Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O tym, jak nie został... łobuzem

Renata Napierkowska
RYSZARD GROBELSKI, przykład polskiego Rockefellera. Człowiek znany jako: radny sejmiku wojewódzkiego w Toruniu, właściciel restauracji McDonald’s w Bydgoszczy, szef Rady Społecznej Uzdrowiska Solanki w Inowrocławiu, społecznik w Kruszwicy i teść Marcina Dańca w Krakowie.

RYSZARD GROBELSKI, przykład polskiego Rockefellera. Człowiek znany jako: radny sejmiku wojewódzkiego w Toruniu, właściciel restauracji McDonald’s w Bydgoszczy, szef Rady Społecznej Uzdrowiska Solanki w Inowrocławiu, społecznik w Kruszwicy i teść Marcina Dańca w Krakowie.

<!** Image 2 align=right alt="Image 130281" sub="Ryszard Grobelski">Gdyby Pan miał najkrócej, w kilku słowach, scharakteryzować, kim Pan jest i czym się zajmuje, to jak by Pan to ujął?

Jestem urodzonym w Gdańsku, zakochanym w Kruszwicy obywatelem świata.

Zacznijmy od początku, od czasów Gdańska. Jak Pan wspomina tamte lata? Czy wtedy marzył Pan o tym, by zajmować się polityką lub prowadzić własny biznes?

Miałem 6 lat, gdy zmarł mi tata. Mama ciężko pracowała w gastronomii, by utrzymać mnie i o 3 lata młodszego brata. Wracała późno, bo lokal był otwarty do 23, więc w domu była o północy. Patrzyłem przez okno, czy nie idzie i odgrzewałem dla niej obiad. Wtedy nie zastanawiałem się, kim będę w przyszłości. Mieszkaliśmy w dzielnicy Stary Wrzeszcz, gdzie było potężne łobuzerstwo. Spotykaliśmy się w klubie „Wzór”, ale wzorem był on tylko z nazwy. Połowa moich kolegów poszła do więzienia, ale za to druga połowa wyszła na ludzi, pokończyła studia. Do dziś utrzymuję z niektórymi kontakt, jak z Romanem Paszkem, słynnym polskim żeglarzem, który zdobył Puchar Świata. Myślę, że mogę się zaliczyć do tej drugiej grupy, jednak niewiele brakowało, a też zostałbym łobuzem.

A sprawiło, że jednak nie dołączył Pan do tej pierwszej ekipy?

<!** reklama>Z jednej strony to żelazna ręka mamy, która starała się wychować nas na ludzi. Brat jest dziś wziętym adwokatem w Chicago. Był okres, że chciał zostać księdzem. Zrezygnował na trzecim roku, skończył teologię i psychologię, już jako świecki student. A z drugiej strony przed wkroczeniem na złą drogę powstrzymało mnie to, że się wcześnie zakochałem i ożeniłem. Żeby wziąć ślub, musiałem iść z mamą do sądu dla nieletnich, by uzyskać zgodę, gdyż miałem tylko... 20 lat.

Zawsze bardzo dobrze i ciepło wyraża się Pan o żonie i mówi, że gdyby miał jeszcze raz zaczynać życie, to dokonałby takiego samego wyboru. Jaka jest recepta na to, że po tylu wspólnie spędzonych latach uczucie przetrwało?

Nasza znajomość zaczęła się w kolejce po chleb. Byłem już blisko lady i na końcu kolejki zauważyłem dziewczynę. Zaproponowałem, że jej ten chleb kupię. Mieszkała w tej samej kamienicy co ja na stancji i studiowała wtedy na Politechnice Gdańskiej. Tak to się zaczęło. Żona miała metodę na mnie, nie dała mi nigdy odczuć, że mam obrożę, łańcuch i kaganiec. Dostawałem tyle swobody, na ile mi pozwalała. To żona mnie wychowała.

Ma Pan też w swoim życiorysie amerykańską przygodę, która dała początek późniejszej karierze. Czym Pan się w życiu zajmował, zanim stał się binzesmenem?

Po ślubie przez dwa lata mieszkaliśmy w Gdańsku. Kiedy zdcydowałem się na wyjazd do USA, najpierw żonę, która była w ciąży, zawiozłem do Kruszwicy do teściów. Wyjechałem do Stanów z mamą, która znalazła sobie partnera, mieszkającego w Polsce Żyda, który ze względu na zawieruchę polityczną po 1968 roku wyemigrował do USA. Wylądowaliśmy z mamą w Chicago i mieliśmy jechać do niego do Palm Beach na Florydzie. Trzy dni po naszym przyjeździe przyjaciel mamy zmarł nagle, zanim się z nim spotkaliśmy. Zostaliśmy sami w Chicago. Pomogła nam koleżanka mamy z Gdańska, która już jakiś czas mieszkała w Stanach i tak się zaczęła moja amerykańska przygoda. Zaczynałem, jako sprzątacz w wieżowcach, w sklepie muzycznym. Później, gdy poznałem trochę język, przeniosłem się do fabryki.

Podczas tego pierwszego pobytu za oceanem wiele się w Pana życiu zmieniło. Przede wszystkim został Pan ojcem.

Tak, Artur urodził się, gdy byłem z dala od domu. Wysłałem wtedy teściowi 5 dolarów, by kupił kwiaty za całą tę sumę dla mojej żony. Spełnił moja prośbę i wykupił cały kiosk na rynku. Nie pomyślałem, że za 5 dolarów można przeżyć w Polsce pół miesiąca i można kupić tyle kwiatów. Pobyt, który miał trwać trzy lata, skróciłem do dwóch. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Do dziś mam kalendarze, w których skreślałem krzyżykami kolejne dni na obczyźnie, tak jak żołnierze w wojsku czekając na wyjście do rezerwy.

Jednak do Ameryki jeszcze Pan wracał i to nieraz. Co spowodowało, że znów szukał Pan szczęścia za oceanem?

Byłem w kraju przez trzy lata, pracowałem jako taksówkarz

na Wybrzeżu. Za zarobione dolary kupiłem w Peweksie fiata 125 p. W tym czasie urodziła się Dominika. Po jej urodzeniu pojechałem do mamy, która została w USA na stałe i jej amerykańska przygoda trwa do dziś. Po każdym pobycie standard życia się mi podnosił. Planowali śmy z żoną przeprowadzkę do Kruszwicy, gdzie mieszkali jej rodzice i nie chcieliśmy przyjść bez niczego. Ten pobyt trwał półtora roku. Wróciłem, bo w którymś liście żona napisała: „ciągle jeszcze cię kocham”. Przestraszyłem się, jak to przeczytałem, bo zabrzmiało to tak, jakby zbliżał się koniec. Na drugi dzień siedziałem już w samolocie do Polski.

Jednak z kolejnych wizyt w Stanach Pan nie zrezygnował? Kolejna podróż odbyła się już w towarzystwie małżonki.

Tak, popłynęliśmy Batorym. Ten rejs to były cudowne wakacje. Dziećmi zajęli się dziadkowie. Żona została w USA trzy miesiące, chciałem, by poznała trochę Amerykę. Mój pobyt trwał znacznie dłużej. Poszedłem do pracy na kominy. Moja firma budowała, remontowała i rozbierała kominy fabryczne w całych Stanach. Jednocześnie byłem kierowcą tira i dowoziłem sprzęt na budowy. Doskonale mi wtedy płacili, a przy okazji zwiedziłem Amerykę wzdłuż i wszerz, od El Passo do Waszyngtonu i od Dakoty po Texas. Zwiedziłem 33 stany Ameryki. To właśnie po tym powrocie rozwinąłem w Polsce swoje biznesy: otworzyłem przychodnię i aptekę w Kruszwicy, nawiązałem współpracę z Feniksem z Łodzi, a z tęsknoty za Ameryką zainwestowałem w restaurację McDonald’s w Bydgoszczy, która kosztowała mnie 650 tysięcy dolarów. Zanim ją otworzyłem, przeszedłem wszystkie szczeble, od sprzątania po egzaminy Ouk Brook w USA, gdzie uzyskałem licencję.

Jak Pan trafił do świata polityki? Czy udane inwestycje przestały Panu wystarczać?

Świat polityki zaczął się mną interesować, gdy zaistniałem w biznesie, a zwłaszcza gdy otworzyłem restaurację w Bydgoszczy. Polityka to inwestycja, do której dokładam, a nie zarabiam, ale przynosi mi satsyfakcję. Zdobyłem 90 tysięcy głosów w wyborach do Senatu, dostałem się do sejmiku. Obecnie nie należę do żadnej partii.

Jest Pan znany jeszcze z tego, że osiem lat temu został teściem Marcina Dańca. Nie był Pan przeciwny, by Dominika poślubiła starszego prawie o 20 lat od siebie mężczyznę i na dodatek artystę?

W mojej rodzinie takie związki to nie wyjątek. Teściowa od teścia jest młodsza o 19 lat, między moją mamą a ojcem było 20 lat różnicy, a ostatnia żona mojego brata, bo miał ich już kilka, też jest od niego o 20 lat młodsza. Wyjątek stanowię ja, bo jestem trochę młodszy od żony. Zięcia bardziej traktuję jako kolegę, no i oczywiście członka rodziny. Jest fantastycznym mężem dla mojej córki i ojcem dla wnuczki. Widzę, że Dominika jest z nim szczęśliwa, a czego więcej ojcu potrzeba. Bardziej obawialiśmy się z żoną tych różnych rzeczy, które zdarzają się w świecie artystycznym. Marcin okazał się jednak bardzo solidnym, uczciwym człowiekiem i wszystkie te wątpliwości rozwiał.

Jaka jest, Pana zdaniem, recepta na sukces? Co jest dla Pana w życiu najważniejsze i z czego najbardziej jest Pan dumny?

Recepta jest prosta: trochę szczęścia i cel, do którego się dąży. Tylko wtedy, gdy mamy cel w życiu, rodzą się trafne pomysły. Najważniejsza jest dla mnie rodzina: żona, dzieci Dominika i Artur. Cieszę się, że oboje stworzyli wspaniałe rodziny. Bardzo dumny jestem z trójki moich wnucząt, chociaż nie mówią do mnie dziadku.

Dziękuję za rozmowę.

Ja również.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!