Przedsionek piekła w MOP-ie, śmierć na drodze wojewódzkiej - Kronika bydgoska

Przeważnie po autostradach i ekspresówkach, ale i tak prawie siedem godzin spędzonych za kierownicą z krótkimi tylko przerwami daje się we znaki. Z drugiej strony, 675 km w prawie siedem godzin bez przekraczania przepisów… Coś się jednak na polskich drogach zmieniło. Gorzej jest z miejscami obsługi podróżnych. Pustawe były te, które oferują jedynie kibelek i umywalkę. W MOP-ach z barami i stacjami paliw bywa jak w przedsionku piekła. Takie w każdym razie miałem wrażenia z pobytu w jednym z podwarszawskich MOP-ów w upalne popołudnie. Do kasy w barze kilkunastoosobowa kolejka, łącząca się z kolejką do toalety. Z toalet zniknęły płyny do dezynfekcji rąk. Część sanitariatów nieczynna, nie z wszystkich kranów ciurka woda. Przy takim tłoku klimatyzacja działa jedynie w teorii. Jak w tych warunkach higienicznie coś zjeść, jak odpocząć?

Mimo to po drodze napotkałem tylko jeden groźniejszy wypadek. Czego oszczędziły mi autostrady, boleśnie zaoferowała mi droga wojewódzka niemal pod samym domem, w Kobylarni. Kto jechał nią w czwartek, 23 czerwca po południu lub wieczorem, musiał natknąć się na korek, a następnie mrożący krew w żyłach widok. Z jednej strony w poprzek jezdni stała spora ciężarówka z kruszywem. Po drugiej stronie, w przydrożnym rowie rozwinięto złowróżbny, czerwony parawan. Pomiędzy ciężarówką i parawanem leżały resztki rozbitej karoserii, omijane przez strażaków i policjantów z przyrządami pomiarowymi. Zamieszanie trwało ładnych parę godzin.

Następnego dnia rano przeczytałem w Internecie, że w tym miejscu zginął 26-letni kierowca osobówki, która zjechała na lewy pas i na zakręcie zderzyła się z ciężarówką. Wieczorem natomiast, gdy wybrałem się pojeździć rowerem ścieżką wiodącą wzdłuż drogi, na której doszło do wypadku, zauważyłem w rowie, tam gdzie dzień wcześniej stał czerwony parawan, dwóch mężczyzn zapalających znicze…

Dlaczego o tym piszę tak obszernie, skoro śmiertelne wypadki na drogach zdarzają się codziennie? Otóż droga wojewódzka nr 254, która biegnie przez Kobylarnię, ma wyjątkowego pecha. Ruch na niej jest spory, m.in. za sprawą ciężkich wozów jadących do i z kombinatu cementowego w Barcinie. Wielotonowe ciężarówki wyżłobiły ją tak, że w niektórych miejscach powstały głębokie koleiny i zwały asfaltu przy skraju drogi. Swoje zrobił też też mróz.

DW 254 na odcinku Brzoza - Łabiszyn powinna być teraz w gruntownym remoncie. Podpisanie umowy z wykonawcą przez inwestora - urząd marszałkowski - było zwieńczeniem kilku lat starań mieszkańców. Swego czasu dochodziło nawet do blokad drogi na zebrach w Brzozie i Olimpinie. „Modernizację drogi wojewódzkiej nr 254 rozpocznie przebudowa odcinka o długości 13,2 kilometrów od przejazdu kolejowego w Brzozie (powiat bydgoski) do Łabiszyna (powiat żniński). W ramach inwestycji wybudowane zostaną ronda - jedno w Brzozie, na skrzyżowaniu z ulicą Powstańców Wielkopolskich, drugie w Łabiszynie, na połączeniu z drogą wojewódzką nr 246 (kierunek Szubin). Wzmocniona zostanie konstrukcja jezdni (do parametrów 11,5 tony na oś), dzięki czemu na drodze nie będą powstawały koleiny, które są dużym zagrożeniem dla kierowców. W pasie drogowym powstaną zatoki autobusowe. Gruntownie przebudowany zostanie odcinek przebiegający przez Brzozę i Kobylarnię w powiecie bydgoskim, gdzie pojawi się ścieżka dla rowerzystów i pieszych” - informował 2 października 2020 roku, w dniu podpisania umowy z wykonawcą, Portal Województwa Kujawsko-Pomorskiego.

Ten odcinek powinien być gotów w 2023 r. Na razie jednak nic się na nim nie dzieje. Nic poza wypadkami…