- Nie znałem byłej dyrektorki Urzędu Kontroli Skarbowej pani Kasicy. Nie miałem żadnych zatargów ze skarbówką - tak Andrzej D., znany bydgoski przedsiębiorca i właściciel stacji benzynowych, reaguje na prokuratorskie zarzuty.
Trudno go było namówić do rozmowy, bo - jak twierdzi - tłumaczą się tylko winni, a on ma czyste sumienie. - Prosiłem panią prokurator, by sprawdziła, czy miałem choćby najmniejszy powód, by dopuścić się tak haniebnego czynu. Wystarczy przesłuchać urzędników I Urzędu Skarbowego i przejrzeć wyniki kontroli z lat poprzedzających to zdarzenie, by dowieść, że nie wisiał nade mną miecz Demoklesa w postaci Urzędu Kontroli Skarbowej - broni się Andrzej D.
Kontrole skarbowe miał zwykle co dwa lata. - Owszem, niektóre kończyły się drobnymi karami, ale uznałem je za słuszne, zapłaciłem i było po sprawie. Zarzut podpalenia domu oparto na pomówieniu, a ja zostałem kozłem ofiarnym - uważa.
<!** reklama>
Zarzut podżegania usłyszał w maju ubiegłego roku. Dowiedział się, że podobno w 2003 roku miał zlecić Markowi K. znalezienie zbira, który podpali dom ówczesnej szefowej UKS Agaty Kasicy.
Odbyła się konfrontacja. Andrzej D. rozpoznał w Marku K. szkolnego kolegę swego syna. Uspokoił się, gdy K. na jego widok wycofał się z zeznań. - „Pan D. nie ma z tym nic wspólnego” - powiedział Marek K. i tak to zapisano w protokole konfrontacji - wspomina. Uznał sprawę za wyjaśnioną, tymczasem prokuratura tylko ją zawiesiła. Poszukiwała listem gończym domniemanego sprawcy podpalenia: 48-letniego recydywisty Krzysztofa J.
Okazało się, że w 2010 roku J. utknął w niemieckim więzieniu za drobne kradzieże w drogeriach. 28 stycznia tego roku z niego zbiegł. W Polsce też sobie nagrabił. Fałszował dokumenty, a w Koszalinie ukradł zabytkowe monety. Niedawno go aresztowano i wydano polskim organom ściągania.
Do pożaru domu państwa Kasiców doszło 22 grudnia 2003 roku (ok. 2 w nocy), a jego skutkiem była śmierć męża pani Agaty - Kazimierza. Sprawca wszedł prawdopodobnie na posesję przez rozciętą siatkę w ogrodzeniu i dostał się do salonu, gdzie rozlał i podpalił łatwo-palną ciecz. Biegli ustalają, czy Kazimierz Kasica zaskoczył sprawcę, a ten uderzył go w głowę i oblał benzyną, czy też dopadł go płomień, gdy ratował dobytek.
<!** reklama>
- Czy prokuratura ma mocne dowody na to, że podpalaczem był J., a pośrednik - Marek K. dostał zlecenie od Andrzeja D.? - pytamy prokuratora Marka Dydyszko. - Sprawa jest trudna, skomplikowana i poszlakowa, a śledztwo jeszcze potrwa, więc przyjęliśmy zasadę, że raczej milczymy niż mówimy - brzmi odpowiedź.
W jednej z gazet ukazała się informacja, że do ujawnienia podejrzanych przyczynili się świadkowie koronni. - Mamy dwóch świadków koronnych, ale w innych sprawach. W tej świadka koronnego nie ma - zapewnia prokurator.
W 2008 roku ujawniliśmy, że Piotr K. - sąsiad Kasiców - oddał prokuraturze dwie kasety z nagraniami domowego monitoringu. Jedna z nich dotyczyła nocy poprzedzającej pożar. - Wokół domu Agaty Kasicy kręcili się wtedy dwaj mężczyźni - twierdzi Piotr K.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?