Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie odstraszajmy inwestorów

Redakcja
Mirosław Ślachciak, prezes Pracodawcy Pomorza i Kujaw
Mirosław Ślachciak, prezes Pracodawcy Pomorza i Kujaw Tomasz Czachorowski
Wszelkie kłótnie między Bydgoszczą a Toruniem robią źle interesom prowadzonym w województwie – mówi Mirosław Ślachciak, prezes organizacji Pracodawcy Pomorza i Kujaw.

Czy to, że Bydgoszcz kłóci się z Toruniem o ZIT ma jakiś wpływ na funkcjonowanie lokalnego biznesu?Biznes lubi spokój, to stara prawda. Niezgoda w regionie wpływa na jego postrzeganie na zewnątrz. Nie wnikając w to, kto miał w tym sporze rację: wywoływał on negatywny obraz naszego województwa. Inwestorzy, rozpatrując lokalizowanie swoich biznesów, zawsze wybiorą te miejsca, w których widzą harmonię, spokój i gdzie interes regionu jest postrzegany jako wspólny dla wszystkich jego części. Taka atmosfera jest potrzebna, aby można było skutecznie i bez trudności załatwiać niezbędne sprawy na każdym szczeblu, począwszy od wójta na marszałku województwa skończywszy. Wspomniane przez pana spory mogą mieć skutek następujący. Inwestor, chcący się ulokować w Bydgoszczy, widząc, jak postawa władz miasta jest postrzegana przez Urząd Marszałkowski i mając do wyboru inne lokalizacje, najprawdopodobniej wybierze inne miejsce.
Czy ta kłótnia nie jest naturalną konsekwencją faktu, iż już przy formowaniu województwa Toruń ciągnął raczej do województwa pomorskiego, a Bydgoszcz do wielkopolskiego? Innymi słowy: może należało się spodziewać takiego napięcia, bo interesy były różne?
Myślę, że to nie do końca tak. Bydgoszcz czuje się dzisiaj skrzywdzona w tym związku, ale trzeba jednak jasno sobie powiedzieć, że polityczne elity bydgoskie są dużo słabsze od toruńskich. Mimo że mamy w krajowych władzach najwyższego szczebla np. ministra Radosława Sikorskiego, to trudno mi znaleźć jakąkolwiek bydgoską inicjatywę, którą wsparłby on bardzo mocno i skutecznie. Trudno mi też znaleźć jakąkolwiek inicjatywę, ale nie interwencję, która połączyłaby w bardzo aktywnym działaniu na jej rzecz wszystkich bydgoskich parlamentarzystów. Łączą się oni jedynie przy interwencjach, czyli gdy w jakimś przypadku mleko się już rozleje i trzeba ratować sytuację. Toruńskie elity zaś działają bardzo skutecznie w zaciszu warszawskich gabinetów. Efekt jest taki, że np. o bydgoskim lotnisku można dziś mówić śmiało raczej jako o marszałkowskim, co przekłada się na jakość zarządzania nim. Przebieg dróg przez region również jaki jest, każdy widzi - Toruń jest skomunikowany z autostradą, a my S5 nie mamy do dzisiaj. I pomimo deklaracji, nie byłbym do końca przekonany, czy jej budowa nie przesunie się po raz kolejny, gdy przyjdzie rządowi obiecać pieniądze kolejnej protestującej grupie. A niech się jeszcze okaże, że jako Unia zobowiążemy się do modernizacji Ukrainy, to może pojawić się problem nawet z pozyskaniem zadekretowanych dla Polski środków z Brukseli.
A skoro jesteśmy już przy pieniądzach z Unii: na co, Pańskim zdaniem, powinny być przeznaczane w pierwszej kolejności te z nowego budżetu? Pytam o najściślejsze priorytety.
Skoro mówimy o takich priorytetach, to unijne euro powinniśmy przeznaczać głównie na innowacyjną gospodarkę. Czyli na to, aby te, już dość dobrze doposażone technologicznie w ramach poprzedniego budżetu, przedsiębiorstwa, teraz w dużo szerszym zakresie prowadziły współpracę z placówkami naukowo - badawczymi. Jako ciekawy przykład można podać Pesę. Wprowadziła ona innowacyjne na skalę światową zderzaki, pochłaniające w takim stopniu energię, że znacząco zwiększają szansę na przeżycie pasażerów samochodu podczas zderzenia z pociągiem.
Obliczenia do tej technologii były prowadzone w jednym z instytutów w USA. Można więc z taką współpracą w niektórych przypadkach wychodzić nawet poza nasze regionalne uczelnie.
Na coś jeszcze przeznaczyłby Pan unijne dotacje?
Drugą rzeczą, którą należy koniecznie wesprzeć jest edukacja. Niechętnie się do tego przyznajemy, ale jest ona słabością naszego regionu. W szczególności mamy problem z kompetencjami językowymi. Nasze uczelnie mają nawet czasami kłopot z zapełnieniem limitów w ramach programu Erasmus, bo tak słaba jest znajomość języka angielskiego wśród młodzieży. W efekcie np. taki Atos ma problem ze znalezieniem pracowników w naszym regionie. Między innymi właśnie ze względu na wymóg znajomości języka angielskiego na odpowiednim poziomie i jest zmuszony szukać ich poza naszym województwem. Poziom nauki angielskiego pod kątem zawodowym w naszych szkołach jest niewystarczający. Okazuje się, że trzeba potem inwestować w to własne środki.
Ma Pan jakiś pomysł na zmiany w tej naszej edukacji?
Przede wszystkim należałoby postawić na kształcenie w zawodach, które mają potencjał rozwojowy w naszym regionie. Nie tak dawno solecki Drobex zwrócił się do bydgoskiej szkoły spożywczej z propozycją stworzenia klasy dla wędliniarzy, gwarantując absolwentom zatrudnienie. Ale równolegle co roku dyplomy otrzymują np. setki absolwentów dziennikarstwa, a firm medialnych w regionie jest raptem kilka. To pokazuje, jak rozbieżne są potrzeby rynku i nasz system kształcenia. Nie można oczywiście teraz otworzyć dziesięciu klas wędliniarskich, ale potrzebne jest mądre planowanie, a to nie jest łatwe. Niezbędna do tego jest dokładna diagnoza i wieloletnia prognoza rozwoju regionu. Nie, na trzy, pięć, ale na dziesięć, piętnaście lat. Musimy wiedzieć, w którą stronę warto i chcemy się rozwijać, jakie branże mają perspektywę. I takie badania powinny znaleźć wsparcie unijnych środków. Oczywiście duża część z tych prognoz się nie sprawdzi, ale wystarczy, że 10-15 procent będzie trafne, a to pozwoli już rozwinąć się i osiągnąć sukces takiej ilości firm, że będą one skutecznie wpływały na rozwój regionu.
Taka diagnoza, jak rozumiem, to dopiero pierwszy krok…
Tak. Na jej bazie pokusiłbym się o zaproponowanie systemu, w którym szkolnictwo bezpłatne, czyli finansowane przez państwo lub samorządy, obejmowałoby kierunki zgodne z prognozą rozwoju województwa. Jeśli zaś ktoś chciałby iść na studia, po których jest niewielka szansa na aktywne pozostanie na lokalnym rynku pracy, to powinien mieć taką możliwość, ale byłyby one płatne we własnym zakresie. Aby traktować wszystkie uczelnie równo, można na podstawie diagnozy rozwoju województwa zamówić w nich określone kierunki, np. w drodze ogłoszenia konkursu. Oczywiście kryterium rozstrzygającym nie mogłaby być cena, jak to w Polsce bywa, ale jakość proponowanego programu kształcenia. I taką edukację finansujmy z budżetu, a nie płaćmy za kształcenie tysięcy fachowców, dla których nie ma w ich branżach na rynku pracy miejsca. Dzisiaj takim samym problemem jak bezrobocie powinien być dla nas brak odpowiednio wykwalifikowanych pracowników.
To znaczy?
Jako przedsiębiorcy często zderzamy się z rozmijaniem się oczekiwań rynku pracy z ofertą rynku pracy. Bezrobotni to w dużej części grupa osób niewykwalifikowanych albo o kwalifikacjach nieprzystających do potrzeb rynku, a do tego często niemobilna. Dodatkowo mamy demotywujący system zasiłków, który nie promuje zdobywania nowych kwalifikacji i poszukiwania pracy. Dobrze wykwalifikowany pracownik jest dzisiaj w stanie dobrze zarobić. Ci o niskich albo nieprzystosowanych do rynku kwalifikacjach, mają z tym problem i w efekcie część z nich woli pozostać w domu i pobierać zasiłek, dostępny w podobnej kwocie jak wynagrodzenie, na które mogą liczyć.
Które zatem branże wskazałby Pan jako perspektywiczne dla lokalnego rynku pracy?
Szeroko rozumiana branża metalowa, branża elektrotechniczna, wszystko związane z mechaniką i mechatroniką, branża IT oraz BPO, czyli outsourcing biznesu - głównie w zakresie kadr, płac, finansów, działań informatycznych czy doradczych. W tych dziedzinach może się moim zdaniem wkrótce okazać, że brakuje nam wykwalifikowanej kadry pracowniczej. Pamiętajmy też, że przy mądrym lokowaniu inwestycji, można zbierać pracowników z obszarów w promieniu kilkudziesięciu kilometrów. Do Bydgoszczy można przyjeżdżać pracować z Nakła, Inowrocławia, a nawet Świecia czy Grudziądza. Toruń zaś może być miejscem pracy dla mieszkańców Inowrocławia, Włocławka, Brodnicy, Ciechocinka, czy Golubia. Ważne na takim rynku pracy będzie jednak stworzenie warunków komfortowej komunikacji. Dojazd do pracy pomiędzy tymi miastami powinien mieścić się w godzinie. Czas dotarcia do pracy, mieszczący się w sześćdziesięciu minutach, to jest bowiem standard na zachodzie. Są tam jednak np. parkingi na obrzeżach miasta gdzie zostają auta, a kierowcy przesiadają się na komunikację miejską lub jeżdżą do pracy po kilka osób jednym autem. To wszystko jest dla nas zadaniem do zrealizowania jeśli chcemy skutecznie rozwijać nasz region.

Pracodawcy Pomorza i Kujaw...

...są jedną z najbardziej aktywnych organizacji, skupiających przedsiębiorców w skali regionu. Związek zrzesza firmy różnej wielkości, działające w różnych branżach i na wielu rynkach. Organizacja wspiera firmy we wdrażaniu nowych produktów, technologii i zmian w sferze organizacji i marketingu. Wpływa na zmiany legislacyjne przyjazne prowadzeniu działalności gospodarczej. Promuje postawy społecznej odpowiedzialności biznesu, pobudza transfer wiedzy z jednostek naukowych do przedsiębiorstw. Pomaga w rozwoju inicjatyw klastrowych oraz likwiduje bariery we współpracy firm z uczelniami wyższymi i instytucjami rynku pracy. Związek stara się jednoczyć opinie przedsiębiorców, dotyczące barier rozwoju gospodarczego i pożądanych kierunków zmian. Prowadzi dialog społeczny, szukając kompromisu w sprawach istotnych dla rozwoju społecznego i gospodarczego. Więcej informacji: www.pracodawcy.info.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty