Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Policja odebrała dorobek życia toruńskiemu kolekcjonerowi. Nie wiadomo kto zapłaci za ich zniszczenie

Adam Willma
Adam Willma
- Proces da się przeżyć, ale myśl o zniszczeniu wyjątkowych eksponatów, gorzej - mówi toruński kolekcjoner.
- Proces da się przeżyć, ale myśl o zniszczeniu wyjątkowych eksponatów, gorzej - mówi toruński kolekcjoner. Adam Willma
Prokuratura skonfiskowała toruńskiemu kolekcjonerowi jedną z największych prywatnych kolekcji karabinów. Postępowanie trwa trzeci rok. W tym czasie karabiny zardzewiały, skórzane elementy spleśniały, a biegły zniszczył dwa egzemplarze próbując z nich strzelać.

- Gdzie przechowywali te muzealne skarby? W oborze?!

Gdy o 6.00 rano policjanci zapukali do drzwi pana Mariana, kolekcjoner zmagał się raczej z sennością, niż ze strachem. Gdy kolekcjonuje się broń, co jakiś czas pojawia się donos od „zatroskanego”. Torunianin zabrał klucze i poszedł do piwnicy otworzyć kłódkę i odbezpieczyć alarmy. Wiele zabiegów kosztowało go, aby namówić spółdzielnię do wynajęcia pomieszczenia w piwnicy. Zabezpieczył je bardzo skrupulatnie – podwójnymi stalowymi drzwiami, pancernym oknem i kilkoma alarmami.

- Macie panowie pampersy – zażartował otwierając drzwi do swojej zbrojowni. Rzeczywiście, 203 sztuki broni w jednym pomieszczeniu musiało zrobić wrażenie nawet na funkcjonariuszach.

Cekaemy jak kartofle

- Akcja trwała 18 godzin – relacjonuje pan Marian. - Z początku chcieli wszystkie karabiny wrzucić do radiowozu jak kartofle. Wyjaśniłem im, że jedna czeska rusznica przeciwpancerna warta jest 32 tys. dolarów. Panowie poszli po rozum do głowy i pojechali po folię bąbelkową. Z pośpiechu zabrali mi 6 bagnetów, których nijak nie można uznać za broń palną. Zabrali też 14 podstaw do ckm-ów, które w większości sam zrobiłem i 14 lunet. Znajomi kolekcjonerzy z całego świata zaczęli nadsyłać wyrazy współczucia.

Pan Marian zagryzł zęby i postanowił uzbroić się w cierpliwość. - Wiem, że sprawa dla ludzi, którzy się tym nie zajmują jest trudna, ale dla mnie jest to pasja od kilkudziesięciu lat, więc doskonale wiem, jak unikać ryzyka.

Pierwszych 19 sztuk karabinów kolekcjoner zarejestrował w 1989 roku. - Zawsze zbierałem broń strzelecką, nie miałem nigdy amunicji czy materiałów wybuchowych, bo byłby to idiotyzm trzymać takie rzeczy w bloku. Nigdy też nie próbowałem strzelać z karabinów ze swojej kolekcji, bo jestem człowiekiem pokojowo usposobionym. Zresztą żaden z posiadanych przeze mnie egzemplarzy nie nadaje się do strzelania, wszystkie są na różne sposoby "zdekowane". Ludzie nie chcą mieć problemu i ci, którzy handlują oficjalnie zabytkową bronią pilnują, żeby była zaspawana, przewiercona albo „zagwożdżona”, aby nie narazić się na zarzuty.

12 krajów, 3 kontynenty w piwnicy

Pan Marian pracował jako ślusarz, mechanik, spawacz i kowal, więc umiejętności pomagały mu na konserwację i dorabianie drobiazgów. Nauczył się również pracy w drewnie i skórze, żeby uzupełniać braki: - Część towaru na rynku kolekcjonerskim to „zardzewiałki”, które ludzie znaleźli na składnicach złomu. Niektóre były bardzo rzadkie, więc warto było poświęcić czas i pracę, aby przynajmniej z zewnątrz oddać pierwotny kształt karabinu. Robiłem te elementy nie tylko dla siebie, ale i dla muzeów – zawsze bezpłatnie. Wypożyczałem swoje karabiny m.in. do Muzeum Wojsk Lądowych w Bydgoszczy oraz dla muzeów w Toruniu. Pojawiały się też na okolicznościowych inscenizacjach.

Zebrało się tego 203 sztuki. Swoją kolekcję wyeksponowaną w piwnicznym pomieszczeniu hobbysta prezentował wielu miłośnikom historii. Obliczył, że oglądały ją osoby z 12 krajów i z trzech kontynentów.

- Żeby nie dostać oczopląsu od ilości karabinów na ścianie, zadbałem o ekspozycję – opowiada. - Przerywnikami były odpowiednio umundurowane manekiny. Amunicja, która która również pojawiała się na ekspozycji to oczywiście „wydmuszki”, nawiercone, bez prochu, które można w wielu miejscach oficjalnie kupić. Tajemnicy żadnej nie było, tysiące ludzi wiedziało o moim małym „muzeum”.

Pan Marian ma przypuszczenie, kto złożył na niego doniesienie: - Sześć lat temu była już podobna historii – policjanci wpadli do piwnicy i wyłamali drzwi... w suszarni naprzeciw mojego pomieszczenia. Ktoś ich wówczas nieprecyzyjnie poinformował.

Podmienili na „padlinę”

Kolekcjoner czekał na wyniki ekspertyzy, aby jak najszybciej odebrać swoją własność. Tymczasem eksponaty trafiły z początku do specjalistycznego laboratorium w Gdańsku, ale tam terminy były bardzo odległe, więc o ekspertyzę poproszono biegłego z Bydgoszczy. Gdy ten uporał się z zadaniem i do Torunia nadesłane zostało szczegółowe opracowanie, pan Marian miał wrażenie, że nie wybudził się z koszmarnego snu: - Po dwóch latach oddali mi 7 sztuk karabinów zarejestrowanych w ostatnim czasie – kompletnie pordzewiałych! Jeszcze bardziej załamałem się na widok zdjęć z ekspertyzy. Zobaczyłem moje wypieszczone, pięknie oksydowane karabiny pokryte rdzą. Na kolbach i paskach pojawiła się pleśń. Zachodzę w głowę, gdzie od 2,5 roku przechowywana jest moja kolekcja – w oborze?! Jakby tego było mało, na jednym z egzemplarzy szyna do mocowania bagnetu ma wżery na 3 mm! Ktoś musiał podmienić oryginał na „padlinę” z wykopków.

Właściciel kolekcji wysmażył skargę do toruńskiej prokuratury, a ta – żeby nie być sędzią we własnej sprawie – przekazała ją do prokuratury w Golubiu-Dobrzyniu.

- Wyjaśniłem panu prokuratorowi, że wszystkie karabiny kwalifikują się do ponownego czyszczenia i oksydowania – mówi kolekcjoner. - Prokurator stwierdził, że mogę za całość dostać 460 złotych. Dlaczego 460 złotych? Prawdopodobnie dlatego, że 500 złotych to już inna kwalifikacja czynu. Tyle że za 460 złotych rusznikarz nie podejmie się konserwacji jednej sztuki.

Biegły składa puzzle

Prokuratura postawiła panu Marianowi zarzut nielegalnego posiadania broni oraz „istotnych części broni”. Akt oskarżenia jest wielostronicową wyliczanką (183 pozycje) luf, zamków i komór nabojowych, które kolekcjoner miał rzekomo nielegalnie przechowywać jako „istotne elementy broni”.

- Z każdego „zdekowanego” egzemplarza próbuje się wyodrębnić sprawny element, który był jakoby „istotnym elementem broni” - mówi mecenas Stanisław Chodkowski, obrońca kolekcjonera. - To jakiś absurd, gdyby pójść tym tokiem rozumowania, okazałoby się, że wśród kolekcjonerów mamy samych przestępców. Broń zabezpieczona trwale przed możliwością wystrzelenia nie jest bronią w rozumieniu ustawowym.

Prokurator uznał jednak inaczej, a wobec torunianina zastosowano nawet dozór policyjny. - Aby zrobić ze mnie bandytę, biegły wybrał 4 karabiny, w stosunku do których sam wcześniej nie uznał za broń palną – denerwuje się pan Marian. Z tych 4 egzemplarzy sklecił 2 i postanowił spróbować wystrzelić. Na szczęście nie miał tyle odwagi, żeby osobiście pociągnąć za spust, ale wykorzystał dodatkowe oprzyrządowanie, bo komory zostały rozerwane, a broń zniszczona. Części poleciały na taką odległość, że nie można było ich znaleźć, ale najważniejsza konkluzja była taka, że nastąpiło „uderzenie w tarczę” (odległą o 1,5 metra). Nie - „przestrzał”, ale „uderzenie”. Do tego jeden z dwustu karabinów biegły uznał za pełnowartościową broń – chodzi czarnoprochowy 156-letni Snider III o kalibrze 14,7 mm. Tan karabin kupiłem już zagwożdżoną lufą, co uniemożliwiało wykorzystanie go. Biegły natomiast napisał, że udało mu się wybić blokadę z lufy, co jego zdaniem jest równoznaczne z uznaniem zabytku za broń.

A co, jakby rozbił samochód?

Mecenas Chodkowski uważa, że sposób w jaki biegły potraktował eksponaty jest skandalem: - Mamy tu do czynienia z unikalną kolekcja broni. Szczególna staranność w przechowywaniu tych eksponatów wydawałaby się oczywista. Policjanci nie muszą być ekspertami, ale biegły – owszem. Jeśli powołuje się biegłego, to oczekiwałbym, że ten biegły będzie miał wiedzę wykraczającą daleko poza wiedzę kolekcjonera, a w tym przypadku niestety – mówiąc delikatnie - nie mam takiego poczucia. Poza tym, biegły powinien mieć świadomość, że od jego odpowiedzialności zależy życie człowieka. Z punktu widzenia 69-letniego pana Mariana, nawet wyrok jest sprawą drugorzędną w kontekście zniszczenia kolekcji, której poświęcił życie. Eksperymenty skutkujące zniszczeniem muzealnych egzemplarzy? Zachodzę w głowę jak to było możliwe. Przecież to jest tak, jakby biegły rozbił samochód, który został mu przekazany do ekspertyzy!

W identycznej sytuacji znalazł się kilka lat temu kolekcjoner z Warszawy, Waldemar Nowakowski, powstaniec warszawski. - Sześć lat kopał się z polskimi sądami – relacjonuje pan Marian. - Sądy chciały ograbić go z kolekcji i przekazać ją do muzeum. Ostatecznie dopiero decyzja ze Strasburga przyniosła sprawiedliwe rozstrzygnięcie. Zwrócono mu karabiny, ale nie zwrócono zdrowia.

Sprawa broni zabytkowej pojawia się co jakiś czas na wokandach. Nic dziwnego, że w witrynie Prokuratury Krajowej umieszczono publikację Krzysztofa Gorazdowskiego i Andrzeja Nowaka, która próbuje porządkować interpretacyjny chaos. Czytamy w niej m.in. ”Organy ścigania powinny wiedzieć, iż za broń palną mogą być uznane tylko jednostki broni w pełni funkcjonalne – posiadające wszystkie konstytutywne właściwości broni palnej. Posiadacz broni palnej pozbawionej cech użytkowych nie podlega odpowiedzialności karnej z art. 263 § 2 k.k., albowiem przepis ten penalizuje odpowiedzialność za nielegalne posiadanie broni palnej niebezpiecznej dla życia i zdrowia, a nie przedmiotów o wyglądzie broni palnej”.

Toruńska prokuratura, do której zwróciliśmy się o stanowisko, poprosiła nas o więcej czasu na udzielenie odpowiedzi.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Policja odebrała dorobek życia toruńskiemu kolekcjonerowi. Nie wiadomo kto zapłaci za ich zniszczenie - Gazeta Pomorska