Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed sądem stracił rezon

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Ludzi podających się za kogoś innego, niż byli w rzeczywistości, nigdy nie brakowało. Zwłaszcza jeśli mogło się to wiązać z określonymi profitami.

Ludzi podających się za kogoś innego, niż byli w rzeczywistości, nigdy nie brakowało. Zwłaszcza jeśli mogło się to wiązać z określonymi profitami.

<!** Image 3 align=none alt="Image 197406" sub="Kamienice przy ul. Gdańskiej. W jednej z nich mieszkał Henryk B.
FOT. TYMON MARKOWSKI">

W powojennej dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości, tak odmiennej od życia w warunkach stagnacji, Henryk B., pochodzący z utraconych w wyniku zmiany granic Kresów, czuł się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Przenosił się z miasta do miasta. Tu pohandlował, tam popracował. Tej ostatniej czynności począł jednak unikać, kiedy przekonał się, że przynosi ona dużo mniejsze profity niż kradzież, wyłudzenia i innego rodzaju oszustwa.

<!** reklama>Podczas pobytu w Bydgoszczy, dokąd przyjechał latem 1948 roku, Henryk B. zwrócił uwagę na bardzo dużą liczbę wojskowych w mieście. Postanowił zatem rozpocząć swoje „drugie życie” w zupełnie innej roli.

Najpierw wynajął mieszkanie w sporej kamienicy przy ul. Gdańskiej w okolicach placu Wolności, a potem począł rzucać się w oczy sąsiadom niezwykłą troską o własną elegancję i dostojność. Stopniowo, dzięki uprzejmości i uczynności, poznał bliżej lokatorów kamienicy i w szybkim czasie się z nimi zaznajomił. Jako „nowy” na tym terenie mógł zatem Henryk B. budować od podstaw swoją legendę. Przede wszystkim zmienił swoją tożsamość. Przy Gdańskiej zamieszkał jako Aleksander Herman. Z wykształcenia miał być lekarzem dentystą, który, powołany do służby wojskowej, skończył szkołę oficerską i zyskał stopień kapitana Wojska Polskiego. Rzekomo przeniesiony do rezerwy myślał o powrocie do wyuczonego zawodu, jednak w czasie wojny stracił gabinet z całym wyposażeniem i nie było go stać na ponowne otwarcie dentystycznej praktyki.

Powtarzając tę opowieść wielokrotnie, z grymasem pełnym żalu i smutku, „Aleksander Herman” zdobył współczucie sąsiadów, którzy zaproponowali mu... pożyczkę na sprzęt dentystyczny. Henryk B. pieniądze przyjął bardzo chętnie i obiecał, że kiedy tylko będzie to możliwe, postara się swoim darczyńcom zrewanżować. Rozpoczął dalekie podróże w poszukiwaniu odpowiedniego wyposażenia do przyszłego gabinetu, co, jak twierdził, było bardzo trudne. Z podróży tych wracał z dobrymi wiadomościami. A to gdzieś udało mu się „załatwić” tak poszukiwany na rynku rower, a to dostępne od wielkiego dzwonu w sklepach radio, a to znów motocykl bez specjalnego talonu. W ówczesnej polskiej rzeczywistości takich przedmiotów pożądania było wiele.

Henryk B., jak twierdził, miał mnóstwo znajomych i dlatego mógł dokonywać rzeczy pozornie niemożliwych. Było jednak jeszcze pewne „ale”. Otóż za wejście w posiadanie tych przedmiotów trzeba było różnym osobom „dać w łapę”. On, „Aleksander Herman”, nie chciał dla siebie ani złotówki, ale ci paskudni pośrednicy byli bez serca...

Sąsiedzi zgodnie i bez podejrzeń powierzali zatem uczynnemu lokatorowi kolejne sumy, coraz większe i większe. I nie zdawali sobie sprawy, co się z ich pieniędzmi dzieje.

One zaś były potrzebne „panu kapitanowi”, m.in., do obsypywania mieszkającej w tej samej kamienicy panny Wandy R. kwiatami i drobnymi prezentami. Henryk B. po paru tygodniach obiecał dziewczynie małżeństwo. By do tego doszło, musiała mu pomóc, pożyczając mu pieniądze. Oszczędna panna sięgnęła do szkatułki...

Wtedy to po raz ostatni lokatorzy kamienicy przy Gdańskiej widzieli „Aleksandra Hermana”. Kiedy zniknął i przez parę następnych dni nie pojawiał się, zrozumieli, że dali się wystrychnąć na dudka. Najwięcej łez z tego tytułu uroniła Wanda R.

Henryk B. zatrzymany został dość szybko przez śląską milicję w Katowicach, gdzie prowadził podobny proceder do bydgoskiego. W lipcu 1949 roku odbył się jego proces przed Sądem Grodzkim w Bydgoszczy, podczas którego dawni sąsiedzi, oszukani przez niego, z niedowierzaniem obserwowali, jak przed sądem stracił cały rezon i zdolność pięknego wysławiania, jąkał się i zasłaniał niepamięcią.

Oszust został skazany na 3 lata pobytu za kratkami i 100 tys. złotych grzywny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!