Witajcie w nudnym piekle

Sielsko i anielsko, jako kraina, do której nie dotarł wyścig szczurów i samotność dużych miast, za to ocalały normalne sąsiedzkie więzi.

Tytułowe "Miasteczko Cut Bank" z premierowego filmu Shakmana to raczej taka smętna życiowa pułapka. Miejsce, gdzie mamy małe aspiracje, małe tęsknoty, i małe radości. I z którego ci, którzy mają jakiekolwiek plany, czmychają aż miło. Choć zwykle jednak zostają - trochę ze strachu, trochę z niewiary w siebie, trochę licząc na jakąś zmianę. Tyle że ta nigdy nie nadchodzi, aspiracje gasną z każdym rokiem, a opowieści o podbijaniu świata zaczynają brzmieć coraz bardziej fantastycznie. I zostaje tylko codzienne, nudne piekło.

Takie miejscowości mają oczywiście swoje tajemnice, zwykle też malutkie. "Miasteczko Cut Bank" wpisano jednak w schemat thrillera, więc tajemnice muszą być soczyste. I są, tyle że sam film soczysty już jest tak sobie. Przede wszystkim ciąży nam specyficzny klimat tej opowieści, kojarzącej się raczej z zaginionym filmem braci Coen niż oryginalną i nowatorską propozycją.

Coenowie mają bowiem tak wyrazistą manierę, że podobna poetyka zawsze sprawia wrażenie kopii. Sama fabuła też zresztą nie ucieka schematom. Wszystko zaczyna się w momencie nagrywania filmiku przez urodziwego młodziana i jego cud dziewczynę. Chłopak przy okazji nagrywa zabójstwo miejscowego listonosza. A za takie nagranie amerykańska poczta, dbająca o swoich pracowników, płaci sporo. Akurat tyle, żeby na dobre wynieść się z miasteczka bez perspektyw.

Atrakcja tego filmu to na pewno parada świetnych, aktorów, idealnych do coenowskich klimatów - Johna Malkovicha, Billy'ego Boba Thorntona czy Bruce'a Derna. Panowie czarują nas jak zwykle, tyle że żaden tym razem nie zaczarował nas bezgranicznie. CP