Rewolucyjny przyrząd nie był made in China, tylko made in Poland, a nawet made in Bydgoszcz. Wynalazł go bowiem pan T., konstruktor tyleż niestrudzony, co niefartowny - ówczesny postrach bydgoskich dziennikarzy. Pan T. regularnie szturmował wszystkie redakcje w mieście, nakłaniając żurnalistów do aktywnego wspierania produktów jego twórczego umysłu. A wśród tych pomysłów wspomniany kask ratunkowy jawił się jako dzieło szczególnie wiekopomne. Bardziej doświadczeni dziennikarze na wieść o pojawieniu się u redakcyjnych bram pana T. reagowali sromotną ucieczką. Mniej doświadczeni, jak ja, ulegali czarowi wynalazcy.
Takim to sposobem wylądowałem na brzegu jeziora w Pieckach z przedmiotem bardzo przypominającym stary, obły kask motocyklowy, wykończony dermą - tak zwane jajo. Zgoda, taki kask urody pływakowi nie dodawał, lecz, wierzcie mi lub nie wierzcie… działał! Wypłynąłem wtedy z „jajem” na głowie niemal na środek pieckańskiej zatoczki, po czym złączyłem pięty, ręce przycisnąłem do tułowia, a mimo to nos i usta wciąż wystawały mi powyżej linii zanurzenia. To doświadczenie entuzjastycznie opisałem potem w gazecie. Uczciwie dodam, że panu T. w jego drodze od pomysłu do przemysłu pomogło to tyle, co umarłemu kadzidło. Niestety…
Dwie dekady później, a więc już w XXI wieku, w Pieckach rysowałem lód sprawionymi sobie po długiej przerwie hokejówkami. Teraz głównie rdzewieją w garażu obok równie niepotrzebnych nart biegowych. Kilkanaście lat temu jednak zimy z prawdziwym mrozem jeszcze się zdarzały. Trochę z duszą na ramieniu, ale też z dumą ze swej odwagi przecinałem zatoczkę w Pieckach, przypominając sobie kroki przekładanki.
Nagle między drzewami rozległ się szybko potężniejący warkot i po kilkudziesięciu sekundach na lód wparowały niczym oszalałe bestie cztery wielkie quady. Zero deliberacji, żadnego tchórzliwego testowania lodu. Jeźdźcy na stalowych rumakach na środku jeziora wykręcili kilka dynamicznych bączków, nim ponownie zginęli pośród drzew.
Ostatnimi czasy moda na quady chyba powoli mija. Dziś jeśli coś wyje nad brzegiem jeziora w Pieckach, to latem są to głośniki z muzyką disco, zimą zaś motocykliści na crossówkach. Ci na szczęście nie próbują naśladować Jezusa i za jazdę po wodzie się nie biorą. W wodzie rządzą natomiast morsy - i to z kilku stad, niekoniecznie pokojowo do siebie nastawionych. Morsy homo sapiens nie potrafią wydawać dźwięków przypominających odobenus rosmarus - morsa arktycznego, który jest ich przywódcą duchowym. W niczym więc właściwie mi nie przeszkadzają. Zupełnie bezinteresownie martwię się więc o nie, widząc pęczniejące szeregi stad.
Każda moda bowiem przysparza ofiar. To, co w rozsądnych dawkach i przy zachowaniu zasad bezpieczeństwa służy zdrowiu, gdy staje się modą, nierzadko prowadzi do nieszczęścia. Nie chciałbym być puszczykiem na gałęzi sosny nad jeziorem Jezuickim, lecz tylko kwestią czasu jest dla mnie to, jak usłyszymy wieść, że karetka musiała pędzić do Piecek nie jak do tej pory - po podtopionego pływaka po kilku browarach, tylko morsa, któremu na przykład w lodowatej wodzie wysiadła pikawa.
A przecież parę dni temu do morsów dołączył jeszcze pewien paw. Popisywał się przed morsami, usiłując fruwać tuż nad tafla jeziora... no i wpadł. Paw paramotolotniarz prawdopodobnie nie wyszedłby z tej przygody z życiem, gdyby nie pomoc morsów. Na razie więc morsom chwała, a pawie niech nie biorą się za latanie, tylko pójdą po rozum do głowy.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Makabryczny żart męża "Królowej Życia". Kobiety mu tego nie darują
- Bieniuk w PRZEŚWITUJĄCYCH spodniach na ściance. Tak wystroić mogła się tylko ona
- 19-letnia Emilia Dankwa odsłania brzuch i wygina śmiało ciało w cekinach i szpilkach
- Andrzej z "Sanatorium miłości" mieszka w DPS. Nie zgadniecie, kto chce mu pomóc