Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"W filmie gra się dla pieniędzy, teatr to sprawa honoru i to tu można nauczyć się najwięcej"

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Artyści w Bohemie - Wiktor ZborowskiArtyści w Bohemie - Wiktor Zborowski
Artyści w Bohemie - Wiktor ZborowskiArtyści w Bohemie - Wiktor Zborowski Tomasz Czachorowski
Sława na pstrym koniu jeździ, dlatego lepiej podchodzić do niej z przymrużeniem oka - taką dewizą kieruje się Wiktor Zborowski.

Od czasu do czasu lubi podpuszczać łowców autografów. Kołobrzeg, duża impreza rozrywkowa z udziałem wielu gwiazd. Podchodzi widz z notesikiem i długopisem. - A jak ja się nazywam? - zagaduje Zborowski. - To już pan sam wie najlepiej - ripostuje niezrażony człowiek z notesikiem. Po chwili jego miejsce zajmuje inny. - Zbigniew... - aktor usiłuje pomóc niezorientowanemu „fanowi”. - ... Zamachowski - dopowiada za łowcę autografów. - Oj, chyba nie - łowca nie daje się wpuścić w maliny. - No to Zapasiewicz - dalej podpowiada Zborowski. Teraz widz jest usatysfakcjonowany i odchodzi z podpisem Zapasiewicza. - Zbigniew... - tym razem adresatką podpuchy jest nastolatka. - ... Herbert? - wypala dziewczyna po dłuższym namyśle. I za chwilę odejdzie z autografem wybitnego poety.

Teraz Polska!

Poetą Zborowski pewnie by nie został. Niemniej w słowie rzeźbić potrafi bardzo sprawnie. Mało kto już pamięta, że w 1992 r. aktor został laureatem konkursu na polski znak promocyjny. Pojawiła się wówczas inicjatywa Polskiego Programu Promocyjnego, którego ideą była promocja polskich przedsiębiorstw, a także ich wspieranie w zakresie marketingu na coraz bardziej konkurencyjnym rynku.

Do konkursu na hasło promocyjne zaproszonych zostało kilkudziesięciu zawodowych twórców, ale rywalizować z nimi mogli także zgłaszający się amatorzy. Wiktor Zborowski postanowił spróbować swych sił. Zanim przystąpił do wymyślania, sprawdził, jakie hasła wybierane były w innych krajach. Zrozumiał, że tekst musi być prosty i króciutki, maksymalnie trzywyrazowy. Jako drugą z ośmiu wysłanych propozycji zapisał: „Teraz Polska!” - i trafił w dziesiątkę.

W koszykarskiej kadrze

Poetą Zborowski pewnie by nie został, lecz przy 197 cm wzrostu zapowiadał się na świetnego koszykarza. W latach licealnych występował nawet w juniorskiej reprezentacji Polski. W wyborze przyszłości pomógł mu... pech. Podczas treningu zerwał więzadła w stawie kolanowym. Operacja wprawdzie udała się, lecz kilkadziesiąt lat temu tego typu uraz stawiał karierę zawodniczą pod ogromnym znakiem zapytania.

Wiedząc, że na koszykówkę nie może stawiać, Zborowski postanowił wybierać pomiędzy aktorstwem a medycyną. Do tej pierwszej profesji pchał go przykład sławnego wuja - Jana Kobuszewskiego. W rodzinie miał też wielu cenionych lekarzy. Maturzysta Wiktor powiedział więc sobie: zdaję na aktorstwo, a jeśli się nie dostanę, to za rok spróbuję na medycynę. Na szczęście dla kina i teatru do warszawskiej PWST dostał się za pierwszym razem.

Wielki Splendor

Ze swym mocnym, niskim głosem mógłby też próbować kariery w operze czy radiu. Owszem, od lat występuje w musicalach, lecz na operowe śpiewanie nigdy się nie poważył. Co innego radio - tam jego zasługi są ogromne. W ubiegłym miesiącu zostało to docenione. Wiktor Zborowski wespół z Teresą Budzisz-Krzyżanowską, stał się laureatem Wielkiego Splendora - nagrody przyznawanej przez Teatr Polskiego Radia. W tym teatrze wyobraźni aktor zagrał - bagatela - 670 ról.

Z mistrzem w teatrze

Dziś na scenie nazwisko „Zborowski” rozsławia także jedna z córek Wiktora - Zofia. Występowali razem, m.in. w „Zemście”, lecz tato do protekcji, wspierania córy nie przyznaje się. Podczas spotkania z bydgoską publicznością w ramach cyklu „Artyści w Bohemie” zawodową relację z młodszą córką scharakteryzował króciutko: - Dałem jej nazwisko. Na imię musi zapracować sama.

Zdaniem papy Zborowskiego, łatwiej pracować na nazwisko w charakterze wolnego strzelca. Jest nim od 18 lat - sam wybiera teatry, spektakle i role, które chce zagrać. Popularność przyniósł mu film - takie kreacje, jak Haber w „C.K. Dezerterach” czy Longinus Podbipięta w „Ogniem i mieczem”. Jednak najważniejszy zawsze był teatr.

- Teatr to sprawa honoru - tym razem mówi z pełną powagą. - Tam się ciężko pracuje za małe pieniądze, a efekt czasem zdaje się psu na budę. A jednak to w teatrze aktor może się nauczyć najwięcej. Tylko tam ocalał układ uczeń - mistrz i tych ostatnich wciąż nie brakuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!