Nie bardzo wiem, czemu ma służyć zmiana zasad finansowania schronisk dla zwierząt.
Z jednej strony dobrze się stało, że wreszcie usankcjonowano coś, co już istnieje. Myślę o współpracy schronisk z gminami i przejmowaniu porzuconych zwierząt. Korzystne jest też i to, że każde miasto musi wypracować swoją politykę przeciwdziałania bezdomności zwierząt. W tej bowiem materii wiele jest do zrobienia - zaczynając od zmiany mentalności, na budowie nowych przytulisk kończąc. Tak na marginesie, to zapewne łatwiej będzie wybudować dziesiątki nowych placówek niż odmienić nawyki tych, dla których zwierzęta są tylko bezmyślnymi rzeczami. Zawsze, niestety, znajdzie się ktoś, kto dla swojego dobrego samopoczucia, z głupoty lub braku wyobraźni, skrzywdzi jakieś stworzenie. Dlatego nie bardzo wierzę w skuteczność samego dokumentu. Ale może nie powinnam być aż takim czarnowidzem?
<!** reklama>
Pesymizm i polityka to jedno. Pieniądze to drugie. I tutaj też czegoś nie rozumiem. Nie widzę żadnego uzasadnienia dla decyzji nakazującej przekazywanie pieniędzy przez pośrednika - czytaj miasto - a nie tak, jak to było do tej pory, bezpośrednio na konto schronisk. Czyżby ustawodawca wychodził z założenia, że w tych jednostkach nie ma ludzi, którzy potrafią zarządzać finansami? Czyżby ten brak zaufania miał zapewnić urzędom dodatkowe wpływy? Ile z tych pieniędzy rzeczywiście trafi do schronisk? I wreszcie, kto za to zapłaci? Rozbudowa biurokracji zawsze jest kosztowna. Wolałabym wydać pieniądze na sterylizację i dokarmianie bezpańskich kotów i psów niż na bankowe przelewy.