Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Retro: Pożyczył, bo chciał się zabawić w nocnym lokalu. Potem zabił wierzyciela

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Ta zbrodnia poruszyła całą Bydgoszcz. Trudno było zrozumieć jej okoliczności i motywy. A jeszcze trudniej pogodzić się z faktem, że zbrodniarz uniknął kary.

Ta zbrodnia poruszyła całą Bydgoszcz. Trudno było zrozumieć jej okoliczności i motywy. A jeszcze trudniej pogodzić się z faktem, że zbrodniarz uniknął kary.
<!** Image 3 align=none alt="Image 216770" >

Henryk P. od 1965 roku mieszkał w Bydgoszczy na Błoniu. Jego małżeństwo rozpadło się, więc od czasu do czasu umilał sobie czas chodząc do nocnych lokali na dansingi.

<!** reklama>

27 września 1972 roku 39-letni mężczyzna wybrał się najpierw do kawiarni „Santos” przy ul. Śniadeckich, stamtąd pieszo udał się na dworzec PKP, aż wreszcie trafił, kiedy było już ciemno, do popularnego „Zodiaku”, czasem „ZOO” zwanego, lokalu cieszącego się złą sławą, a mieszczącego się w centrum Bydgoszczy przy ul. Marcinkowskiego.

Tego dnia spotkał w lokalu dwóch dużo młodszych od siebie mężczyzn. Jednego z nich, starszego, znał z widzenia. Przysiadł się do nich. Wypili razem sporo. Nowy znajomy, Krzysztof, spłukał się właśnie do ostatniego grosza, ale chciał jeszcze zamówić flaszkę czystej, aby uczcić spotkanie. Poprosił więc Henryka P. o pożyczkę.

Taksówką do skarpy

Na dowód, że zobowiązanie traktuje poważnie, młody człowiek wręczył Henrykowi P. swój dowód osobisty (a właściwie spełniające jego rolę tymczasowe zaświadczenie o tożsamości, ponieważ tylko do tego uprawniał go wiek). W zamian otrzymał do dyspozycji sto złotych. „To moje ostatnie pieniądze” miał powiedzieć pożyczający.

Po obejrzeniu występów „artystycznych” w „Zodiaku” Krzysztof zaproponował, żeby zmienić lokal na inny. Twierdził, że w „Słonecznej” zabawa jest dużo lepsza, a że mieszka na Wyżynach, skoczy do domu i od razu odda forsę Henrykowi.

Kompani w trójkę wyszli na zewnątrz i wynajęli taksówkę, których zawsze długi szereg stał pod lokalem w oczekiwaniu na kurs. Krzysztof zamówił jazdę w kierunku Wyżyn, ale od razu zastrzegł, że na całą trasę mu nie wystarczy pieniędzy, więc taksówkarz miał zatrzymać się po drodze, gdy taksometr wybije podaną sumę.

Amatorzy dalszej zabawy wysiedli na rogu ulic Toruńskiej i Ujejskiego, gdzie dziś znajduje się ogromne rondo. Stamtąd, wspinającą się na skarpę pustą, kompletnie bezludną o tej porze uliczką, ruszyli na Wyżyny.

Kiedy mijali ogródki działkowe, Henryk nieoczekiwanie otrzymał silne uderzenie w tył głowy. Krzysztof S. doszedł bowiem do wniosku, że pozbywając się nowo poznanego kompana, nie będzie musiał oddawać mu pieniędzy.

Na tropie zabójców

Kiedy Henryk P. upadł i przestał dawać oznaki życia, Krzysztof S. zabrał mu z kieszeni swój dowód i z rozczarowaniem przejrzał pusty portfel ofiary. Większą przytomnością umysłu wykazał się Bogdan G., który ściągnął leżącemu z ręki zegarek „made in ZSRR” marki „Rakieta”. Następnego dnia czasomierz udało się sprzedać pod halą. Pieniędzy wystarczyło na kolejną wizytę w lokalu, ale tym razem udali się do „Słowianki” przy Gdańskiej. Do „ZOO” Krzysztof i Bogdan bali się iść, bo całe miasto już huczało o znalezieniu trupa na Ujejskiego.

Zwłoki Henryka P. zostały odnalezione dopiero rano, krótko przed godziną 6. Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna zginął od silnego uderzenia w tył głowy, które spowodowało złamanie podstawy czaszki i w efekcie wylew krwi do mózgu.

Zorganizowano specjalną ekipę śledczą, która rozpoczęła poszukiwania zabójcy bądź też zabójców. Milicyjni wywiadowcy szybko ustalili, gdzie Henryk P. spędził ostatnie godziny swego życia. Potem znaleźli się świadkowie, którzy pamiętali, z kim wyszedł i podali rysopisy, zgłosił się taksówkarz. 1 października, 3 dni po zabójstwie, Krzysztof S. i Bogdan G. zostali zatrzymani przez MO.

W śledztwie obydwaj podejrzani przyznali się do udziału w zbrodni. Okazało się także, że to nie pierwszy ich konflikt z prawem, Krzysztof S. karany był już dwukrotnie przez Sąd dla Nieletnich, raz za pobicie, drugi raz za kradzież pieniędzy w szkole. Bogdan S. z kolei był podejrzany o współudział w pobiciu pijanego mężczyzny i zrabowaniu 820 zł.

Proces przed Sadem Wojewódzkim w Bydgoszczy zakończył się 21 lutego 1973. Sąd skazał Krzysztofa S., który w chwili zabójstwa miał niespełna 16 lat, na umieszczenie w zakładzie poprawczym, natomiast 19-letniego Bogdana G. za nieudzielenie pomocy ofierze napaści i paserstwo (nie udowodniono mu udziału w zabójstwie) na 6 lat pozbawienia wolności i 3 tys. zł grzywny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!