Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od muzyka do rolnika. Junior Stress produkuje paprykowe sosy w rytm jamajskiego reggae. Chili z lokalnymi owocami to strzał w dziesiątkę

Anna Daniluk
Anna Daniluk
Marcel Galiński, wokalista znany pod pseudonimem Junior Stress, wraz z żoną i tatą zajął się uprawą papryczek chili i przygotowywaniem z nich ostrych sosów.
Marcel Galiński, wokalista znany pod pseudonimem Junior Stress, wraz z żoną i tatą zajął się uprawą papryczek chili i przygotowywaniem z nich ostrych sosów. materiały prasowe Lubelskie Słoiki/Marcel Galiński
Marcel Galiński, znany fanom jako Junior Stress, był popularnym wokalistą na scenie muzyki reggae. Ponad dekadę temu zawiesił jednak działalność muzyczną i stał się pełnoprawnym rolnikiem. Razem z żoną i tatą tworzą małe gospodarstwo rolne wyspecjalizowane w uprawie papryczek chili i produkowaniu sosów pod nazwą „Lubelskie słoiki”. Porozmawialiśmy o inspiracjach do przebranżowienia i poszukiwaniu pomysłów na nowe smaki.

W skrócie

Marcel Galiński to muzyk pochodzący z Lublina, tworzący w nurcie reggae i dancehall. Szerszej publiczności dał się poznać jako Junior Stress. Chętnie współpracował też z innymi artystami, nagrywając duety np.: z Martą „Mariką” Kosakowską. Dekadę temu przeprowadził się do wsi Biadaczka (woj. lubelskie) i wraz z rodziną zaczął uprawiać warzywa i owoce, które przetwarza na pikantne sosy. Byliśmy ciekawi, jak jamajskie doświadczenia wpłynęły na jego markę „Lubelskie słoiki”, wyspecjalizowaną w przetworach z ostrych papryczek chili.

Junior Stress staje się rolnikiem

Część czytelników lubiących reggae i dancehall może znać artystę o pseudonimie Junior Stress. Byliśmy ciekawi, czy artysta jest rozpoznawany i klienci chcą zasmakować nowej, kulinarnej działalności dzięki muzycznym skojarzeniom.

– Przez długi czas staraliśmy się działać z sosami incognito. Zależało mi, aby nasze sosy nie były postrzegane jako marka zespołu związana z działalnością artystyczną. Nie chciałem, aby były postrzegane jako „merch” (gadżety oferowane przez artystę np.: po koncertach – przyp. red.). Chciałem oddzielać to grubą kreską. Uznałem to za stosowne, aby Junior Stress nie był postacią promującą produkt spożywczy. Chciałem, żeby sosy zyskały uznanie jako produkt wśród „ostrożerców”, czyli ludzi lubiących pikantne przetwory. W pewnym momencie wiadomość wypłynęła na powierzchnię, ale też nie ukrywaliśmy tej informacji. Ludzie zaczęli kojarzyć sosy z Juniorem Stressem, zwłaszcza moi słuchacze. Teraz ta wieść żyje sobie naturalnie, własnym życiem. W pewnym sensie osobno, bo to fajnie zbiegło się z moim przebranżowieniem. Junior Stress wstrzymał swoją działalność muzyczną i w tym samym momencie pojawiły się sosiki – opowiada Marcel Galiński.

Sosy inspirowane smakami Jamajki

Czy stworzone przez pana „Lubelskie słoiki” czerpią z muzycznych inspiracji reggae i jamajskich doświadczeń?

– Oczywiście, że tak. Pomysły na receptury w dużej mierze pochodzą z podróży i tzw. kuchni świata. Przyznam szczerze, że pierwszą inspiracją do zrobienia domowego ostrego sosiku była wycieczka na Jamajkę. Wyprawa była bardziej muzyczna niż kulinarna, natomiast tam zetknąłem się po raz pierwszy ze słodkim sosem chili wymieszanym z mango, marakują i ananasami. Gdy wróciłem, to chciałem za wszelką cenę, odtworzyć te smaki w Polsce. Tęskniłem bardzo za tym smakiem i to był pierwszy sos, jaki zrobiliśmy, inspirując się przepisem spotkanym na Jamajce. To był też punkt wyjścia do eksperymentowania z dalszymi składnikami.

Czyli pomysł założenia biznesu i produkowanie paprykowego sosu wziął się z podróży?

– Nie tylko, podstawą jest zamiłowanie do wszelkiego rodzaju ostrości. Czasami jest trudno nam zjeść cokolwiek, jeśli nie jest to wystarczająco ostre. Mówię w liczbie mnogiej, gdyż ja, moja żona, a także mój tato, z którymi tworzę „Lubelskie słoiki”, mamy podobne zapatrywania na poziom ostrości w naszym codziennym jedzeniu. Zanim nastąpiła ta przełomowa wyprawa na Jamajkę i zanim stworzyliśmy pierwszy sos, to lubiliśmy pikantne jedzenie. Gdy stołujemy się u kogoś, to zawsze pytamy o coś ostrego. Główną przyczyną był też fakt przeprowadzki na wieś z Lublina i możliwość uprawiania ostrych papryk we własnym ogródku. To naprawdę otworzyło nam oczy na nowe możliwości.

Czy wszystkie składniki sosu były łatwo dostępne w Polsce, czy trzeba było pokombinować?

– Bardzo różnie. Wszystko zależy od sosu i od receptury, którą sobie umyślimy w naszych głowach. Zwykle te najbardziej popularne składniki do ostrych przetworów typu mango i marakuja są już dostępne u nas w świeżej postaci. A na takiej formie bazujemy, robiąc sosy. Gorzej jest z pozyskaniem owocu chlebowca, z liczi, a także z warzywami i owocami egzotycznymi, które zwykle są krótko dostępne w naszym kraju. Robimy zaawansowany research produktów i skupiamy się na tym, co dostępne jest w hurtowniach wyspecjalizowanych w tego rodzaju świeżych produktach. Pracownicy już nas znają i dają nam informację, gdy pojawia się interesujący nas składnik.

Z czasem zgodnie z przysłowiem „cudze chwalicie, a swego nie znacie” zaczęli eksperymentować z rodzimymi owocami, które nie przylatują z drugiego końca świata. Od tamtej chwili, co sezon z utęsknieniem czekają na swoje maliny, truskawki, mirabelki i śliwki. Marcel Galiński zdradza, że te owoce stały się dla nich solidnym bodźcem do stworzenia nowych receptur. Chili w połączeniu z naszymi lokalnymi owocami okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Czy korzystanie z sezonowych owoców wyróżnia Lubelskie słoiki na tle innych pikantnych sosów?

– Jeśli chodzi o mirabelkę, to chyba jesteśmy jedyni w Polsce. Mamy to szczęście, że nasz dom jest otoczony drzewami mirabelkowymi i mamy ich pod dostatkiem. One są też bardzo wdzięcznym składnikiem naszych sosów. Większość „kraftowych” producentów ostrych sosów wciąż stawia na połączenia z egzotycznymi owocami. My nie jesteśmy jedynymi, lecz na pewno jednymi z nielicznych, którzy stawiają na połączenie chili z owocami „zza płotu”.

Mały rodzinny biznes

Lubelskie słoiki to rodzinny biznes. Marcel Galiński zdradził, że dla nich i ich odbiorców ma duże znaczenie bezpośredni kontakt z klientem. Prowadzą tak zwany rolniczy-handel detaliczny i są rolnikami. Dzielą się produktem, który powstaje minimum w 50% z przez nas produkowanej żywności. Przede wszystkim papryczek i owoców, które uprawiają. Z racji prowadzenia rolniczej działalności bardzo chętnie widzą klientów bezpośrednio u siebie.

– Najcenniejsze jest goszczenie ludzi w naszym gospodarstwie. Najwspanialsze uczucie jest wtedy, gdy ktoś odwiedza nas na miejscu. Pokazujemy nasze tunelowe uprawy papryczek i dajemy możliwość degustacji ostrych sosów. Mamy wtedy chwilę, żeby porozmawiać i mieć bezpośredni kontakt z ludźmi. Takie spotkania są dla nas na wagę złota. Tacy klienci, którzy odwiedzają nas we wsi Biadaczka, gdzie mieści się nasza siedziba główna, dają wieść w świat o naszym istnieniu i przekazują informację dalej – opowiada Marcel Galiński.

Rolnik zdradził nam, że jego działanie jest pozbawione elementu korporacyjnego i stawia na to w ich mediach społecznościowych. Przed swoim odbiorcą nie chce nic ukrywać i stara się relacjonować postępy w uprawie papryczek. Chce, aby jego klient miał świadomość, jak nasz sos powstaje od nasionka aż do gotowego produktu zamkniętego w buteleczce. „Lubelskie słoiki” to sosy o małych nakładach, które z czasem się wyczerpują.

– Jesteśmy trzyosobową ekipą, która zajmuje się wszystkim od A do Z. Nasi klienci cierpliwie czekają na sosy, a to jest forma, którą chcielibyśmy utrzymywać. To taki „kraft” (pracownia rzemieślnicza – przyp. red.). Jesteśmy prawdziwi i nie robimy nic na pokaz – dodaje.

Na koniec dopytaliśmy czy są plany rozwoju Lubelskich słoików. Szczególnie interesowało nas poszerzenie asortymentu o nowe smaki.

– Cały czas eksperymentujemy na poziomie papryczek, które uprawiamy. Każdego roku trafiają do nas nasiona z zupełnie innych zakątków świata i w każdym sezonie jest jakiś hit. Pojawia się nowa papryczka, która nas zachwyca niespotykanym smakiem i aromatem. Na jej podstawie tworzymy nową recepturę. Mamy dużo więcej pomysłów na składy sosów i połączenia składników niż moglibyśmy zrealizować. Głowa kipi od pomysłów. W każdym sezonie wybieramy najciekawsze z nich, które według nas trafią w gusta miłośników ostrości – odpowiada Marcel Galiński.

Zobacz także inne tematy kulinarne ze Strony Kuchni:

Aby gotowanie było jeszcze prostsze

Materiały promocyjne partnera
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kiełbaski zapiekane w cieście

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Od muzyka do rolnika. Junior Stress produkuje paprykowe sosy w rytm jamajskiego reggae. Chili z lokalnymi owocami to strzał w dziesiątkę - Strona Kuchni