„Ochroniarze ciągnęli mnie siłą, wykręcili ręce, wmawiali, że ukradłem coś w sklepie, w którym w życiu nie byłem"

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Czachorowski
Dorota Witt

„Ochroniarze ciągnęli mnie siłą, wykręcili ręce, wmawiali, że ukradłem coś w sklepie, w którym w życiu nie byłem"

Dorota Witt

Siniaki na przedramionach, ból barku, kręgosłupa szyjnego i zalecenie od lekarza: przyjmować leki przeciwbólowe i przeciwlękowe - tak skończyła się wizyta bydgoszczanina w Galerii Pomorskiej.

- Ochroniarze ciągnęli mnie siłą, wykręcili ręce, wmawiali, że ukradłem coś w sklepie, w którym w życiu nie byłem - mówi pan Marek. - Grozili, że jak będę się wyrywał, założą mi kajdanki - Nasz Czytelnik opowiada, że tak właśnie skończyła się dla niego wizyta w Galerii Pomorskiej.

Pan Marek jest maratończykiem. W jednym z biegów wygrał talony na zakupy. A że miał urodziny, postanowił sam sobie sprawić prezent. W poniedziałek, 15 lipca, wybrał się na zakupy do Galerii Pomorskiej. Jak mówi: pierwszy raz w tym roku, ostatni raz w życiu.

Niewinny się nie opiera

- Wyszedłem ze sklepu jubilerskiego i zatrzymałem się na głównym holu, przeglądałem coś w telefonie. W pobliżu zaczęło krążyć dwóch rosłych mężczyzn, po 2 metry wysocy, w zwykłych ubraniach. Myślę: „chyba ochrona". Do głowy mi nie przyszło, że mogą obserwować akurat mnie. Kiedy schowałem telefon, już byli przy mnie. Chwycili mnie pod pachy. Wykręcili mi ręce. Do dziś mam siniaki. Zagrozili, że jak będę się wyrywał, założą mi kajdanki. I krzyczeli, że gdybym był niewinny, to bym się tak nie opierał. Na siłę zaprowadzili mnie do sklepu Hebe. Byłem mocno podenerwowany, pojęcia nie miałem, co chcą ze mną zrobić. Kredyt może wymusić? Miałem tysiąc myśli. A oni mówią, że coś ukradłem w tej drogerii, niby 5 lipca, że mają na dowód nagranie. Byłem w szoku, ja w tym sklepie nigdy w życiu nie byłem - opowiada pan Marek.

Ochroniarze mieli siłą zaprowadzić bydgoszczanina na zaplecze drogerii. Dla pana Marka to jak wymierzenie policzka.
Razem czekali na przyjazd policji - po funkcjonariuszy zadzwonili i ochroniarze, i pan Marek, który czuł się zagrożony.

- Dwa razy dzwoniłem pod 112, bo wydawało mi się, że długo czekam, a sytuacja była coraz bardziej napięta. Za drugim razem dyspozytorka powiedziała, że do złodziei policjanci tak bardzo się nie spieszą, że w pierwszej kolejności są wypadki - opowiada pan Marek.

Dla mężczyzny to był drugi policzek: - Poczułem się upokorzony, potraktowany jak najgorszy przestępca. Nikt nie chciał zrozumieć, że nic złego nie zrobiłem - mówi.

Ochroniarze nie przeprosili

Dopiero policjanci, którym ochroniarze pokazali rzekomy dowód: wyświetlili zdjęcie z monitoringu na ekranie telefonu, dali wiarę panu Markowi. - Przyznali, że na zdjęciu to nie ja, że ten mężczyzna, który miał ukraść perfumy, jest tylko do mnie podobny. W międzyczasie ochroniarze zmienili zdanie: miałem ukraść nie 5, a 12 czy 13 lipca.

Policjanci potwierdzają, że w poniedziałek, ok. 17.30, zostali wezwani na miejsce i przez pana Marka, i przez ochroniarzy. Ustalili, że ci drudzy błędnie wytypowali sprawcę kradzieży. I na tym sprawa się skończyła.

- Mężczyzna poinformował policjantów, że ochroniarze go szarpali, ale nie było podstaw, by na miejscu ich ukarać - mówi kom. Przemysław Słomski z zespołu prasowego KWP w Bydgoszczy. - Mężczyzna złożył zawiadomienie. Policjanci ze Śródmieścia, bo do tego komisariatu skierowana została sprawa, będą prowadzili postępowanie w kierunku uszkodzenia ciała.

Od policji słyszymy też, że to, jakie uprawnienia ma ochrona, zależy od tego, czy to ochroniarze licencjonowani czy nie. Ci drudzy nie mogą używać środków przymusu bezpośredniego, w tym siły fizycznej.
Czy ochroniarze zachowali się prawidłowo?

- Pracownicy ochrony Galerii Pomorskiej nie brali udziału w opisanym zdarzeniu - dowiadujemy się od Teresy Kudryckiej, dyrektorki centrum handlowego, która kieruje nas do „osoby odpowiedzialnej za ochronę lokalu Hebe”.

Kontaktujemy się więc z Pawłem Szustkiem z przedsiębiorstwa Jeronimo Martins. - Przekazano mi, że ochroniarze spokojnie odprowadzili mężczyznę z powrotem do drogerii, na terenie Galerii Pomorskiej nie doszło do kontaktu cielesnego z mężczyzną - mówi Paweł Szustak. Zastrzega, że potrzebuje więcej czasu, by szczegółowo ustalić, co właściwie się stało - na terenie galerii i drogerii.

Upokorzono mnie, odebrano godność, nie mogę tej sprawy tak zostawić. Będę się domagał zadośćuczynienia w sądzie. Ale najważniejsze jest dla mnie to, by ostrzec innych, jak mogą zostać potraktowani w biały dzień, wśród tłumu ludzi. Nie miałbym żadnych pretensji, gdyby ochroniarze próbowali w cywilizowany sposób wyjaśnić swoje wątpliwości.

- Nie mam żadnych zastrzeżeń do tego, jak zachowali się policjanci. Funkcjonariusze, którzy przyjechali do galerii, przeprosili mnie za całą sytuację, ochroniarze nie! - mówi pan Marek.

Trzeba ostrzec innych

Mężczyzna po zdarzeniu poszedł do lekarza. Jak mówi, zalecił mu leki przeciwbólowe i przeciwlękowe.

- Upokorzono mnie, odebrano godność, nie mogę tej sprawy tak zostawić. Będę się domagał zadośćuczynienia w sądzie - zapowiada mężczyzna. - Ale najważniejsze jest dla mnie to, by ostrzec innych, jak mogą zostać potraktowani w biały dzień, wśród tłumu ludzi. Nie miałbym żadnych pretensji, gdyby ochroniarze próbowali w cywilizowany sposób wyjaśnić swoje wątpliwości.

Skradzione przez kogoś perfumy kosztują ok. 150 zł.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.