Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni interes "žDziadka"

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
W końcu lat 80. niewielu było bydgoszczan, którzy by nie znali charakterystycznej sylwetki niskiego, starszego mężczyzny, wystającego godzinami pod Peweksem na Starym Rynku.

W końcu lat 80. niewielu było bydgoszczan, którzy by nie znali charakterystycznej sylwetki niskiego, starszego mężczyzny, wystającego godzinami pod Peweksem na Starym Rynku.

<!** Image 3 align=none alt="Image 184044" >

„Bony skupuję, bony...” - mężczyzna powtarzał kilkakrotnie na widok każdego przechodnia, którego podejrzewał o chęć sprzedaży lub kupna obcych walut po rynkowych cenach, które w PRL-u znacząco odbiegały od tych oficjalnych, ustalanych przez bank.

Leon Ch., kiedy czuł się zmęczony, siadał na murku fontanny, usytuowanej na Rynku przy wejściu do miejskiej biblioteki. Tam też zwykle finalizował swoje transakcje, sięgając po charakterystyczny zwitek banknotów owinięty gumką, który nosił zawsze w kieszeni spodni. Znajomi zwali go „Dziadek”, „Lala” albo po prostu „Kolejarz”.

Leon mieszkał od dawna w Bydgoszczy przy ul. Grunwaldzkiej w pobliżu wiaduktu kolejowego. Całe zawodowe życie przepracował jako kolejarz, z PKP otrzymał też mieszkanie zakładowe. W 1985 roku odszedł z ZNTK na wcześniejszą emeryturę. Miał wówczas 60 lat.

Cinkciarz Leon

Bezczynność coraz częściej mu dokuczała, a że czuł w sobie dość siły, zajął się handlem. Wynajął boks pod halą targową przy ul. Magdzińskiego i sprzedawał tam odzież roboczą.

<!** reklama>

W 1987 roku, kiedy zmarła jego żona i został sam, coraz częściej zaczął pojawiać się w okolicach Peweksu. Z czasem zrezygnował z legalnego interesu na rzecz cinkciarstwa. Leon wszedł w skład największej i najliczniejszej bydgoskiej grupy handlarzy obcymi walutami, złotem i wszystkim, na czym można było dobrze zarobić. Z racji zaawansowanego wieku i niewielkiego wsadu gotówkowego, jaki był w stanie wnieść do interesu, był jednak traktowany źle, trochę jak popychadło. Powierzano mu role najgorsze, pomagiera bogatszym handlarzom bądź „stacza” wyszukującego dla szefów gangu klientów z grubszą gotówką. Sam był w stanie przeprowadzać jedynie drobne transakcje, opiewające na niższe kwoty. Pełnił też niekiedy rolę chłopca na posyłki, kupując gazety i napoje dla „starszyzny” grupy lub też wystając dla nich w kolejce po wędliny i inne towary spożywcze, z których większość była w tym czasie trudnym do zdobycia dla zwykłego śmiertelnika rarytasem.

„Dziadek” miał ustabilizowany tryb życia. Do pracy na Starym Rynku szedł zwykle około godziny 10. Przebywał tam zwykle do 16, z czasem częściej przesiadując na ławeczce przy fontannie niż krążąc przy drzwiach sklepu. Potem szedł na obiad, który spożywał zawsze w pobliskiej „Kaskadzie” i następnie jechał autobusem do domu. Wieczorem z mieszkania praktycznie nigdy nie wychodził, miewał za to często gości, niekiedy do północy, albo i jeszcze później. Wpadali oni jednak tylko na chwilę.

<!** Image 4 align=right alt="Image 184077" sub="Portret pamięciowy
domniemanego zabójcy">Leon Ch. był bowiem tak obrotnym i aktywnym człowiekiem, że mimo zaawansowanego wieku i sporej emerytury oraz „pensji” spod Peweksu, trudnił się jeszcze kolejnym zajęciem, sprzedawał wódkę, a jego mieszkanie pełniło rolę sklepu nocnego. W latach 80. ub. wieku alkoholu nie można było po godzinie 20 praktycznie kupić, bowiem większość sklepów o tej porze zamykano. Ch. miał w dodatku stałych klientów z okolicznych domostw i pobliskiego składu opału, ludzi, którzy wiedzieli, że gdy najdzie ich nagła potrzeba, pół litra u „Dziadka” zawsze się znajdzie.

Niestety, Leon Ch. miał pewną cechę, z którą nie potrafił sobie, mimo ostrzeżeń, poradzić i która najprawdopodobniej była przyczyną jego przedwczesnej śmierci. Lubił się chwalić posiadaną gotówką. Wszędzie, nawet chodząc po drobne zakupy, nosił w kieszeni wielki rulon banknotów związanych gumką i z namaszczeniem go rozwijał, aby wydobyć ze środka zwoju jeden drobny banknot.

Od śmierci żony „Dziadek” regularnie w niedzielę na obiad jechał do swojego syna, który wraz z rodziną mieszkał poza Bydgoszczą.

9 czerwca 1989 roku był piątek. W południe syn odwiedził Leona na Starym Rynku, tego dnia bowiem był w Bydgoszczy u lekarza w przychodni kolejowej. Umówili się jak zwykle na niedzielną wizytę.

„Kolejarz” znika

Jak zgodnie zeznali stali bywalcy Starego Rynku, szczególnie spod Peweksu, tego dnia Leon Ch. zniknął z „posterunku” wyjątkowo wcześnie, bo już około godz. 14. Nikomu nic nie powiedział. Wspólnicy byli ponoć przekonani, że jeszcze powróci, ale tak się nie stało.

Kiedy w niedzielę nie pojawił się u syna, ten najpierw bezskutecznie usiłował się do niego dodzwonić, a następnie wsiadł w samochód i przyjechał do Bydgoszczy na ul. Grunwaldzką. Już na podwórku zorientował się, że coś musiało się stać, bowiem sąsiadki ojca natychmiast go poinformowały, że „Dziadka” nie widziały już od piątku.

W mieszkaniu w stałym miejscu syn Leona nie znalazł pieniędzy. Natychmiast o zaginięciu ojca powiadomił milicję. Do domu już nie wrócił, tylko w poniedziałek, 12 czerwca, spędził cały dzień na Starym Rynku wypytując wszystkich o ojca. Nikt jednak niczego nie wiedział. Leon Ch., zdawało się, przepadł jak kamień w wodę.

15 czerwca, w czwartek, 6 dni po zaginięciu „Dziadka”, pracownik Leśnictwa Bielice znalazł opodal pobliskiej jednostki wojskowej, na południe od miasta, porzucone w lesie zwłoki starszego mężczyzny. Jak szybko ustaliła milicja, był to właśnie Leon Ch. Z uwagi jednak na panujący w tym czasie upał, który spowodował częściowy rozkład zwłok, nie udało się ustalić ani godziny śmierci, ani nawet daty. Pewne było jedynie, że „Dziadek” zginął od ciosów zadanych w głowę co najmniej dwoma narzędziami, tępym i ostrym. W chwili śmierci był jednak nieprzytomny, gdyż wcześniej dostał dużą dawkę leków nasennych. Nie miał przy sobie zwitka banknotów, w kieszeniach pozostało za to 50 marek RFN i 30 dolarów.

Kto chciał sprzedać dolary?

Drobiazgowe śledztwo nie doprowadziło do wykrycia sprawców zabójstwa. Stwierdzono jedynie, że w dniu zniknięcia Leona Ch., bydgoskich cinkciarzy zagadywał nieznany im mężczyzna, usiłujący sprzedać większą ilość dolarów. Do transakcji jednak nie doszło. Czy to on spotkał się wówczas z Leonem Ch.? Sporządzono jego portret pamięciowy, jednak nie udało się człowieka zidentyfikować. Nigdy też już się więcej na Starym Rynku nie pojawił. Nie udało się też nigdy ustalić tożsamości zagadkowej kobiety, która z Leonem często na murku fontanny ponoć przesiadywała. I ona więcej na Starym Rynku się nie pojawiła. 12 grudnia 1989 roku śledztwo w sprawie zabójstwa „Dziadka” - z powodu niewykrycia sprawcy - zostało umorzone.


Ciekawostki

Bony towarowe PKO, czyli jak wyrolować obywatela

W pierwszych latach PRL-u zarówno obrót, handel, jak i samo posiadanie walut krajów kapitalistycznych było zakazane. Świadomi zasad budowy socjalistycznego państwa obywatele winni byli stosować się do przepisów, nakazujących w przypadku wejścia w posiadanie „zakazanych” środków płatniczych, nieodpłatne przekazanie ich skarbowi państwa.

Począwszy od 1960 roku wolno było już posiadać „zachodnie” pieniądze, zwane eufemistycznie walutami wymienialnymi, choć nadal nie wolno było nimi obracać. Obywatele winni byli odsprzedawać dewizy państwu po specjalnych cenach, otrzymując w zamian tzw. bony towarowe PKO.

Oficjalna cena skupu pieniędzy z Zachodu to mniej więcej trzecia część ich czarnorynkowej wartości, np. za dolara USA w 1965 r. płacono w banku ok. 25 zł, gdy na czarnym rynku „chodził” po 75-80 zł.

Za otrzymane bony można było kupować towary w sieci sklepów Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego „Pewex” lub w sklepach sieci „Baltona”, przeznaczonych dla marynarzy i rybaków.

W obu sieciach zarówno za bony, jak i prawdziwe dewizy początkowo można było kupować artykuły niedostępne w handlu bądź trudno dostępne, pochodzące z zagranicy, potem także większość dóbr krajowych z mieszkaniami i samochodami na czele, na wódce produkcji krajowej i papierosach kończąc. Ceny tych ostatnich ustalane były tak, by kalkulowało się po czarnorynkowej cenie nabywać bony lub dolary i za nie kupować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!