Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Danutą Szczepaniak, która przez ćwierć wieku stała na straży tajemnic żnińskiej cukrowni

Maria Warda
Danuta Szczepaniak uwielbia aktywny tryb życia, dlatego często chodzi na koncerty i spacery
Danuta Szczepaniak uwielbia aktywny tryb życia, dlatego często chodzi na koncerty i spacery Maria Warda
Niedawno minęło 10 lat od zamknięcia fabryki, która była dumą miasta. Nasza bohaterka była naocznym świadkiem rozkwitu firmy. Przez jej ręce przechodziły najważniejsze dokumenty.

Ilekroć spotykam panią na ulicy, oczyma wyobraźni widzę sekretariat cukrowni. Dla wielu osób, jest pani do dziś marką zamkniętej 10 lat temu fabryki.
Byłam zwykłą sekretarką, nigdy nikomu się nie narzucałam, chociaż na tym stanowisku przepracowałam 25 lat. Dwa lata przed zamknięciem cukrowni, w 2002 roku, przeszłam na wcześniejszą emeryturę. Wtedy firma była w rozkwicie. Nikomu nawet w snach nie przyszło na myśl, że ten jeden z najlepszych zakładów w Polsce może zostać zlikwidowany.

Rozmowa z Danutą Szczepaniak, która przez ćwierć wieku stała na straży tajemnic żnińskiej cukrowni
Maria Warda

Dziś kiedy mamy pracować do 67 lat wcześniejsza emerytura wydaje nam się pięknym snem. Nie miała już pani siły pracować?
Miałam siły, można powiedzieć, że byłam w rozkwicie pracy zawodowej i bardzo lubiłam chodzić do pracy. Nie było problemu, kiedy musiałam zostać po godzinach urzędowania, aby pisać ważne dokumenty. Czasem musiałam przepisać 40 stron w ciągu kilku godzin. Niestety, wtedy była moda, aby wysyłać kogo się da na wcześniejszą emeryturę, chociaż nie było to uzasadnione ekonomicznie, bo zakład był w rozkwicie, a mojego stanowiska nie likwidowano. Dużo osób wtedy zwolniono. Do dziś trochę mi smutno z tego powodu, bo ja do dziś mogłabym pracować, oczywiście gdyby zakład istniał.

Odwiedzając różne firmy, mam wrażenie, że praca sekretarki nie jest doceniana. Co należało do pani obowiązków?
Miałam zawsze świadomość, że w pewien sposób od mojego zachowania i wyglądu zależy wizerunek firmy, bo ścieżka do dyrektora gabinetu wiedzie przez sekretariat. Od tego jak klient jest witany, zależy niejednokrotnie bardzo wiele. Znałam prawie wszystkie tajemnice firmy, bo przepisywałam ważne dokumenty stworzone na posiedzeniach Zarządu, czy Rady Nadzorczej z zakresu Ochrony Informacji Niejawnych. Uczyłam się nowoczesnego savior-vivire, bo kultura osobista i umiejętność komunikacji jest w karierze sekretarki bardzo ważna.

Była pani świadkiem rozwoju cukrowni.
Po roku 1990, po otwarciu granic i upadku ustroju zakład rozkwitał. Wybudowano nowoczesną oczyszczalnię ścieków, wyremontowano hale produkcyjne. Cukrownia miała szczęście do wspaniałych dyrektorów, którzy kochali zakład i dbali o niego jak o własną firmę. Ze wzruszeniem wspominam dyrektora Alfonsa Lewandowskiego, po którym nastał Bronisław Kędzior, który z fotela dyrektora trafił do więzienia. Na opuszczonym fotelu zasiadł w końcu Tadeusz Stolarek. Zakład był jego oczkiem w głowie. Nie liczył godzin pracy.

Nie trzeba się było do niego umawiać. Gdy miał czas, zawsze przyjmował.

To prawda, czy robotnik, czy urzędnik i każdy inny gość, mógł do niego wchodzić prawie bez zapowiedzi. Na biurku zawsze stały cukierki czekoladowe, kupowałam najlepsze, na przykład wiśnie w czekoladzie. Goście byli zadowoleni.

O ile wiem, ma pani kilka sióstr, a wszystkie zawsze były piękne.
Mam pięć sióstr i dwóch braci. Kiedy byłyśmy nastolatkami, ludzie zwracali na nas uwagę bo zawsze byłyśmy pięknie opalone, jednak nie był to skutek leżenia na plaży. Po prostu w domu było bardzo ciężko, więc starałyśmy sie pomóc mamie. Ja po podstawówce poszłam do liceum wieczorowego, podobnie zrobiły moje siostry. Rano szłyśmy do pracy u rolnika, słoneczko pięknie nas opalało, a po południu do szkoły. Miałyśmy pieniądze na własne potrzeby. Ludzie nie musieli wiedzieć, że na każdy ciuszek pracowałyśmy ciężko w polu.

Jak rodzicom udawało się wychować taka gromadkę, przecież za czasów pani dzieciństwa nie było ośrodków opieki społecznej.
Miałyśmy bardzo dzielną mamę, chodziła do gospodarzy, aby dorobić do tego, co zarobił ojciec. Nie miałyśmy dużo ubrań, prało się wieczorem i rano ubierało. Do dziś pamiętam jak suszyła na piecu te nasze rajstopki, aby wyschły na drugi dzień. Podręczniki też mieliśmy jeden po drugim, bo wtedy nie było takiego wydziwiania jak dziś, że dzieci mają książki jednorazowego użytku.

Jak wypełnia pani czas na emeryturze?

Mój mąż zginął przed laty w wypadku samochodowym. Zostałam sama, ale z siostrami trzymamy się razem. Należę do związku emerytów, jeździmy razem na wczasy, do opery i filharmonii. Chodzę na Uniwersytet Trzeciego Wieku, gdzie zdobyłam nawet tytuł magistra, gram w kosza, chodzę na ćwiczenia areobiku. Cieszę się życiem.

DANUTA SZCZEPANIAK:

- Mieszka w Żninie.

- Życie zawodowe rozpoczynała w 1967 roku, w nieistniejącej dziś Proszkowni Mleka w Żninie. Pracowała też w Prezydium Gromadzkiej Rady Narodowej w Gorzycach oraz Prezydium Rady Narodowej w Żninie.

- Uważa, że praca dobrej sekretarki wymaga pokory.

- Prowadzi aktywny tryb życia, gra w kosza, uprawia aerobik. Będąc na emeryturze ukończyła między innymi kurs projektowania ogrodów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!