Przypadki, kiedy oboje rodzice siedzą w więzieniu, nie należą do częstych. Zazwyczaj to mężczyźni lądują „na darmowym wikcie”, a obowiązek utrzymania dzieci spada na matki.
<!** Image 2 align=right alt="Image 43865" sub="Sądy wolą umieszczać dzieci w rodzinach zastępczych niż w domach dziecka. Ale nie zawsze jest to możliwe">Bywa jednak i odwrotnie. W gminie Świecie jest kilku mężczyzn samotnie wychowujących dzieci pod nieobecność odsiadujących wyroki żon.
- Nie znaczy to, że są zdani tylko na siebie. Jeśli nie mają stałego źródła utrzymania, pomagamy im przy znalezieniu zatrudnienia w ramach prac interwencyjnych. Obejmujemy takie osoby także pomocą finansową i rzeczową w postaci ubrań, obuwia czy posiłków dla dzieci - powiedziała „Expressowi” Lidia Lemańska, kierowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Świeciu.
Rodzice w zastępstwie
Te dzieci, których oboje rodzice siedzą w więzieniu, trafiają do domów dziecka lub rodzin zastępczych.
- Nawet najlepszy dom dziecka nie zapewni tego, co rodzina zastępcza. Przede wszystkim dlatego, że dziecko nie jest oderwane od swoich bliskich i ma z nimi codzienny kontakt - argumentują pracownicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Świeciu.
<!** reklama left>Aby zostać rodziną zastępczą, trzeba najpierw uzyskać pozytywne orzeczenie z sądu. Nie każdy jednak może stworzyć zastępczą opiekę.
Wydanie zaświadczenia poprzedza zawsze wywiad środowiskowy. Ponadto sprawdza się warunki materialne i mieszkaniowe kandydatów ubiegających się o jej założenie. Sąd, decydując się na skierowanie dziecka do takiej rodziny, wybiera przede wszystkim małżeństwa już spokrewnione z dzieckiem. Z reguły są to ich dziadkowie i babcie. Pod warunkiem jednak, że nie są zbyt zaawansowani wiekowo. W powiecie świeckim jest około stu rodzin zastępczych.
Dom poza domem
Ci, którzy nie mieli szczęścia znaleźć się w rodzinie zastępczej, trafiają do domów dziecka.
Spośród 60 wychowanków Domu Dziecka w Bąkowie koło Warlubia większość wywodzi się z rodzin patologicznych. Teoretycznie powinni w nim pozostawać do 18 roku życia, jednak najczęściej ich pobyt trwa o rok, dwa dłużej, dopóki nie skończą nauki w szkole zawodowej lub średniej. Większość ma trudności z przystosowaniem się do życia poza domem dziecka.
- Zwykle wracają do patologicznych środowisk, z których trafiły do nas. Dochodzi nawet do przypadków, że ich rodzice odbierają im wyprawki pieniężne i rzeczowe, które dostają opuszczając ośrodek, i wyrzucają ich z domów - mówi Alicja Piasecka, pedagog z Domu Dziecka w Bąkowie.