Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Marcinem Lianą sędzią piłkarskim i strażakiem w jednej osobie

Maria Warda
Pierwszoligowy sędzia piłkarski Marcin Liana (w środku) stawia na równi mecze klasy B, jak i te na najwyższym poziomie. Z sędziami asystentami tworzą zgraną paczkę przyjaciół
Pierwszoligowy sędzia piłkarski Marcin Liana (w środku) stawia na równi mecze klasy B, jak i te na najwyższym poziomie. Z sędziami asystentami tworzą zgraną paczkę przyjaciół Archiwum
Absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku przez 15 lat pracował jako nauczyciel w żnińskich szkołach. Obecnie jest starszym strażakiem w Komendzie Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej.

Od lat obserwowałam sędziowane przez pana mecze Pałuczanki i wstyd przyznać, dopiero niedawno dowiedziałam się, że ma pan uprawnienia do sędziowania meczy pierwszoligowych. Trudno było je zdobyć?
Łatwo nie było, ale kiedy przechodzi się od etapu do etapu, można zajść daleko. Oczywiście jest jeden warunek, trzeba być rzetelnym, ciężko pracować i mieć pasję do tego co się robi. Ja piłkę pokochałem już jako dziecko. Wiele zawdzięczam ojcu (Józefowi, przyp. red.), który woził mnie na treningi i mecze Pałuczanki, chociaż nie było mu łatwo bo mieszkaliśmy w Cerekwicy pod Żninem. Cieszę się, bo jestem przykładem, że mieszkając na wsi, gdzie ojciec pracował w Państwowym Gospodarstwie Rolnym, można zajść daleko, jeśli wymagania stawia się sobie, a nie innym.

Nie odczuwa pan stresu sędziując mecz pierwszej ligi?
Trema jest do momentu wyjścia na boisko. Po pierwszym gwizdku, myśli się już tylko o tym, co dzieje się na murawie. Ostatnio byłem sędzią głównym meczu Flota Świnoujście-Miedź Legnica. Nie miałem problemu ani z zawodnikami, ani z kibicami. Zauważyłem, że kiedy jestem skupiony na boiskowych wydarzeniach, nie słyszę co dzieje się na trybunach. Nie ulega wątpliwości, że aby sędziować mecze, trzeba być człowiekiem silnym psychicznie.

Jakie wymagania stawia się pierwszoligowemu sędziemu?

Cztery razy w roku muszę być na szkoleniach w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale. Tam jesteśmy poddani gruntownej ocenie fizycznej. Mierzą czy nie mamy za dużo tkanki tłuszczowej. Wymagana jest odpowiednia waga. Oceniana jest nasza kondycja i wiedza, bo w końcu biegamy po boisku podobnie jak zawodnicy, musimy być przy tym bardzo spostrzegawczy.

Pomimo zdobycia tak wysokich uprawnień, nie odmawia pan sędziowania nie tylko meczy Pałuczanki, ale nawet rozgrywek towarzyskich, jakimi bywają mecze na Orlikach i halowe.
Uważam, że każdy mecz jest ważny, nawet te rozgrywane na wiejskich boiskach, gdzie mecz jest często jedyną rozrywką sportową w małej miejscowości. Zawodnicy wkładają w nie dużo serca i energii, dlatego do każdego meczu podchodzę z takim samym szacunkiem.

Uchodzi pan za sędziego, który nie toleruje wulgarnego języka.
Jestem w stanie zrozumieć, że w ferworze walki ten czy ów zawodnik zaklnie. Mnie też się zdarza użyć mocnego słowa, ale robię to tak, aby nie słyszeli tego kibice na trybunach, gdzie przecież siedzą kobiety i dzieci. Jednak kiedy zawodnik przesadza z wulgaryzmami, udzielam słownej reprymendy, a kiedy to nie pomaga stosuję kary upomnienia. Nie mam niestety wpływu na przeklinających kibiców, ale żal mi się robi, że osoby, które powinny wspierać swych idoli, zbyt często używają wulgarnego języka.

Dlaczego tak się zachowują?
Na mecze na ogół przychodzą mężczyźni, którzy nie mają gdzie się wykrzyczeć, bo w domu nie wypada. Wyładowują się krzycząc na sędziów i zawodników. Większość z nich nie zna się na przepisach. Byłem kibicem Pałuczanki, chodziłem na mecze i często tłumaczyłem ludziom, iż nie mają racji złorzecząc sędziom. Kiedy zrozumieli zasady gry, było im wstyd za swoje zachowanie. Więc chyba nie jest tak źle.

Zawsze kojarzyłam pana jako nauczyciela wychowania fizycznego, tymczasem dowiaduję się, że jest pan strażakiem. W pewnym momencie pomyślałam, że ma pan brata bliźniaka.
Przez 15 lat rzeczywiście byłem nauczycielem. Zaczynałem pracę jako nauczyciel wychowania fizycznego w Kaczkowie, a później pracowałem w „Trójce”, obecnym Zespole Szkół Społecznych im. Armii Krajowej przy ulicy Klemensa Janickiego. Dwa lata temu Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Żninie ogłosiła nabór, zgłosiłem się, przeszedłem wszystkie szczeble egzaminacyjne i w wieku 35 lat zostałem strażakiem. Ukończyłem Szkołę Podoficerską. W tym roku awansowałem na stopień Starszego Strażaka.

Dlaczego porzucił pan szkołę?
Po prostu wypaliłem się. Lekcje są do siebie podobne, jedna klasa wychodzi, druga przychodzi, a ty musisz realizować program nauczania. O pracy w służbach mundurowych zawsze marzyłem, bo byłem związany z Ochotniczą Strażą Pożarną, podobnie jak mój ojciec i wujek. Uczestniczyłem w kilku poważnych akcjach. Jestem zadowolony z wyboru.

MARCIN LIANA:

- Mieszka w Żninie.
- Absolwent AFT w Gdańsku. Ma uprawnienia pierwszoligowego sędziego piłki nożnej. Przez 15 lat uczył wychowania fizycznego w żnińskich szkołach. Obecnie pracuje w KP PSP w Żninie.
- Marzy o sędziowaniu meczy o randze międzynarodowej.
- Towarzyski, chętny do pomocy i... elegancki. Hołduje tradycyjnym wartościom. Najważniejsza jest dla niego rodzina i zdrowie najbliższych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!