<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Amerykański festiwal w Sundance nie należy do kinowego „wielkiego szlema”, ale wśród znawców ma od lat wysoką opinię jako miejsce, w którym pokazuje się wartościowe, niekomercyjne produkcje. Nie wszystko jednak, co niekomercyjne, jest zarazem wartościowe, więc i stempel „oficjalna selekcja do Sundance” nie musi być znaczkiem najwyższej jakości. Tak się chyba rzeczy mają z „Pamięcią z odzysku”. Doświadczony aktor Terry Kinney (m.in. „Firma”, „Uśpieni”) debiutuje nim jako reżyser, ściągając do współpracy niezłą jak na niekomercyjne przedsięwzięcie drużynę aktorską. Na ekranie pojawia się świetny w swej roli, choć już 73-letni Alan Alda, towarzyszą mu Virginia Madsen, William H. Macy oraz Matthew Broderick w najważniejszej dla tej opowieści roli. Film niesie, a jakże, szlachetne przesłanie. To pochwała prowincji, na której pamięć o tradycji, uczciwość i życzliwość, nie tylko w rodzinie, są jeszcze żywymi pojęciami.
<!** reklama>Paradoksalnie, to właśnie pamięć jest największym zmartwieniem bohaterów. Ale problem dotyczy wyłącznie pamięci świeżej. Postać grana przez Brodericka to dziennikarz prowincjusz, robiący karierę jako komentator polityczny chicagowskiej gazety. Jego przyszłość stanie pod znakiem zapytania, gdy przypadkowo uderzy głową w mur, po czym zacznie dokuczać mu amnezja. Niezbyt udane próby powrotu do zawodu kończą się propozycją nie do odrzucenia ze strony szefa: „Stary, weź urlop, jedź w rodzinne strony i spróbuj się pozbierać”. Nieszczęśnik trafia jednak z deszczu pod rynnę - tak mu się przynajmniej na początku wydaje. W rodzinnym miasteczku przychodzi mu zaopiekować się starym wujem (to właśnie pyszna rola Aldy), który ma początki choroby Alzheimera.
Mamy zatem stary, zapuszczony dom i dwóch snujących się po nim panów - bez pieniędzy i bez pamięci. Z tej dwójki to jednak wuj okazuje się postacią bardziej energiczną, zmuszając jednocześnie do aktywności mocno wystraszonego rozwojem wypadków siostrzeńca. Lwią część opowieści wypełni ekscentryczna eskapada do Chicago, podczas której krewniacy, wspierani przez szkolną sympatię dziennikarza i nieobliczalnego sąsiada alkoholika, będą próbowali dobić interesu życia, a właściwie dopilnować, by dobroduszny wuj tego interesu nie popsuł. I ten obszerny wątek najbardziej mnie w filmie rozczarowuje. Jako że kluczem do spokojnego jutra jest sprzedaż z pozoru bezwartościowej baseballowej pamiątki, trafiamy do środowiska zaprzysiężonych fanów tej gry - absolutnych oryginałów. Na szaleństwach całej już teraz kupy wariatów oparty został humor „Pamięci z odzysku”. Humor zbzikowany jak ludzie, których poznajemy. I przypadający być może do gustu zbzikowanej publiczności, do której się nie zaliczam..
Ocena: 1/3