Tragedia na wodzie była blisko...

Podczas zawodów motorowodnych w Janikowie doszło do kolizji zawodników, rywalizujących w klasie 0-700.

<!** Image 2 align=middle alt="Image 25966" >O wielkim szczęściu mogą mówić Tadeusz Haręza i Amerykanin John Anderholb, który przy szybkości ok. 130 kilometrów na godzinę, uderzył z impetem w łódź naszego mistrza z Radzicza.

Skończyło się na uszkodzeniach obydwu bolidów, poważniejsze pojawiły się na łodzi sprawcy zdarzenia (na zdjęciu z lewej strony). Zawodnikom nic się nie stało, ale tragedia była blisko...

<!** reklama left>W stałym kontakcie z Tadeuszem Haręzą pozostaje jego menedżer, Stefan Czarnecki. Oto co powiedział „Expressowi”:

- W Janikowie było to zupełnie niezamierzone wydarzenie. Ważne, że żadnemu z zawodników nie stało się nic poważnego. Obydwaj mieli wiele szczęścia. Znam Tadzia od wielu lat, towarzyszę mu na dobre i złe. Ma bardzo silną psychikę, co w sporcie, a szczególnie w naszej dyscyplinie, jest ogromnie ważne. Tadziu doskonale radzi sobie w najtrudniejszych sytuacjach. Wierzę, że tak będzie również teraz...

<!** Image 3 align=right alt="Image 25967" >Dla Tadeusza Haręzy nastał teraz czas względnie szybkiej naprawy łodzi. Firmowy jeździec „Expressu Bydgoskiego” ma na to niewiele czasu, bowiem 17 czerwca w Boretto rozpoczynają się MŚ w klasie 0-500, w których nasz zawodnik zaplanował udział.

Aktualnie szuka możliwości remontu łodzi wśród polskich fachowców, wybrał się do Augustowa. Czy jednak uda się w kraju łódź naprawić? Jeśli okaże się to niemożliwe, Haręzie nie pozostanie nic innego, jak wybrać się do włoskiego producenta, co spowoduje, że motorowodniak z Radzicza w słonecznej Italii pozostanie już do wspomnianych zawodów mistrzowskich.

Pech, niestety, nie omija T. Haręzy. Jednak należy mieć nadzieję, że wreszcie skończą się wszelkie perturbacje, a uspokojeniem byłaby z pewnością dobra lokata w Boretto.