą.
Często jednak w codziennych sytuacjach otoczenie z automatu zakłada, że młoda matka to właśnie „wózkowa”. Że nic ambitniejszego jej nie zainteresuje. - Nawet w bibliotece - poda­je przykład Kasia. - Kiedyś przyszłam tam z Olą i choć pytałam o co innego, bibliotekarka pole­ciła mi książkę o dzieciach. Potem pozycje Paolo Coelho i książkę o problemach małżeńskich…

DLA CAŁEJ RODZINY

- Jeśli chodzi o czytanie dzieciom, myślę, że nie musi być to wcale te „20 minut dziennie” - podkreśla Kasia. - Ważne, by dziecko obyło się z książką i widywało czytających rodziców. Dorośli też mogą znaleźć w dziecięcych ksią­żeczkach wskazówki, np. jak wytłumaczyć dziecku pewne frapujące je kwestie. Na mnie ostatnio duże wrażenie zrobiła pozycja „Mała książka o życiu” Pernilli Stalfelt, która ukazuje przebieg ludzkiego życia od narodzin do śmier­ci. Ta sama autorka napisała także zabawną książkę „Twoje prawa - ważna sprawa”. Ciekawa pozycja, która inspiruje do rozmowy z dziec­kiem, to też „Uczucia. Co to takiego?” Oscara Brenifiera. Warto sprawdzić recenzję na moim blogu - dodaje z uśmiechem.

*Kasia Wacław

28-letnia mama Oli i Jasia, absolwentka Wydziału Matematyki UKW, blogerka, założy­cielka inicjatywy Wózkowe Czytają. Pisze dla serwisów duzarodzina.pl, klubsexymama.pl, mamywsieci.pl, egodziecka.pl, dzielnicarodzi­ca.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!