Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Własna filmówka?

Weronika Bogusławska
JAROSŁAW JAWORSKI, toruński animator kultury, organizator festiwalu filmowego „Tofifest”, mówi o kondycji lokalnego filmu.

JAROSŁAW JAWORSKI, toruński animator kultury, organizator festiwalu filmowego „Tofifest”, mówi o kondycji lokalnego filmu.

<!** Image 2 align=right alt="Image 132346" sub="Fot. Adam Zakrzewski">- Wiele filmów w naszym regionie powstało dlatego, że reżyser upatrzył sobie te okolice jako plan. Ale mamy też twórców filmowych pochodzących z regionu...

Można ich podzielić na tych, którzy tworzą na miejscu i tych, którzy wraz z rozwojem kariery opuścili region. Jeżeli chodzi o tę pierwszą grupę, to jest ona, niestety, stosunkowo nieliczna. Co ciekawe, większość regionalnych produkcji to filmy dokumentalne. Niewielki jest dorobek pełnometrażowego kina fabularnego. Jednym z takich filmów zrobionych przez ludzi z regionu w regionie była komedia zrealizowana przez grupę Kompania M3 - „1409 - afera na zamku Bartenstein” z 2001 roku. Jeżeli zaś chodzi o twórców stąd się wywodzących, to mamy powody do dumy. Na pierwszym miejscu znajdą się znani dokumentaliści Maciej Cuske i Marcin Sauter, a poza tym warto chwalić się takimi postaciami jak Łukasz Karwowski i Rafał Kapeliński. Z naszych okolic pochodzi również plejada polskich aktorów. Z Torunia przecież wywodzą się Bogusław Linda, Grażyna Szapołowska, Małgorzata Kożuchowska.

<!** reklama>Czy jest coś, co łączy filmy powstałe w naszym regionie?

Nie można mówić o czymś takim jak lokalna szkoła czy technika. Reżyserzy są po prostu indywidualistami. Ich dzieła zawsze są efektem osobistej refleksji. Co więcej, nie ma u nas w regionie miejsca, które by ich skupiało. W jednym miejscu można spotkać lokalnych reżyserów tylko przy okazji festiwalu, na przykład na „Tofifest”.

<!** Image 3 align=left alt="Image 132346" sub="Na bydgoskich dachach ekipa kręcąca „Magiczne drzewo” / Fot. Dariusz Bloch">Dlaczego?

Nie mamy szkoły filmowej, nie mamy regionalnej wytwórni, hal zdjęciowych, a nawet regionalnego funduszu filmowego, jakie powstały już w prawie wszystkich regionach Polski. Festiwal „Tofifest” stara się robić co może dla twórców filmowych z regionu. Jest wysoka nagroda pieniężna i staramy się za każdym razem wyłuskiwać te nazwiska, które powinny być zauważone. Ale to wszystko, co możemy zrobić. Żeby naprawić sytuację, należałoby przede wszystkim założyć jakąś namiastkę szkoły filmowej. Myślę, że z czasem powstałoby zaplecze techniczne i wszystko inne, co jest potrzebne do tworzenia filmów. Najgorsze jest to, że my ten projekt konsekwentnie zgłaszamy od kilku lat władzom regionu i uczelniom, ale na tym się kończy. A przecież na Akademii Muzycznej w Bydgoszczy jest kierunek realizacja dźwięku filmowego. Czyli coś, wokół czego można by zbudować inną nową strukturę.

<!** Image 4 align=right alt="Image 132346" sub="Michał Żebrowski i Andrzej Seweryn w Toruniu na planie „Kto nigdy nie żył” / Fot. Jacek Smarz">Co w takim razie stoi na przeszkodzie?

Nikt się nad tymi projektami nie pochyli, dopóki nie zrozumie, że film to zysk. Stworzeniem takiego studium filmowego mogłaby przecież zająć się jakaś szkoła. Nauka oczywiście nie byłaby bezpłatna, więc każdy byłby zadowolony. Zresztą nie widzę powodu, dla którego osoby związane z filmem z naszego regionu miałyby odmówić współpracy z taką szkołą. To byłby też dobry pomysł na zatrzymanie na miejscu takich twórców jak np. Łukasz Karwowski. Zresztą, teraz już nikt nie udaje, że filmy robi z czystej miłości do sztuki. To jest po prostu biznes. Świetnie rozumie to np. Łódź, która zainwestowała w serial „Londyńczycy”. Zostanie w nim wykorzystanych kilkanaście miejsc tego miasta. Władze Łodzi doskonale rozumieją, że film to także niebywałe przedsięwzięcie marketingowe.

W takim razie, co się dzieje z tymi wszystkimi dziełami, które powstają w regionie?

Było kilka prób promowania regionalnych produkcji. Kilka lat temu - organizowany przez Katarzynę Jaworską i przeze mnie - festiwal „Tofifest” stworzył „Wielopak”, czyli Festiwal Filmów Toruńsko-Bydgoskich. Wykonaliśmy wtedy naprawdę ciężką pracę. Zebraliśmy kilkadziesiąt filmów, które powstały w regionie, począwszy od fabularnych, skończywszy na dokumentach i animacjach. W „Wielopaku” znalazły się filmy m.in. Macieja Cuskego, Jacka Szymczaka, Tomasza Szafrańskiego czy animacja Jacka Kościuszki. Za tę animację udało nam się zdobyć egzotyczną nagrodę na Festiwalu „Fish Eye” w stolicy Mongolii Ułan-Bator. Bo z tymi produkcjami jeździliśmy później po świecie. Niestety, wszystko się skończyło, m.in. dlatego, że zabrakło funduszy. Nasza inicjatywa była non profit. Do dzisiaj jednak „Tofifest” przyznaje corocznie nagrodę najlepszym filmowcom z regionu - „Flisaka” - i ma pasmo filmów regionalnych „Lokalizacje”.

Jest więc szansa, by rozwinął się u nas twórczy ośrodek filmowy?

Dopóki ludzie i instytucje nie zdadzą sobie sprawy, że kinematografia niesie z sobą pieniądze, pozostaniemy w tym miejscu. Jednocześnie jakoś nie ma atmosfery, żeby rozmawiać o konkretach. To smutne, bo z jednej strony mamy wspaniałych aktorów i reżyserów, którzy wywodzą się z naszych miast, a nie ma pomysłu, by to wykorzystać. A warto spróbować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!