Dyrektorzy szkół, położonych głównie w centrum miasta, narzekają, że odkąd strażnicy miejscy wynieśli się z ich szkół, poziom bezpieczeństwa znacznie się obniżył.
- Gdy była straż miejska, był porządek. Nie jestem w stanie utrzymać go zwłaszcza na zewnątrz budynku, gdzie podczas przerwy dyżuruje jeden nauczyciel. Poza przerwami nikogo tam nie ma - mówi dyrektorka jednej ze szkół w centrum miasta.<!** reklama>
Mieszkańcy się skarżą
- Dostajemy telefony od mieszkańców, których irytuje młodzież paląca w klatkach schodowych papierosy i hałasująca pod oknami. Kiedyś przynajmniej bali się strażników. Nie wyślę przecież nauczycieli, by gonili młodzież pod blokami. I tak zostali poproszeni, by idąc i wracając ze szkoły zahaczyli o miejsca, w których najczęściej gromadzi się młodzież - mówi inny dyrektor.
Wszystko zmieniło gdy... zmienił się program „Bezpieczna szkoła”.
- Na początku było tak, że do wybranych placówek zostali skierowani strażnicy miejscy na stałe dyżury. Część dyrektorów, która na początku nie chciała strażników u siebie, potem zdanie zmieniła, głównie pod wpływem rodziców, którzy uważali, że w placówkach chronionych przez straż poprawiło się bezpieczeństwo. Z biegiem czasu chętnych było coraz więcej - mówi Arkadiusz Bereszyński, rzecznik Straży Miejskiej w Bydgoszczy.
Gdyby obstawić strażnikami wszystkie szkoły w mieście, czyli ponad 100 placówek, zabrakłoby w ogóle strażników na ulicach. Zmieniono więc program „Bezpieczna szkoła”.
- Teraz prowadzony jest na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to patrole, często prowadzone wraz z policją, które patrolują teren przy szkole, ciągi komunikacyjne, by później pojawić się w szkole, porozmawiać z dyrektorem czy pedagogiem o zagrożeniach. Potem znów patrol wokół szkolnych terenów - mówi Arkadiusz Bereszyński.
Przyznaje jednak, że patrole, w zależności od konieczności, w różnych szkołach pojawiają się z różną częstotliwością.
- Bywa tak, że patrol pojawia się raz w tygodniu, ale też i tak, że w danej placówce jest co dzień.
Druga płaszczyzna to prewencja - spotkania z młodzieżą, uczulanie na niebezpieczeństwa, na przykład przed wakacjami. Ostatnio w szkołach uświadamiano... rodziców o niebezpieczeństwie zjawiska zwanego dopalaczami.
Szkoła to nie areszt
- Nie może być tak, że przychodząc do szkoły czujemy się, jakbyśmy wchodzili do aresztu, szkoła nie ma być miejscem pod stałym nadzorem - uważa Leszek Latosiński, zastępca dyrektora wydziału edukacji bydgoskiego ratusza. - Akcja w swoim czasie spełniła swoje zadanie i została zakończona. Przygotowujemy jednak kolejne rozwiązanie, które w pewien sposób uzupełni program „Bezpieczna szkoła” w obecnej formule. Nie mogę jednak jeszcze mówić o szczegółach.