Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uprzejmym być i więcej nic

Redakcja
Młody sprzedawca ze sklepu Mekka przy ulicy Dworcowej ostrożnie nachyla się do okienka i pyta wzrokiem, co podać. Za jego plecami połyskują na półkach rzędy butelek.

Młody sprzedawca ze sklepu Mekka przy ulicy Dworcowej ostrożnie nachyla się do okienka i pyta wzrokiem, co podać. Za jego plecami połyskują na półkach rzędy butelek.

<!** Image 3 align=right alt="Image 48029" sub="W nocnych sklepach klienci szukają nie tylko alkoholu i popitki">Nie musi niepotrzebnie strzępić języka, bo o cóż można spytać klienta sklepu monopolowego o pierwszej w nocy? Poza tym lepiej dużo nie mówić. Klient sprowokowany, to klient nieobliczalny. Może rzucić koszem na śmieci, butelką albo, w najlepszym razie, wiązanką bluzgów, od których trzęsą się potem ekspedientom ręce.

Po alkoholu i prochach

- Są dwa rodzaje klientów - uśmiecha się mężczyzna z okienka. - Ci, którzy najedzą się tabletek i ci, którzy za dużo wypiją. Zależy, w której dyskotece się bawili. Chyba nie muszę tłumaczyć, z którymi lepiej się rozmawia? - pyta z ironią.

Przyznaje, że z połykaczami prochów dogadać się trudno. Albo dziko się śmieją, albo bredzą coś pod nosem. Łatwo ich poznać, bo najczęściej kupują gumy do żucia i lizaki. Kiedy nad ranem włącza się im agresor, wtedy jest jedna rada: zachować spokój i udawać obojętność.

Przed innym sklepem w centrum Bydgoszczy wściekle wieje wiatr. Główna ulica, ale klientów niewielu. Niedzielna noc mija niezwykle spokojnie. Nikt się jeszcze nie pobił (odpukać), nikt nie wpadł w szał. Mimo to kobieta otulona wiśniową bluzą z polaru z obawą uchyla malutką szybkę.

<!** reklama left>- Co tu mówić? Bez sensu są te nocne sklepy. W tygodniu pustki, obrót niewielki. Tylko w weekendy pełno niedopitej młodzieży. I właśnie dla tej brzydkiej młodzieży człowiek tu ślęczy - sprzedawczyni obejmuje się ramionami, kiedy chłodne powiewy wiatru wpadają do środka. - Nie wiem, czy mogę coś mówić, bo jak się właściciel dowie, to zwolni. Nam nie wolno narzekać - dodaje.

Nie ma nocki, by nie została przez pijanych smarkaczy wyzwana i upokorzona, by jej nie grożono i nie strofowano, gdy na dłużej znika w sklepowym wnętrzu.

Niebezpieczna praca

Latem była świadkiem krwawego mordobicia. Struchlała patrzyła tylko przez wystawową szybę, modląc się w duchu o dwie rzeczy: żeby jak najszybciej przyjechała policja i żeby któryś z bandytów nie wpadł w szybę. Widziała, jak jeden drugiego katuje butelką i jak później pogotowie zabiera zmasakrowanego.

- Albo jak kradną - opowiada ekspedientka. Przez trzydzieści lat pracy w handlu nazbierało jej się wspomnień z nocnych dyżurów. - Taki młody. Cap! Klientowi przy okienku pieniądze z ręki wyrwał i w nogi - opowiada kobieta.

Do młodzieży w dresach stara się nie odzywać. Nawet gdy nie wyglądają na osiemnaście lat, absolutnie z nimi nie dyskutuje.

- Przyjdzie takich siedmiu i co? Ja mam im nie sprzedać piwa? Bić się z nimi będę? Tu straż by trzeba postawić - nie kryje bezradności.

Na Kapuściskach jeden z nocnych sklepów ma stałego klienta, wiecznie pijanego żebraka, który zaczepia ludzi w kolejce.

- Śpiewa nam tu pod okienkiem i jest szczery do bólu. Mówi otwarcie, że na wódkę albo piwo zbiera - Małgorzata spędziła za ladą sklepową ponad 20 lat i takich klientów się nie boi. Mówi, że nie czuje strachu, mimo że w pobliżu zdarzały się już napady i akty wandalizmu, a od czasu do czasu dochodzi w kolejce do kłótni, która kończy się biciem szyb i miotaniem butelek. - Niektórym klientom to nawet współczuję. Zwłaszcza kobietom, które przychodzą w środku nocy po alkohol dla swoich mężów. Dużo ich jest - dodaje. W najlepsze noce przez okienko przewija się około dwustu klientów, w większości stałych. - Ale wielu z nich, przeważnie młodych, ostatnio nie widujemy. Wyjechali z kraju - zauważa Małgorzata.

Nie tylko wódka

W nocnym sklepie kupuje się nie tylko alkohol i popitkę. Ludzie przychodzą ciemną nocą po chleb, po dwadzieścia deko twarogu, maślankę, mleko, czipsy i słodycze. Jedni po prostu zapomnieli, że lodówka jest pusta, inni przyjmują niezapowiedzianych gości, jeszcze inni wracają z dalekiej podróży.

Od czasu do czasu wpadnie nad ranem ktoś, kto nagle przypomniał sobie, że jego pies nie jadł od dwóch dni. Nocne kupowanie karmy dla czworonogów wcale nie należy do rzadkości. Najwięcej klientów jest z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę. Czasem jest ich tak dużo, że przed sklepem stoi kolejka i wtedy najczęściej dochodzi do scysji.

W sklepie przy ulicy Długiej nie ma okienka, zakupy robi się w środku. Jak zapewniają sympatyczne sprzedawczynie, Paulina i Jolanta, poważnych rozrób tu jeszcze nie było. Mówią, że na szczęście nieporozumienia klienci załatwiają między sobą na zewnątrz.

- Najwięcej klientów mamy nad ranem w sobotę. Wracają z dyskotek i wszyscy głodni. Po kiełbaskę przychodzą, kotleciki i pieczywo, jak jest, oczywiście. Dziś nie ma. Tylko razowy został - przeprasza Jolanta.

- Nie wiem, co my takie odważne, że w otwartym sklepie sprzedajemy? Chyba ktoś na górze nad nami czuwa - żartuje Paulina. - Trzeba umieć się do klienta dostosować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!