Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seks z fabułą

Lucyna Tataruch
Spóźnił się pan całe piętnaście minut na ten egzamin. Obawiam się, że będę zmuszona wpisać panu do indeksu brak zaliczenia. No, chyba że zaliczy pan mnie.

Zacznę od kuchni - raz na jakiś czas nachodzi mnie chęć, by w „Miastach Kobiet” nienachalnie napisać coś o seksie. Dzieje się tak po wszystkich dłuższych babskich rozmowach, w których po raz kolejny dochodzimy do banalnego sedna sprawy - my naprawdę lubimy te sferę życia i wypite podczas rozmów wino nam świadkiem, że najczęściej to dla nas po prostu świetna zabawa. A skoro tak jest, to warto dzielić się doświadczeniami i inspirować wzajemnie. Mając to na uwadze, podczas ostatniego spotkania z moimi współtowarzyszkami niedoli rzuciłam luźno niczym moderator dyskusji: - Szukam tematu… Może macie na tapecie jakieś nowe, godne opisania zabawy?

- Czy ja wiem, czy takie nowe… - odezwała się pierwsza z lewej. - Mogę ci opowiedzieć, co od jakiegoś czasu robimy z mężem w tak zwanych wolnych chwilach. Lekarz i pacjentka, policjantka, mechanik… Wiesz, przebieranki, konkretne scenki. Role playing lub jak wolisz fachowo „seks fabularny”. Wszyscy znają to z pornoli, każdy na myśl o tym przed oczami ma wizję kiepskiej aktoreczki w kusym lateksowym wdzianku… Ja widzę to trochę inaczej.

TA SCENA

Dziewczyna śmiało kontynuuje opowieść: - Czasem zdarza się np. tak, że ktoś w życiu jest twardy i konkretny, a jednocześnie marzy o tym, żeby w łóżku oddać inicjatywę. Bo to pozwala zrzucić z siebie tę codzienną rolę, daje wolność, wyzwala niezdefiniowane pokłady erotycznej energii. I sposobów na to jest wiele… To co wymieniłam wcześniej to taki standard, jak ze ściany ze strojami w sexshopie, ale my ostatnio poszliśmy w trochę innym kierunku i było super. Pamiętasz tę słynną scenę z „Titanica”? Byliśmy jak Leonardo DiCaprio i Kate Winslet!

Pamiętam i już mam w głowie ten moment, gdy Jack i Rose stoją na dziobie statku z rozłożonymi rękoma, słońce zachodzi, a oni rozmarzeni patrzą w dal na horyzont… - Robiliście to na stojąco, wyobrażając sobie rejs statkiem? - pytam lekko zbita z tropu. - Oszalałaś? - lokalna Kate Winslet, a po polsku również Kasia, wybucha śmiechem. - Nie o tę scenę mi chodzi. Raczej o: „Jack, namaluj mnie jak jedną ze swoich francuskich dziewczyn”…

Czyli jak jedną ze spotkanych podczas dalekich życiowych podróży prostytutek. W filmie Rose słyszy o nich i chyba nawet lekko się bulwersuje. Pamiętacie przecież tło fabularne „Titanica”: on to niepoprawny biedak, ona zawiązana w gorset dziewczyna z wyższych sfer. Między nimi iskrzy, ale jej nie od razu wypada się do tego przyznać. Kiedy jednak sytuacja staje się rozwojowa, ona odkrywa przed nim karty i w tej jednej chwili chce być dla niego jak ta nieskrępowana pozująca do aktu paryska „modelka”.

- Ta scena z rysowaniem aktu zawsze wywoływała we mnie taki lekki dreszczyk! - tłumaczy Kasia. - Chodziło mi to po głowie już długi czas, ale żeby wszystko poszło gładko, konieczny był wspólny seans. Tylko spróbuj namówić faceta do obejrzenia z tobą „Titanica”, powodzenia… Jakimś cudem puścili ten film w TV na święta. Obejrzał, wzruszył ramionami, a ja nic więcej nie tłumaczyłam. Kilka dni później weszłam naga do sypialni, gdy akurat pracował. Położyłam się na łóżku w pozie filmowej Rose i wygłosiłam przećwiczone milion razy zdanie „namaluj…”. Odwrócił się zaskoczony. Zobaczył mnie taką wystudiowaną i od razu wiedział, jak zagrać to dalej. Nawet nie masz pojęcia, jak to na nas podziałało!

PANI PROFESOR

Jestem sobie w stanie to wyobrazić, szczególnie, że znam Kasię długo i wiem, że jest śmiała i pewna siebie. Mam jednak wątpliwości, czy podobne zabawy z taką samą łatwością udałyby się jakiemuś świeżakowi. Komuś, kto całe życie bał się szkolnych teatrzyków, a na dodatek czuje się lekko skrępowany, gdy ma opowiedzieć głośno o swoich fantazjach.

- Ja mam jedno doświadczenie w tym temacie - do głosu dochodzi druga współtowarzyszka, Ania. - I mogę opowiedzieć jak to było z perspektywy kogoś, kto wcześniej jedyne co zagrał w łóżku, to klasyczną rolę amazonki „na jeźdźca”.

Ania wspomina początki swojego związku z obecnym facetem. Hormony buzowały, działo się dużo i często, choć raczej w standardowych konfiguracjach. To wystarczało i trwało przez pierwsze miesiące. A później wszystko zaczęło powoli siadać. - Zmęczenie, stres, przyzwyczajenie, codzienne sprawy… Mogę wymienić wiele rzeczy, które oddalały nas w tej sferze od siebie - opowiada dziewczyna. - Przyznam, że zaczęłam się trochę martwić. Nawet urodziła mi się w głowie ta myśl, że jak nic się nie zmieni, to zaczniemy tego szukać gdzie indziej…

Myśl nie była zbyt miła, więc Ania zdecydowała się na szczerą rozmowę, choć nie przyszło jej to łatwo: - To się tak wydaje, że wystarczy porozmawiać, bo nikt nie jest pruderyjny, a jeszcze kilka miesięcy temu nic nas w tym temacie nie krępowało. Ale kiedy przychodzi do oznajmienia, że coś jest nie tak, to człowiek zaczyna się bać tego, co usłyszy…

Na przykład sugestii, że „już mnie jakoś nie podniecasz”. Że „to coś wygasło i nie mam pojęcia, jak to rozpalić na nowo”. Możliwości jest mnóstwo. Jej partner wybrał jeszcze inną. - Nagle po moim tekście o tym, że martwi mnie ta nasza zmiana w relacjach łóżkowych, wypalił: „Zawsze kręciła mnie wizja, że jestem studentem i uprawiam seks z ostrą, wymagającą panią profesor”.

EGZAMIN NA PIĄTKĘ

Pierwsza myśl Ani: „Chłopie, masz prawie 40 lat!” - Na szczęście zdążyłam ją zdusić w zarodku, zanim dałaby wyraz na mojej twarzy - przyznaje. - Wiedziałam, że wyśmiewanie jego nagłego wyznania nie jest najlepszą drogą do ratowania naszego podupadającego życia intymnego. „OK, pomyślę o tym”, rzuciłam jakby nigdy nic. I tak myślałam przez kolejne kilka dni.

Najpierw musiała rozstrzygnąć wewnętrzny dylemat, czy ta niespełniona fantazja jej faceta tak naprawdę może oznaczać coś więcej. Na przykład to, że chciałby być z inną kobietą.
- Z automatu włączyły mi się pytania: Czy ja mu już nie wystarczam? - wspomina. - Szybko jednak odrzuciłam te rozterki. Ludzie przecież bawią się w takie scenki… Nie pozostało mi więc nic innego, jak spróbować. Nie tylko dla niego. Gdy zaczęłam wyobrażać sobie, że jestem taką panią profesor i uczę jakiegoś przystojniaka przedmiotu, na którym doskonale się znam, a potem daję mu jasno do zrozumienia, w jaki sposób będzie mógł zaliczyć u mnie egzamin… mnie samej zaczęło się to podobać!

Z rozwagą wybrała sobotę. Wiedziała, że obydwoje będą mieli ten wieczór tylko dla siebie. Gdy on wcześniej pojechał załatwić jakieś sprawy, ona starannie przygotowała grunt. Nie potrzebowała wymyślnych rekwizytów, wystarczyło, że wcisnęła się w klasyczną ołówkową spódnicę i jedną ze swoich białych biurowych bluzek, pod którą założyła widoczny czerwony stanik. Nie zapomniała o okularach, notatniku i długopisie, którym miała zamiar od razu wystawić mu ocenę niedostateczną. Idealny wstęp do tego, by mógł poprawić swoje stopnie. Usiadła na krześle w pozie Sharon Stone z „Nagiego instynktu” i czekała.

- W ogóle nie byłam zdenerwowana - wspomina. - Przemyślałam wszystko i zanim on wrócił, zdążyłam wejść w swoją rolę na sto procent. Drzwi się otworzyły, on wszedł do pokoju, spojrzał na mnie i usłyszał mój zdecydowany głos: „Spóźnił się pan całe piętnaście minut na ten egzamin. Obawiam się, że będę zmuszona wpisać panu do indeksu brak zaliczenia. No, chyba że zaliczy pan mnie”.

Egzamin zdany na piątkę. Kilka kolejnych również. - Do dziś raz na jakiś czas jeszcze się w to bawimy. Ten scenariusz się nigdy nie wyczerpuje. Jak ja się cieszę, że on mi wtedy o tej swojej fantazji powiedział!

NIE WSZYSTKO PRZEJDZIE

Kasia dodaje, że być może na początku trudno się przełamać, by w ogóle coś takiego zaproponować. I nie tylko kobiety mogą mieć jakieś bariery. - Te przebieranki to moja inicjatywa, bo ja zawsze byłam trochę świrnięta w tych sprawach. Mój mąż wcale nie był taki „do przodu” i mało mówił o tym, co go tak naprawdę podnieca. Zaproponowałam więc, żeby każde z nas na spokojnie zrobiło taką listę siedmiu ról, scenek, konkretnych sytuacji, które wydają się fajne do odegrania. Potem wymieniliśmy się tymi listami. Ustaliliśmy, że pozaznaczamy te atrakcyjne propozycje, ja na jego liście, on na mojej. I tylko o tych będziemy rozmawiać, a te niezaznaczone zostawimy w spokoju i żadne z nas nie będzie się z nich tłumaczyć. Z jego propozycji zaznaczyłam sześć. Była tam i klasyczna scena z panią doktor, która musi dokładnie przebadać pacjenta, i wyuzdany seks za pieniądze, a nawet świetna wizja z kontrolerem biletów w niby zatłoczonym autobusie. Oczywiście odegrana w naszym pustym mieszkaniu, ale od czego jest wyobraźnia? To taki nasz wentyl bezpieczeństwa, gdzie nieważne, czy to, co się dzieje, jest poprawne politycznie. Kiedy fantazjuję o tym, że jakiś szef składa mi niemoralne propozycje, to przecież wcale nie znaczy, że chcę być molestowana w pracy. To wizja, którą realizuję ze swoim zaufanym partnerem, za obopólną zgodą, w tym miejscu, w tym czasie i nigdzie indziej.

Nie mogę oprzeć się chęci zapytania, jaką fantazję męża z tych siedmiu spisanych Kasia odrzuciła. - Nie zaznaczyłam tylko tego, w czym wiedziałam, że się nie odnajdę. Chodziło o scenkę w której mieliśmy odgrywać… postacie ze Star Treka! - wspomina ze śmiechem. - W tych zabawach ważne jest też to, żeby nikt nie robił niczego wbrew sobie. Ja nawet nie lubię tego serialu… no, ale mieliśmy przecież mnóstwo innych propozycji i właśnie o to chodziło.

OD KUCHNI NA KONIEC

- Trzeba być wyluzowanym, nie myśleć o tym, że się wygłupimy - dodaje Ania. - Ja się tą panią profesor trochę przejęłam na początku, ale teraz, gdy jeszcze to powtarzamy, to zdarza się, że któreś z nas powie coś tak absurdalnego, że atmosfera zmienia się w lekką parodię. I wbrew pozorom to też jest fajne. Śmiejemy się sami z siebie, jest swobodnie, tworzy się jakaś taka bliskość… Ja kiedyś się zapędziłam i zaczęłam do niego mówić, że ma przyjść do szkoły z rodzicami, jakby był małym chłopcem. On na to, że nie, tylko nie to, bo ojciec za karę nie pozwoli mu grać w gry na komputerze, a matka mu zrobi pogadankę przy stole podczas kolacji. No, jak po czymś takim przejść do uprawiania seksu? - tłumaczy ze śmiechem.

Nagle jednak rozpalają się jej oczy. - Jak tak sobie rozmawiamy, to mnie właśnie naszła zupełnie nowa myśl… À propos kolacji. A gdyby tak wcielić się w Nigelle Lawson… Powiedzieć mu, żeby usiadł przy stole i patrzył, jak przygotowuję jakąś potrawę w jej stylu. Z tymi wszystkimi ruchami, oblizywaniem palców, tonem głosu. On ją uwielbia, ja uważam za esencję kobiecości. I widzę ten finał, na kuchennym stole… To musi się udać!CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!