0:3 w meczu otwarcia mistrzostw Europy, na który długo wszyscy czekali. To chyba najczarniejszy scenariusz z możliwych.
Oczywiście wszyscy marzyliśmy i wierzyliśmy w to, że dobrze zaczniemy turniej. Mimo świadomości, że graliśmy z silną drużyną. Serbia od meczu otwarcia mistrzostw świata trzy lata temu praktycznie się nie zmieniła. My za to przeszliśmy rewolucję. W czwartek w pierwszym składzie z tamtego spotkania byłem tylko ja. Liczyliśmy, że przy naszych kibicach nasza gra będzie wyglądała dobrze. Tak było, ale tylko do pewnych momentów. Serbowie lepiej wytrzymali trudy spotkania i zagrali bardziej dojrzale. Stąd ta wygrana 3:0.
Wspomniał Pan o tym, że był jedynym graczem w pierwszym składzie, który grał trzy lata temu. Patrząc po zespole, dla którego w większości występ na PGE Narodowym był pierwszym, widział Pan, że atmosfera wydarzenia go przytłoczyła?
Nie, wszyscy cieszyliśmy się na to spotkanie. Nie widziałem wśród nas wzmożonej presji. Czuliśmy, że jesteśmy w dobrej formie. Po prostu Serbowie grali lepiej pod każdym względem.
Czymś was zaskoczyli?
Zaprocentowało ich doświadczenie. Szczególnie w decydujących momentach. Nawet w trzecim secie, gdy złapaliśmy wiatr w żagle, zaczęliśmy odwracać losy partii, grać z werwą. Mieliśmy nadzieję, że mecz się przedłuży, ale końcówka należała do nich. Mamy nauczkę na następne spotkania, żeby wykorzystywać takie momenty i grać na takich emocjach do końca.
Od sobotniego meczu z Finami zacznie się dla was gra o wszystko.
Znamy regulamin, wiemy, że uniknięcie gry w barażach będzie bardzo trudno [zagrają w nich drużyny z drugich i trzecich miejsc w grupach - red.]. Karty w grupie rozdawać będą Serbowie. Mam nadzieję, że spotkania w Gdańsku i Sopocie pójdą po naszej myśli. Ta droga może trochę się wydłużyć, ale mam nadzieję, że mimo tych zakrętów będzie długa. Do końca turnieju.
Pytał i notował Tomasz Biliński
Follow https://twitter.com/tomasz_bilinski