Po dotkliwych porażkach ze spadkowiczem ŁKS Łódź, prestiżowym zwłaszcza dla kibiców meczu ze znajdującą się w strefie drużyn zagrożonych spadkiem Koroną Kielce oraz domowym blamażu (zwłaszcza do przerwy) z Zagłębiem Lubin - Radomiak, nasz zespół wygrał w Warszawie z walcząca o europejskie puchary Legią. Po tym meczu fani Zielonych dość szybko zapomnieli o wydarzeniach, do których doszło tuż przed „Meczem Przyjaźni”. Niestety, jak się miało okazać, na chwilę.
Przyszła sensacyjna porażka z Ruchem Chorzów, który już spał z ekstraklasy.
Po raz kolejny na przestrzeni zaledwie kilku tygodni okazało się, że zespół Radomiaka prezentuje się niczym Robin Hood, a więc bohater średniowiecznych angielskich legend ludowych, który zasłynął z tego, że bogatym i możnym zabierał, a oddawał biednym.
To określenie pasuje, jak ulał do obecnego stanu postrzegania Radomiaka, no bo, jak inaczej określić zwycięskie starcia z Rakowem Częstochowa, czy Legią Warszawa oraz wymienione powyżej porażki z outsiderami.
Na mecz w Warszawie trener Maciej Kędziorek zmienił taktykę. Wówczas zespół zagrał niezwykle zdeterminowany. Po drugie był schowany za podwójną gardą, oczekując na to co zrobi rywal i wykorzystując skrzętnie jego słabości. Niewątpliwie Zieloni mieli także szczęście, że od szóstej minuty grali w przewadze liczebnej, ale temu szczęściu trzeba było pomóc.
Choć piłkarskie porzekadło mówi, że zwycięskiego składu się nie zmienia, to trener Maciej Kędziorek dokonał na starcie ze spadkowiczem – Ruchem Chorzów, dwóch zmian. Pierwsza, jak najbardziej uzasadniona, bowiem wprowadził do gry młodzieżowca Gabriela Kobylaka, ale drugą trudno zrozumieć. Chodzi o taktykę. Radomiak „musiał” zdobyć zaledwie punkt, by już w poniedziałek być pewnym utrzymania. Tymczasem trener Kędziorek powrócił do taktyki jaką z uporem stosował w przegranych wcześniejszych trzech meczach, a więc chodziło głównie o zdominowanie rywala od pierwszych minut, narzucenie mu własnego stylu gry, zagranie bardzo wysokim pressingiem. Taki scenariusz mógł się sprawdzić w przypadku, gdyby zespół miał egzekutora, a tak w poniedziałek nie było.
Na pomeczowej konferencji prasowej na temat gry Radomiaka wypowiedział się Janusz Niedźwiedź, a więc opiekun Ruchu.
- Oglądaliśmy mecze rywala i w każdym z nich Radomiak grał wysokim pressingiem, przez co tracił dużo sił. Cierpliwie czekaliśmy na to, kiedy im ich zabraknie, bo wiedzieliśmy, że tak też się stanie – mówił Niedźwiedź.
Słowa trenera znalazły odzwierciedlenie, po zmianie stron. Wówczas Zieloni zgodnie z oczekiwaniami opadli z sił, a że trener Niedźwiedź wprowadził na boisko, tak zwanych młodych „walczaków”, ci nie mieli problemów z pokazaniem swoich walorów, na tle podmęczonych przeciwników. Efekt, taki, że to zdegradowany Ruch wywalczył komplet oczek, a radomianie wciąż muszą drżeć o pozostanie w lidze oraz o to, czy zdołają odrobić limit minut młodzieżowca!
Oto relacja z konferencji prasowej trenerów Radomiaka i Ruchu Chorzów
echodnia.eu Pożegnanie Pawła Paczkowskiego z Industrii Kielce
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?