Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Solanus”: przez lody i równik dookoła świata. Mija 10 lat od historycznego rejsu [zdjęcia]

Joachim Przybył
Joachim Przybył
Rejs "Solanusa"
Rejs "Solanusa" Archiwum Sekcji Żeglarskiej RTW Bydgostia
Ponad 500 dni na morzu, kilkadziesiąt osób na pokładzie, mnóstwo przygód, jeszcze więcej wspomnień - mija właśnie dziesięć lat od wielkiego rejsu Solanusa „Morskim szlakiem Polonii 2010-2011”.

Maj, 2010 roku. Wyremontowany dużym nakładem sił stalowy "Solanus" rusza z Gdańska w wielką podróż pod banderą Sekcji Żeglarstwa Morskiego LOTTO-Bydgostia. Pierwszą załogę stanowili: Bronisław Radliński - kapitan, Roman Nowak - I oficer, Stanisław Guzek - II oficer, Witold Kantak - III oficer, Anna Tataruch, Violetta Sobacka, Marek Nowak.

W czerwcu Solanus dopłynął na Islandię, miesiąc później cumował na Grenlandii. Pierwszy cel - Przejście Północno-Zachodnie, czyli opłynięcie Ameryki Północnej od strony mroźnej Arktyki. To grobowiec wielu wypraw polarnych, zdobyty dopiero w latach 1903-06 przez Roalda Amundsena na jachcie „Gjoa”.

Solanus w lodach Arktyki

Słynny norweski odkrywca dwa razy zimował w drodze na Pacyfik. Załodze „Solanusa ”pokonanie przejścia zajęło miesiąc. Monika Witkowska wspomina to tak: - Niesamowita przygoda i fantastyczny rejs. To była pod każdym względem doskonała załoga. Nauczyłam się wiele nie tylko pod kątem żeglarskim. W ciągu trzech miesięcy nie było możliwości, żeby powiedzieć „nie podoba mi się, wracam do Polski”. To była doskonała szkoła życia, a morskie przygody bardzo nas zbliżyły. Były sytuacje, gdy to wcale nie było pewne, że z tego rejsu wrócimy. Arktyka jest urzekająca, a nagrodą za wszystkie trudny są niewyobrażalne krajobrazy.

Furorę wśród członków załogi oraz zazdrość innych żeglarzy wywoływał... chleb. Pieczywo zakupione w jednej z piekarni w Górkach Zachodnich przetrwało w dobrym stanie aż cztery miesiące.

20 września 2010 roku Solanus przekroczył koło podbiegunowe i tym samym minął umowną granicę „zaliczenia” Przejścia Północno-Zachodniego. SMS z Solanusa: „NORTH WEST PASSAGE ZDOBYTE. PLYNIEMY DO NOME. JESTESMY PRZED ARIELEM.”
Odcinek z Nome do Vancouver liczył 2000 mil morskich i okazał się najtrudniejszy w całej podróży.

Na pokładzie zostają tylko kpt. Bronisław Radliński, Roman Nowak oraz Witold Kantak. Ten ostatni opowiada: - To było 25 dni i w tym czasie pięć sztormów. Między nimi przerwy po kilka godzin spokoju, a potem znowu wiatr się wzmagał. Było nas tylko trzech, więc wachty pełniliśmy pojedynczo. To była największa trudność, po takiej wachcie czuło się wszystkie mięśnie. Dwa momenty były szczególnie trudne. W pewnej chwili położyło nas na wodzie: wysiadły zalane wody akumulatory, nie mieliśmy prądu, silnika, łączności z Polską.

Święta pod słońcem

Ciężki rejs kończy spotkanie z rybakiem Jerzym Łubiszem, zwanym „Mrówą”. To legendarna postać w środowisku żeglarzy-polonusów za oceanem. Jego techniczna pomoc okazał się nieoceniona. Sprezentowany hak do połowów ryb świetnie się potem sprawdził na Atlantyku.

Vancouver, San Francisco, San Diego, Los Angeles - wszędzie jacht był bardzo ciepło witany przez liczne reprezentacje Polonii. Kpt. Bronisław Radliński: - Końca odwiedzin polonusów nie było. To było coś wspaniałego. Oni byli wzruszeni, bo nie spodziewali się, że to Polska do nich przypłynie.

Święta załoga spędziła u zaprzyjaźnionej rodziny w Meksyku, dołączył także na chwilę konsul ze stolicy. Żeglarze byli już myślami przy drugim celu wyprawy - legendarnym Przylądku Horn.

Jarosław Pietras: - Czas nas gonił, więc staraliśmy się ograniczyć odwiedzanie portów tylko do niezbędnych celów, żeby pozyskać prowiant, paliwo. Dodatkowo pojawił się problem z żyjątkami, które obrastały kadłub i mocno wpływały na prędkość jachtu.
Pasażerów na gapę udało się pozbyć dopiero na Atlantyku. Po pokonaniu Przylądka Horn Solanus stanął na dłuższy remont i malowanie. W doku okazało się, że kadłub był wprost czarny od skorupiaków.

Wcześniej jednak był postój na Galapagos (pod drodze zahaczając o Zihuantanejo, rozsławione przez film „Skazani na Shawshank”), gdzie załoga spotkała się m.in. z Samotnym Georgem. To liczący około 100 lat żółw, ostatni przedstawiciel swojego gatunku. Niestety, rok później pożegnał się z tym światem.

- Dzięki sympatii miejscowego agenta do naszego jachtu i nas samych, bo przecież przypłynęliśmy z bardzo dalekiego i zimnego kontynentu, nie robił nam wstrętów z nielegalnego pobytu na jego ziemi. Wypożyczył nam samochód z kierowcą na trzy godziny, abyśmy zobaczyli wygasłe kratery wulkanów na tej przepięknej wyspie. Odwiedziliśmy największy park przyrodniczy na tej wyspie gdzie żyją największe żółwie na świecie - wspomina kpt. Radliński.

Szklaneczka rumu za Horn

Ostatnie przygotowania przed Hornem zaplanowano w chilijskim Valparaiso, a w zasadzie w małym porcie pod miastem. Początkowo bosman odmówił gościny, twierdząc, że nie ma miejsc. Gdy jednak zorientował się, że mowa o jachcie, który pokonał Przejście Północno-Zachodnie, nie tylko powitał bydgoszczan z otwartymi ramionami, ale anulował wszelkie opłaty portowe.

Wtedy do wyprawy ponownie uśmiechnęło się szczęście. 11 marca 2011 Solanus z załogą w składzie: kpt. Bronisław Radliński, Roman Nowak, Witold Kantak, Antoni Bigaj, Włodzimierz Palmowski, Jarosław Pietras wyruszył w kierunku Przylądka Horn. Tego dnia nadeszła wiadomość o trzęsieniu ziemi w Japonii i zagrożeniu tsunami. Polski jacht fala zastała nie morzu, gdzie jest niegroźna. Dopiero później okazało się, że uderzyła w port, gdzie cumował Solanus, zniszczyła trzy jednostki, kilka innych poważnie uszkodziła. - Neptun nad nami czuwał - wspomina Antoni Bigaj.

Sam Przylądek Horn potraktował wyprawę dość łagodnie, choć sztormu, wysokiej fali i emocji też nie brakowało. - Słabszy wiatr, najwyżej siódemka. Mieliśmy dwie mile do brzegu i widzieliśmy dokładnie przylądek. Wypiliśmy okazyjną szklaneczkę rumu - wspomina kapitan Radliński.

Tysiące mil w dzienniku

W Puerto Williams połowa załogi schodzi na ląd, pozostała trójka żegluje dalej do Buenos Aires, a potem ze wzmocnioną załogą (m.in. ambasador RP w Argentynie Jacek Bazański) do Montevideo i Rio de Janeiro, a w końcu przez Atlantyk do Europy.
Podczas rejsu Solanus odwiedził wiele krajów: Polska, Dania, Norwegia, Wyspy Owcze, Islandia, Grenlandia, Kanada, Stany Zjednoczone Ameryki, Meksyk, Ekwador, Chile, Argentyna, Peru, Urugwaj. Trudno opisać wszystkie sytuacje i przygody, które spotkały załogę Solanusa podczas rejsu. Na pewno można znaleźć wiele ważnych dla wyprawy momentów takich jak awaria i naprawa silnika na nabrzeżu portu w Ilulissat na Grenlandii, niezwykle trudne było spotkanie z zimnem i lodami Przejścia Północno-Zachodniego, sztormy po minięciu Aleutów na Oceanie Spokojnym, 41 dni bez dobijania do portu na odcinku Galapagos-Valparaiso oraz sztormy podczas opływania Przylądka Horn.

W dzienniku pokładowym Solanusa jest zapis o przepłynięciu ponad 22 tysięcy mil morskich. Jest to więcej niż obwód kuli ziemskiej wzdłuż równika.

1 października 2011 Solanus zameldował się na wodach Zatoki Gdańskiej.

Jacht Solanus

  • miejsce budowy: Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego w Bydgoszczy (obecnie PESA Bydgoszcz)
  • rok budowy: 1992
  • armator: Sekcja Żeglarska Regionalnego Towarzystwa Wioślarskiego Bydgostia w Bydgoszczy
  • długość kadłuba: 14,5 m
  • szerokość maksymalna: 3,56 m
  • masa jachtu: 13 t
  • zanurzenie: 1,95 m
  • całkowita powierzchnia żagli: 79 m2.
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Solanus”: przez lody i równik dookoła świata. Mija 10 lat od historycznego rejsu [zdjęcia] - Gazeta Pomorska