Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pozostała nam tylko pamięć

Katarzyna Kaczór
Jedni byli skromni, o sobie mówili niewiele albo wcale, drudzy barwną osobowość wystawiali na sprzedaż. Ludzie, którzy Bydgoszczy poświęcili całe swoje życie.

Jedni byli skromni, o sobie mówili niewiele albo wcale, drudzy barwną osobowość wystawiali na sprzedaż. Ludzie, którzy Bydgoszczy poświęcili całe swoje życie.

<!** Image 2 align=right alt="Image 36578" sub="Wanda Rucińska">Olga Sitarska, aktorka Teatru Polskiego była kobietą jakby wprost z dramatów Witkacego. - Zmarła 10 listopada 2005 roku. Pochodziła z Krakowa - mówi Ewa Adamus-Szymborska. - Pamiętam, że i w życiu, i na scenie zachowywała się właśnie jak bohaterka Witkacego. Była niemalże demoniczna, mówiła zmysłowym, bardzo niskim głosem, ubierała się w ciekawe kreacje. Uwielbiała koty, miała ich mnóstwo, właściwie bardziej przepadała za zwierzętami niż za ludźmi. Tuż po Oldze żegnaliśmy Iwonę Żelaźnicką-Błaszczyk. Zmarła nagle, 21 listopada tego samego roku. Iwona była niespokojnym duchem. Jej entuzjazm wprost porażał. Gdy przestała pracować na etacie w teatrze działała w Teatrze na Barce, w Centrum Sztuki w Grudziądzu. Albo się ją lubiło, albo nie - nie można było na pewno pozostać wobec niej obojętnym. Uwielbiała samochody, podróże.

Grał na 200 procent

<!** Image 4 align=left alt="Image 36581" sub="Lech Lutogniewski">Andrzej Łachański, dopóki stan zdrowia mu pozwalał występował na scenie Teatru Polskiego. Wiadomość o jego śmierci nadeszła 6 sierpnia 2006 roku. Miał tylko 40 lat. - Bardzo chorował. Dokuczały mu rozmaite schorzenia somatyczne, dwukrotnie przechodził operację kręgosłupa. Był utrąconym w pół drogi świetnym aktorem. Gdy rozpadła się jego rodzina, teatr stał się tą najważniejszą wartością w życiu. Gdy już nie mógł grać, znosił ten stan niezwykle boleśnie. Nasz były dyrektor, Adam Orzechowski, mawiał, że Andrzej jedzie po bandzie, bo on zawsze grał na 200 procent, nigdy się nie oszczędzał. W „Poskromieniu złośnicy” balansował wręcz na krawędzi ryzyka. Lgnął przy okazji do ludzi, był takim bratem łatą, ciepłym, łatwowiernym, zawierał z ludźmi osobliwe relacje. Mówił długo, zawile, poruszał wiele wątków. Może nawet ich zamęczał - tak bardzo chciał być wysłuchany. Czasem nawet nie interesowało go, co inni myślą na dany temat.

Barwny i kontrowersyjny

Lech Lutogniewski, bydgoski dziennikarz zmarł 23 października 2006. Był jednym z najbardziej kontrowersyjnych polskich reporterów. Nie bał się pytań trudnych, głupich, szokujących. Na wojskową konferencję wniósł broń, zamykał się w klatce, uwielbiał happeningi. Podobno jednej z ulic nadał swoje imię. Wielokrotnie rozpuszczał po mieście plotki o swojej śmierci, a równie kontrowersyjna postać Bydgoszczy - Arsen Lupin - w ramach drastycznego żartu wydrukował mu niegdyś zaocznie akt zgonu. Życie przerosło satyryków. Lech Lutogniewski zmarł nagle na zawał serca.

Scenograf-dżentelmen

<!** Image 3 align=right alt="Image 36578" sub="Andrzej Łachański">Pana Antoniego Muszyńskiego pracownicy teatru wspominają jako niezwykle eleganckiego dżentelmena, który z wielkim uniżeniem całował w rękę każdą panią. Bez reszty oddany swojej pracy scenograf, autor blisko 300 projektów dekoracji i kostiumów, człowiek, dla którego młodzieńcza pasja stała się treścią zawodowego życia na niemal 60 lat.

- Życie zawodowe doskonale łączył z rodzinnym, co artystom nieczęsto udaje się pogodzić - mówi Ewa Adamus - Szymborska. - Miał pełną, szczęśliwą, wielopokoleniową rodzinę. Zaczynał w wieku 17 lat. Jako praktykant znalazł się w pracowni dekoratorskiej Teatru Miejskiego przy Placu Teatralnym. Jego pierwszą samodzielną pracą była scenografia do „Zemsty” Fredry w reżyserii Czesława Strzeleckiego, której premiera odbyła się w teatrzyku Elysium 24 marca 1945 roku. Oprócz scenografii teatralnych artysta angażowany był często przez Operę Bydgoską, dla której tworzył udane scenografie i kostiumy zarówno do oper i operetek.

Choć w 1979 roku przeszedł na emeryturę, uczestniczył w życiu artystycznym miasta. Pan Antoni nie zmieniał wyglądu. Schludny, elegancki, pachniał dobrą wodą kolońską. - Nie był gawędziarzem. Kiedyś przygotowywałam folder do wystawy jego prac. - wspomina Adamus-Szymborska. - Poprosiłam go o kilka słów, o kilka opowieści, także z życia prywatnego. Udało mi się wyciągnąć z pana Antoniego kilka smacznych kawałków. Po autoryzacji wszystko wyciął. Powiedział: a po co to wszystko mają wiedzieć, to moje sprawy.

150 wspaniałych ról

<!** Image 5 align=left alt="Image 36581" sub="Jacek Majewski">Wanda Rucińska odeszła 1 października 2006. Miała 87 lat. Była aktorką, która, jak rzadko kto, zasłużyła na miano najbardziej bydgoskiej. Początkowo grywała pokojówki, subretki, liryczne bohaterki - była wszak drobną, uroczą dziewczyną. Szansą na zmianę emploi okazała się tytułowa „Nora” w dramacie Henryka Ibsena zrealizowanym w 1955 roku przez Stefana Wintera. Gdy pod koniec lat 50. Hieronim Konieczka wprowadził na scenę twórczość Witkacego, Wanda Rucińska w roli Widma w „Małym dworku” objawiła najpełniej znakomite wyczucie groteski, które potwierdzała później w innych witkacowskich inscenizacjach. Jubileusz 40-lecia pracy artystycznej obchodziła wraz ze swoim partnerem scenicznym i życiowym Hieronimem Konieczką: oboje zagrali w romantycznej sztuce Aleksieja Arbuzowa „Staromodna komedia”. Był rok 1986. Ostatnie sezony zawodowej aktywności Wandy Rucińskiej przypadły na czas dyrekcji A.M. Marczewskiego. W 1992 roku, po blisko 50 latach pracy i niemal 150 rolach, odeszła z teatru z powodu ciężkiej choroby. Dwa lata później pochowała Hieronima Konieczkę. Wciąż pojawiała się na premierach kolegów, co piątek z radością słuchała koncertów w Filharmonii Pomorskiej. Nie przejmowała się swoim stanem zdrowia, często jeździła do Gdańska, by opiekować się starszą siostrą. Ją także zdążyła pochować...

Wszechstronny muzyk

<!** reklama right>Kilka dni temu, po długiej chorobie ze światem pożegnał się Jacek Majewski, jeden z założycieli bydgoskiego klubu „Mózg”. Urodzony w 1966 roku, wszechstronny perkusjonalista wykorzystujący nie tylko egzotyczny i etniczny charakter swoich instrumentów, ale czerpiący brzmienia z szerokiego zestawu perkusjonaliów orkiestry symfonicznej oraz otaczających go przedmiotów (woda, metal, drewno, ogień, powietrze, beczki, rury, podłoga, smyk). Współpracował, m.in., z Kazikiem, Tymonem Tymańskim. Był mężem wybitnej artystki Elżbiety Jabłońskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!