Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżony o skatowanie w Bydgoszczy mężczyzny na śmierć: "Leciała mu krew. Położyliśmy go na boku i poszliśmy"

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Oskarżeni twierdzą, że nie przyczynili się do śmierci Krzysztofa W. Jeden z nich przyznaje, że kopał mężczyznę, drugi w ogóle nie wspomniał o takiej sytuacji
Oskarżeni twierdzą, że nie przyczynili się do śmierci Krzysztofa W. Jeden z nich przyznaje, że kopał mężczyznę, drugi w ogóle nie wspomniał o takiej sytuacji Maciej Czerniak
Nawet do 25 lat więzienia grozi dwóm mężczyznom, którym śledczy przypisują zamordowanie 62-letniego mieszkańca Bydgoszczy. Ciało znaleziono dopiero po miesiącu.

Zobacz wideo: Tak znika wiadukt w Bydgoszczy

- "Wojciechowi" leciała krew z nosa. Przewróciliśmy go na bok, żeby nie udusił się rzygowinami i krwią. I wyszliśmy - zeznawał Krystian M., 29-letni oskarżony.

Proces dotyczący zbrodni, do której doszło w marcu 2020 roku, rozpoczął się w środę w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy. Sędzia Jarosław Całbecki zapytał: - Jak to, tak po prostu zostawiliście kolegę?

To Cię może też zainteresować

- Nic wielkiego mu się nie stało... - odparł oskarżony.

Chwilę wcześniej zeznał jednak, że feralnej marcowej nocy w 2020 r. był w mieszczącym się na parterze kamienicy przy ulicy Nakielskiej mieszkaniu zajmowanym przez 62-letniego Krzysztofa W. zwanego przez znajomych "Wojciechem". Lokal - jak wynika z zeznań - stanowił swoistą "metę", miejsce spotkań wielu osób, którzy pili tam alkohol. Krystian M. zeznał przed sądem, iż w pewnym momencie podczas spotkania, w którym uczestniczyło kilka innych osób, usłyszał podniesione głosy. To jeden z kolegów miał wyzywać "Wojciecha", a następnie go uderzyć "dwa czy trzy razy". Ciosy były zadane w twarz, w tym co najmniej jeden z nich pięścią.

Kiedy - jak wynika z zeznań oskarżonego - kolega przewrócił na podłogę Krzysztofa W., do leżącego podszedł Krystian M. i zaczął go kopać. W żebra i w biodro. Sędzia zapytał M., dlaczego to zrobił.

- Nie wiem, tak już mam, że nie umiem się pohamować. Nie panuję nad sobą. Brałem leki, leczyłem się ze stanów lękowych, depresji.

Na sali rozpraw padło pytanie o zażywane w czasie imprezy narkotyki. M. przyznał, że "wciągnął" amfetaminę. Według niego narkotyki zażywali wszyscy obecni w mieszkaniu, włącznie z poszkodowanym.

Krystian M. opowiadał o kilku przejażdżkach taksówkami, kupowaniu alkoholu i próbach wynajęcia pokoju hotelowego ze znajomymi, kiedy opuścili mieszkanie Krzysztofa M. Sędzia pytał, skąd pochodziły pieniądze na te eskapady. Oskarżony odpowiedział, że miesiąc wcześniej przyjechał Niemiec, gdzie pracował. Od tego czasu pił codziennie.

M. przyznaje, że brał udział w pobiciu Krzysztofa M., ale zaznaczył, iż nie przyznaje się do jego zabójstwa.

Rozbieżne wersje

Ostatecznie - jak utrzymuje - tamtej nocy nad ranem wrócił do domu swoich rodziców przy ulicy Grunwaldzkiej. Następnie przez tydzień nie opuszczał tego mieszkania. Sędzia zapytał, co oskarżony przez to rozumie. Ten w końcu sam przyznał, że był w alkoholowym ciągu. Sędzia pytał, czy mężczyzny nie ciągnęło do alkoholu. - Ja już tak mam, że jak piję przez miesiąc, to potem miesiąc mogę nie pić - padła odpowiedź.

Wersja opowiedziana przez M. nie pasuje do tej, którą prezentuje drugi z oskarżonych, Marcin S. Ten oskarżony był wcześniej karany. A w 2008 roku przeszedł terapię odwykową.

S. utrzymuje, że feralnego dnia przyszedł do Krzysztofa W. po południu. Mieszkanie było zabałaganione, z sufitu zwisał urwany klosz. W. miał wyrzucać oskarżonemu, że sprowadził dzień wcześniej do niego swoich kolegów i to właśnie oni byli odpowiedzialni za taki stan mieszkania. S. zeznał, że w lokalu były również obecne dwie młode kobiety, które opatrywały W. poranione dłonie. To znajome Krystiana M. "Wojciech" miał poprzedniej nocy wdać się w jakąś bójkę.

Około godziny 22 znajomi wezwali taksówkę. Mieli pojechać do mieszkania jednej ze znajomych Krystiana M. przy ulicy Konarskiego. Tam - jak zeznawał Marcin S. - awanturę gościom urządziła babcia wspomnianej znajomej. Wszyscy poza Marcinem S. wsiedli do taksówki i "gdzieś" pojechali.

- Poszedłem grać na automatach. Chodziłem Gdańską, byłem na Starym Rynku, na Dworcowej, w przejściu pod rondem Jagiellonów - wyliczał. Dodał też, że pił alkohol "ze znajomymi chłopakami" w bramie przy szkole, "niedaleko Gdańskiej". Około godz. 4 rano miał wrócić do Krzysztofa M. Jak twierdzi, pukał w szybę okna, co było umówionym znakiem, ale nikt mu nie otworzył. - Firany były zaciągnięte, było ciemno - zeznał S.

Miał pójść "nad kanał" i wypić piwo. Około godziny 6 położył się spać w mieszkaniu u swoich rodziców.

Ciało Krzysztofa W. znaleziono około miesiąc po śmierci. Było z zaawansowanym stadium rozkładu. Biegły medycyny sądowej jednak dopatrzył się na ciele śladów wielokrotnych, co dla prokuratury było jasnym wskazaniem, że W. został zamordowany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Oskarżony o skatowanie w Bydgoszczy mężczyzny na śmierć: "Leciała mu krew. Położyliśmy go na boku i poszliśmy" - Gazeta Pomorska