Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W pięć dni pięć meczów. DJ Gambit po powrocie z USA

Marcin Karpiński
Bydgoski didżej Maciej "DJ Gambit" Turowski przygotował podkład muzyczny dla zespołu wrocławskich tancerek Cheerleaders Wrocław i razem z nimi, na specjalne zaproszenie od fundacji Marcina Gortata, poleciał do Stanów Zjednoczonych. Po powrocie opowiedział nam o przeżyciach związanych z pobytem w tym kraju, bo zobaczył bardzo dużo. Zdjęcia z wyjazdu zamieściliśmy już wcześniej na naszej stronie internetowej.

Można w paru zdaniach podzielić się wrażeniami z takiego wyjazdu?

Trudno to opisać. Wiedziałem, że czeka mnie intensywny okres, lecz nie przypuszczałem, że tak to wszystko będzie wyglądało. Ciągle te Stany odsypiam. Tyle się tam działo, tyle widziało. Ciągle goniłem z jednej hali do drugiej.

Mówił pan, że można książkę z tego napisać. Od czego by pan zaczął?

Od opóźnionego wylotu z Berlina. Wtorek był jedynym dniem, kiedy mogłem pójść na mecz hokeja ligi NHL. Nie było jednak szans, żeby zdążyć na początek. Miałem przez chwilę myśli, żeby zostawić torby na lotnisku, popędzić na mecz, a później wrócić po nie i dopiero wtedy udać się do hotelu. Przyjechałem jednak do obcego miasta - mówię sobie, nie dam rady.

Pogodziłem się więc z faktem, że na mecz New York Islanders, już nie pójdę. Gdy nagle przypomniałem sobie, że wieczorem grają też New York Rangers. Wziąłem mapę, patrzę, a od hotelu do słynnego obiektu Madison Square Garden dzieli mnie raptem sześć skrzyżowań. Nie było się nad czym zastanawiać. Chęć przeżycia czegoś wielkiego było tak silna, że pędziłem ile sił przed siebie, pytając przechodniów o drogę, gdy nagle zza rogu wyłonił się piękny budynek z wielkim logo MSG. Od razu wypatrzył mnie handlarz biletami. Trochę się potargowałem i nabyłem wejściówkę za 60 dolarów. Ryzykowałem, bo mogła to być przecież fałszywka.

Ale szybko poczułem uczucie ulgi. Gdy przeszedłem przez pierwszą bramkę, mym oczom ukazało się wnętrze pięknej, legendarnej nowojorskiej hali. To było coś nieprawdopodobnego. Rangersi grali tego dnia z Columbus. Usiadłem na swoje miejsce, gdy mijała druga minuta drugiej tercji.

Jaki był plan na te kilka dni?

W Nowym Jorku mogliśmy być z dziewczynami z Wrocławia tylko przez trzy dni. W środę mieliśmy zaplanowane spotkanie w polskim konsulacie w Nowym Jorku, ale wolałem w tym czasie zwiedzić to wielkie miasto, zwłaszcza, że już popołudniu musieliśmy stawić się na treningu w hali Brooklyn Nets, gdzie na nasze czirliderki czekała jedyna taka dziewczyna w NBA - Anna Smyczyńska z Nets. W czwartek rano już jechaliśmy do Waszyngtonu, żeby zdążyć na spotkanie Wizards z Los Angeles Lakers. Na piątek była już wyznaczona wizyta w ambasadzie w Waszyngtonie, bo następnego dnia czekało nas najważniejsze wydarzenie - Polska Noc w NBA, na którą Marcin Gortat zaprosił rodaków i specjalnych gości. Taki był plan ramowy. Życie przyniosło jednak dodatkowe atrakcje - wspomniany mecz w Madison Square Garden, nocny spacer po Times Square i zawody koszykówki ligi akademickiej NCAA.

Zobaczył pan na żywo, co to jest NBA - najbardziej rozpoznawalna liga świata. Te hale, tysiące kibiców zostawiających pieniądze w kasach i punktach usługowych, tę samonapędzającą się machinę. Coś pana zszokowało?

Pierwszy kontakt był niezwykle przyjemny. Gdy pojechaliśmy na trening do Ani Smyczyńskiej, okazało się, że przepustka na ten trening upoważnia mnie też do wejścia na mecz Brooklyn Nets! Dzięki niej mogłem zwiedzać cały obiekt, siadać podczas spotkania wszędzie, gdzie miałem ochotę. Oczywiście, z zastrzeżeniem, że komuś zajmę miejsce. Zaskoczył mnie klimat, który panuje w hali Nets. W niej tylko parkiet jest jasny, reszta jest mocno przyciemniona. Zobaczyłem też na własne oczy to, co słyszałem z opowiadań. Że kibice na mecz się nie spieszą. Przez pierwszą i drugą kwartę prowadzą w knajpkach rozmowy, jedzą, piją, kupują pamiątki. Na halę zaczynają się schodzić dopiero na trzecia kwartę, w komplecie zasiadają na ostatniej.

A te całe show? Dla Europejczyka musi to być imponujące.

W sensie muzycznym nic mnie nie zaskoczyło. Kibiców integruje i buduje atmosferę wiszącą w każdej hali pod kopułą wielka kostka z czterema telebimami. To koncentruje uwagę publiczności. Te wszystkie animacje, dżingle, projekcje, reklamy, tak zwane pobudzacze dopingu. Kiedy do tego dochodzi muzyka i krzyki anonsera, tworzy się taki efekt, że hala zaczyna „odlatywać”. Na hokeju, gdy byłem na Rangersach, na początku trzeciej tercji, gasną światła i słychać bicie serca. I nagle zaczynają się efekty specjalne na tafli - lodowisko pęka, pojawia się ogień, błyskają światła i zawodnicy wyjeżdżają na lód. Widowisko jest niepowtarzalne!

Zapewne trudno stworzyć podobną atmosferę w polskich halach, bo nie mamy takich telebimów…

Pod kątem dźwiękowym, muzycznym nic więcej już nie wymyślimy. W NBA i NHL napięcie rośnie wraz z tym, co się pojawia na tych wielkich ekranach. To są główne generatory emocji.

Jak pan wspomina mecze, które udało się panu obejrzeć?

Hokejowy trzymał w napięciu do końca. Goście z Columbus, obecnie to druga ekipa w NHL, prowadzili już 6:0, a nie mogli być pewni zwycięstwa... Bo oto w trzeciej tercji gospodarze zdobyli cztery bramki! Nie muszę dodawać, co w tym momencie działo się na trybunach. To było szaleństwo.

Na meczu Brooklyn Nets z z New York Knicks do trzeciej kwarty gospodarze kontrolowali jego przebieg. Ale potem goście zaczęli zmniejszać dystans. A w końcówce zdołali jeszcze odskoczyć na kilka punktów. Ku uciesze swoich kibiców, których na tym meczu nie brakowało.

Na spotkaniu Washington Wizards z Los Angeles Lakers również był spory aplauz po punktach zdobywanych przez gości. Lakersi wciąż mają w USA swoją markę. W czwartej kwarcie spotkanie zrobiło się na styku, jednak na finiszu „Czarodzieje” wygrali dość pewnie.

Na mecz ligi NCAA uczelni Georgetown był pan dość przypadkowo...

Ponieważ w trakcie prób z dziewczynami moją uwagę przykuła inna kolorystyka hali. Jak się okazało, w tym samym dniu, co Wizards grali z New Orleans Pelicans, odbędzie się mecz ligi akademickiej. Tam nikt nie odkleja reklam z parkietu, tam po prostu wymienia się całe parkiety.

Nie mogłem nie skorzystać z okazji i nie pójść na dwunastą na mecz NCAA, o której tyle słyszałem. W południe w Waszyngtonie policja musiała zamknąć kilka ulic, bo takie (w tym momencie nasz rozmówca znowu sięga po aparat) były kolejki do kas po bilety. Hala była prawie pełna. Za koszami stała i grała orkiestra akademicka. Aplauz i doping na meczach tych rozgrywek jest częstokroć większy aniżeli w NBA. W czwartej kwarcie nikt już nie siedzi. Doping jest niezwykle spontaniczny. Kibice są zżyci z zawodnikami, znają ich ze szkół. To wszystko przekłada się na atmosferę.

Najważniejsza jednak była Polska Noc…

To był znakomity mecz. Marcin Gortat też spisał się świetnie. Ale nie będę tu wiele opowiadał, bo kibice mogli obejrzeć transmisję w telewizji. Wspomnę tylko, że w przerwie mogły zaprezentować się nasze czirliderki, które spotkał duży zaszczyt już na początku, gdy wystąpiły w choreografii podczas prezentacji zawodników. Szerszej publiczności pokazała się również Joanna Jędrzejczyk, która z kolei dzięki walkom w UFC jest w Stanach Zjednoczonych bardzo popularna.

Ile to wszystko kosztuje?

Ceny biletów są uzależnione od przeciwnika. Na mecz z Lakersami można było nabyć wejściówkę za 20 dolarów, bliżej parkietu za 70-80. Ale już na starcie z Cleveland Cavaliers, którego nie mogłem zobaczyć, za najtańsze karty wstępu trzeba było zapłacić 70 dolarów. Na najważniejsze mecze biletów w ogóle można nie dostać.

Są też inne pokusy. Amerykanie na wszystkim starają się zarabiać…

Trochę dolarów trzeba mieć... W klubowych sklepikach można zaopatrzyć się w koszulki wszystkich zespołów, które z danej hali korzystają, ale na pierwszym miejscu jest zawsze ekspozycja strojów drużyny, która w danym momencie występuje. Jedzenia w hali nie polecam, lepsze dania serwowane są w budkach na ulicach.

Na meczu Waszyngtonu było ponad tysiąc polskich kibiców. Co się działo po zakończeniu spotkania?

Marcin Gortat ubrał się garnitur i przyszedł do naszego sektora. Był do dyspozycji rodaków, ten czas poświęcił tylko dla nich. Dla kibiców zatańczyły też wrocławskie czirliderki. Później przenieśliśmy się do jednego z klubów. Było w nim zorganizowane specjalne after party tylko dla zaproszonych gości z Polski. Na marginesie muszę powiedzieć, że Alicja Bachleda-Curuś świetnie tańczy. Fajna, luźna atmosfera panowała do późnych godzin nocnych.

Z Marcinem miałem okazję rozmawiać kilka razy, jest to osoba bardzo przyjaźnie nastawiona do ludzi. A w Waszyngtonie dodatkowo dbał o swoich gości, troszczył się o każdy detal.

Widziałem, że dziewczyny tańczyły na ulicy...

Jak to w kulturze amerykańskiej często bywa, ktoś siedzi na ulicy i gra na bębnach. I naszym czirliderkom wiele nie trzeba było mówić . Momentalnie zajęły chodnik i przedstawiły pod te rytmy swoją choreografię. Zebrał się koło nas spory tłum ludzi, kierowcy zaczęli trąbić. Było wesoło!

Pewnie żal był jechać na lotnisko?

Maksymalnie wykorzystałem ten czas. W sumie wyszło nieźle, w pięć dni pięć meczów. Przyjechałem do Polski bardzo nasycony emocjami. Tylko trochę żałowałem, że nie mogłem zostać na poniedziałkowy mecz Wizards z mistrzami NBA Cleveland Cavaliers, bo to było piękne widowisko, jedno z najlepszych w ostatnich latach. Bardziej myślałem o tym, żeby w dniu wylotu pojechać jeszcze na kolejny mecz ligi NHL. Tu jednak ryzyko było zbyt duże. Mógłbym się spóźnić na samolot…

To kiedy planuje pan następny wyjazd, bo nie wątpię, że chciałby pan wrócić do USA?

Zakochałem się w Nowym Jorku. Waszyngton jest bardziej europejski, grzeczny, wszystko pod linijkę, po godzinie 22 jest cicho i nic się nie dzieje. Nowy Jork to zupełnie inne miejsce, nieuporządkowane, wielobarwne, tętniące życie całą dobę. Będę chciał do niego wrócić. Może już w następnym sezonie. Tym razem chicałbym wybrać się na mecze wszystkich lig zawodowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!