Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sześć minut na wszystkie potrzeby

Katarzyna Kaczór
Czy to można nazwać legalnym miejscem pracy? To obóz pracy i to pod egidą urzędu - skarży się pani Sandra, także w imieniu koleżanki.

Czy to można nazwać legalnym miejscem pracy? To obóz pracy i to pod egidą urzędu - skarży się pani Sandra, także w imieniu koleżanki.

<!** Image 3 align=right alt="Image 50020" sub="Nie tylko te dokumenty nie pozwolą pani Sandrze z Bydgoszczy zapomnieć o próbie zarobkowania przy zbieraniu truskawek w Hiszpanii">- Zgłosiłam się do pracy na plantacji w Hiszpanii, babcia mówiła: co ci się tam może stać, skoro urząd cię wysyła. Przeżyłam horror.

Bydgoszczanka opowiada, jak wyglądała praca na plantacji.

- O 8.15 wyruszałyśmy zbierać truskawki. Rządziły Rumunki. Polki były traktowane znacznie gorzej. Gdy któraś z nas próbowała się podeprzeć rękami, nadzorca krzyczał: La casa Polonia! Polki do domu. Krzaczki rosły na wysokości kolan, trzeba było pracować w schylonej pozycji. Szef kucał, rozgarniał liście i podpatrywał, czy któraś z nas nie drgnęła. Na załatwianie się miałyśmy 6 minut, to jedyna przerwa, bo o śniadaniowej pauzie nie było co marzyć. Rumunki załatwiały się po siebie, w bieliznę robiły, w truskawki. Między krzaczkami leżały ich zużyte podpaski. Za zerwanie truskawki z jednej strony zielonej, straszna awantura.

„Ciapaj, ciapaj” (szybciej, szybciej) - goniły Rumunki. One były jak roboty. Poprosiłam w końcu o zwrot paszportu: Maniana, maniana - słyszałam. - Jutro, jutro. Poszłam w końcu do gwardii. Trafiłam na porządnych policjantów. Robili, co mogli, żeby pomóc. Ściągnęli tego szefa, dostałyśmy paszporty. Skontaktowałam się też z ambasadą polską: W niezłe gówno wdepnęłyście - usłyszałyśmy.

Moja mama zaczęła mnie szukać. Nikt w urzędzie pracy nie potrafił jej podać nazwiska tego pracodawcy. - A jeśli córka trafiła do jakiegoś burdelu!? - pytała.

Pan Rajmund, z którym miałyśmy się na miejscu kontaktować, był prawie zawsze niedostępny. Przypadkowo poznane starsze Hiszpanki podwiozły nas do hotelu, tamtejsi pracownicy dali nam kawy, świeży chleb. Kilkanaście godzin czekałyśmy na autobus, który miał nas odwieźć do Polski. Wreszcie nadjechał. Bałam się, że nie będę mogła wrócić do domu...

I pomyśleć, że to praca legalna. Nie podpisałam kontraktu, nie mogłam się z nikim dogadać, nie było tłumacza, a oni nie mówią po angielsku, nie było lekarza...

Inne kobiety trafiły dobrze, w ich kampach nie było problemów, a wręcz luksus, kultura. Chcę przestrzec inne dziewczyny przed pracą za granicą. Moja przygoda skończyła się dobrze, ale mogło być różnie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!