Piłkarska stajnia Augiasza

<!** Image 1 align=left alt="Image 25772" >No i mamy kolejny piłkarski pasztet. Tym razem, niestety, w wydaniu bydgoskim. W ostatnich kilku latach afer na boiskach i w ich okolicach nie brakowało. Media obszernie informowały o przekrętach, w których często w rolach głównych występowali sędziowie. Ale przecież tak było niemal zawsze. Starsi kibice znad Brdy doskonale pamiętają dziwną porażkę 2:4 łódzkiego Widzewa (były to lata siedemdziesiąte) na własnym boisku z Ruchem Chorzów, która wyrzuciła Zawiszę do II ligi.

Korupcjogenne zjawiska nasiliły się, gdy w polskim futbolu zaczęły pojawiać się coraz większe pieniądze. Stawki za kupowanie lub sprzedawanie meczów rosły, a dziwne wyniki padały zwłaszcza pod koniec sezonu, gdy w grę wchodziły awanse lub spadki.

<!** reklama right>Miniona sobota na stadionie przy ul. Gdańskiej pokazała, że nic w tym względzie się nie zmienia, że PZPN, mimo wielu pustych - jak się ciągle okazuje - deklaracji, nie jest w stanie wyczyścić tej stajni Augiasza.

Cała Polska - cytując pamiętne słowa trenera Ryszarda Kuleszy - widziała zagranie ręką w polu karnym obrońcy Zagłębia po dośrodkowaniu zawodnika Zawiszy. Tylko nie sędzia Grzegorz Gilewski. Decyzja nieprzyznania oczywistego rzutu karnego pozbawiła bydgoski zespół szans na walkę o baraże do ekstraklasy. Jeden gwizdek, a właściwie jego brak, zmarnował całoroczny wysiłek zawodników, wypaczył wynik spotkania, w którym gospodarze zagrali rewelacyjnie i byli zdecydowanie lepsi.

O ile - jak pokazuje piłkarskie życie - arbitra spotkania nie dotkną żadne sankcje, o tyle natychmiastowego wyjaśnienia wymaga ujawniona przez bydgoskich graczy propozycja sprzedania tego meczu. Padły konkretne nazwiska i suma. Teraz do akcji powinna natychmiast wkroczyć prokuratura...