Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie nadaję się na bohatera swojej powieści

Paulina Błaszkiewicz
Paulina Błaszkiewicz
Rozmowa z EUSTACHYM RYLSKIM, jednym z najwybitniejszych polskich pisarzy, autorem takich książek jak „Stankiewicz”, „Po śniadaniu”, „Warunek”, „Na grobli” czy „ Obok Julii”.

<!** Image 2 align=right alt="Image 216100" >Rozmowa z EUSTACHYM RYLSKIM, jednym z najwybitniejszych polskich pisarzy, autorem takich książek jak „Stankiewicz”, „Po śniadaniu”, „Warunek”, „Na grobli” czy „ Obok Julii”.

Powiedział Pan niedawno, że nie lubi mówić. Boję się spytać, czy lubi Pan wywiady?

Lubię wywiady. Zwykle to mój obowiązek przy promocji książki. A tak poważnie - wielu rzeczy się nie lubi, a się je robi. Ja nie lubię mówić, ale muszę. Z tym mówieniem to jest tak, jak z wyrzucaniem śmieci. Też tego nie lubię, ale to robię. Wiele osób to dziwi, bo jak pisarz może nie lubić posługiwać się słowem? Ja się nim posługuję, ale lubię słowo pisane.

Nigdy nie przepadałem za mówieniem. Zacząłem się odzywać w wieku pięciu czy sześciu lat i wtedy babcia, która mnie wychowywała, powiedziała: „Ty mówisz!”, a ja jej odpowiedziałem: „Tak”. Wtedy ona zapytała: „Nie odzywałeś się przez tyle lat i nagle teraz?”. Ja jej na to: „Wcześniej nie miałem nic do powiedzenia”. Jeżeli można nie mówić, to tego nie robię, raczej słucham, a ściślej mówiąc udaję, że słucham innych.

Zapisuje Pan później to, co ludzie mówią?

Nie. Muszę się poprawić. Rzadko kiedy to robię.

O Eustachym Rylskim mówi się, że to jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy, jeden z najbardziej spóźnionych debiutów. Czy w Pana słowniku w ogóle funkcjonuje pojęcie późnego debiutu, czy raczej wyznaje Pan zasadę, że na dobre rzeczy nigdy nie jest za późno?

Uważam że zadebiutowałem w sam raz. Nic podobnego, że był to późny debiut. Tak tylko się mówi. Napisałem swój dyptyk powieściowy w wieku 36 lat i to jest idealny moment dla prozaika. Stanowczo za późno jest dla poety, dla matematyka, ale dla prozaika? 36 lat to odpowiedni wiek.

Ale przecież nie miał Pan 36 lat, kiedy ukazała się książka „Stankiewicz. Powrót”...

To prawda. W tamtych czasach trwał protest wydawniczy i ta książka ukazała się, gdy miałem skończone 39 lat, dlatego mogło to wyglądać na taki bardzo późny debiut. Takie też, oczywiście, bywają. Na przykład mój przyjaciel Kazimierz Kutz debiutował w wieku 84 lat, zresztą znakomitą powieścią.

Rozmawialiśmy kiedyś na ten temat i on powiedział, że rzeczywiście jest to bardzo późny debiut, bo tego już nie zdążymy zdyskontować, to znaczy jest już trudniej o następne książki. W przypadku pana Kutza, który jest fenomenem genetycznym, takowe na pewno będą. Są jednak zbyt późne debiuty - kiedy zdajemy sobie sprawę, że mamy talent literacki albo przynajmniej talent narracyjny i z przykrością stwierdzamy, że na jego rozwinięcie może nam już nie wystarczyć czasu.

A czy można samemu stwierdzić, że ma się taki talent? Pamięta Pan moment, w którym zdał Pan sobie sprawę z tego, że to, co ma Pan do przekazania, warto przelać na papier?

Tak, pamiętam. To był stan wojenny, a dokładniej jego początki. Byłem w takim życiowym impasie, niezwiązanym z polityką. Prowadziłem z kolegą niewielką firmę remontowo-budowlaną. To nawet nie była firma tylko działalność gospodarcza - zajmowaliśmy się remontami mieszkań. Musieliśmy zawiesić działalność, nie będę tu wymieniał powodów, dlaczego itd.

Mówię o tym, bo właśnie wtedy, w wieku 35 lat, doszedłem do wniosku, że jestem za młody, żeby nic nie robić. Oczywiście, można było przeczekać ten kryzys, ale to mogły być dni, tygodnie, miesiące i lata, a z czegoś trzeba było żyć. Pomyślałem, że trzeba się zająć czymś sensownym i przyszedł mi do głowy pewien pomysł, który kiedyś podsunął mi mój dziadek. Wtedy właśnie powstał „Stankiewicz”, który został entuzjastycznie przyjęty, chyba nawet ponad jego zasługi. Pamiętam, że natychmiast kupiły go radio, telewizja, został też przetłumaczony na sześć czy siedem języków. Samego mnie to zaskoczyło. Do dzisiaj nie rozumiem, na czym polega fenomen „Stankiewicza”, ale tak już jakoś poszło.

Rzeczywiście, jakoś poszło, patrząc na tak znakomite powieści jak „Na grobli”, „Warunek” i „Obok Julii”. Po debiucie jednak miał Pan dosyć długą przerwę w pisaniu.

Tak, to była ogromna przerwa, kiedy przyszły te nowe czasy. Zanurzyłem się trochę w kapitalizmie, dochodząc do wniosku, że może literatura jest trochę passe.

Krytycy literaccy mówią, że literatura Eustachego Rylskiego jest podzielona na to, co było po wydaniu „Stankiewicza” i czasy współczesne, w których wymienia się takie tytuły jak „ Na grobli”, czy „Warunek”. Jak Pan to odbiera?

Ja najwyżej cenię „Po śniadaniu”. To jest moja najlepsza książka, potem długo, długo nic. Może „Warunek” i ta ostatnia - „Obok Julii”.

A jak Pan to ocenia? Jest sens takiego wartościowania literatury?

„Po śniadaniu” to książka mi najbliższa, ale są różne kryteria, według których można oceniać. Wielu autorów mówi tak: „Wszystkie książki są moimi dziećmi i żadnej nie powinienem wyróżniać”, ale ja widzę różnice, tym bardziej że zdarzały mi się bardzo marne rzeczy.

Odnoszę wrażenie, że jest Pan bardzo krytyczny wobec siebie i swojej twórczości?

Nie. Myślę, że jestem w miarę obiektywny. Powiem tak: Gdy się ma trzydzieści parę lat, to tego, że zdarzały się marne rzeczy, w ogóle nie wolno mówić publicznie, ale ja mam blisko 70, więc mogę sobie na to pozwolić.

Zanim zajął się Pan literaturą, imał się Pan różnych innych zajęć. Czy potwierdza Pan, że bycie pisarzem, aktorem czy muzykiem to ciężki kawałek chleba? Aktor Arkadiusz Jakubik powiedział, że bycie aktorem to bardzo słaby zawód dla mężczyzny, a jak jest z pisarzem?

Po pierwsze, pisarz artysta to jest katastrofa. Pisarz nie jest artystą. Powiedziałbym, że dobry pisarz powinien być mędrcem. Są naukowcy, są artyści i są pisarze. Absolutnie nie wkładam wszystkich do jednego worka, bo jest to zupełnie inny typ zajęcia. Nie uważam się za artystę, ale powiem, że jeśli chodzi o zawód aktora, to zależy& Pewnie pan Jakubik uważa, że jest to zawód słaby dla mężczyzny, ale inne zdanie na ten temat miałby prawdopodobnie Bogusław Linda.

Ale rzeczywiście coś w tym jest. Ja na przykład nie uważam, że jest coś takiego jak zawód pisarza - to jest zajęcie. Trzeba mieć jakiś zawód albo jakąś umiejętność. Z czegoś trzeba żyć. Jeżeli nie jest się Pilchem, Głowackim albo panią Grocholą - wymieniam tutaj te różne nazwiska, bo chodzi mi o nakłady. W ich przypadku można to potraktować jako zawód, bo oni z literatury mogą się utrzymać. Ja ze swoich książek się nie utrzymuję, w związku z tym tego, co robię, nie traktuję jako zawód i nigdy tego w ten sposób nie traktowałem. Myślę, że mówiłbym podobnie, gdybym się z tego utrzymywał, bo uprawianie literatury jest zajęciem wartościowym, szlachetnym, ale tylko zajęciem. Jak wspomniałem, dobrze mieć jakiś zawód, grać w totolotka albo otrzymać spadek, a najlepiej to się bogato ożenić.

Wymienił Pan nazwiska kilku popularnych autorów. Jest coś, co Pana ostatnio zadziwiło albo zachwyciło, jeśli chodzi o nowe książki?

Z polskich książek ostatnio przeczytałem „Morfinę” Szczepana Twardocha i to mi się podobało bardzo, bardzo umiarkowanie, a książką, która zrobiła na mnie naprawdę wielkie wrażenie, była „W czerwieni” Magdaleny Tulli. Przeczytałem ją z poślizgiem, bo jest to książka, która wyszła 15 lat temu, ale bardzo cenię tę pisarkę. Nie przeczytałem jeszcze ostatniej książki Pilcha, a muszę to zrobić chociażby dlatego, że wydajemy w tym samym wydawnictwie.

Jak znam życie, Pilch nie przeczytał mojej książki, ale tym się od niego różnię, że ja książkę Pilcha przeczytam, a on mojej na pewno nie. Z prozaikami raczej jest tak, że nie czytają siebie nawzajem, nie dlatego, że są egoistami czy zazdroszczą albo poddają się złym emocjom, ale dlatego, żeby się wzajemnie nie sugerować.

Zapytam jako Czytelniczka - dla kogo napisał Pan „Obok Julii”?

Gdyby wejść głębiej w to, co piszę, to wychodzi na to, że ciągle piszę o tym samym, ale przy ostatniej książce myślałem, że w pewnym wieku należy napisać książkę o sobie, z sobą jako bohaterem. Taki był mój zamiar, tym bardziej że tylu pisarzy pisze o sobie, a mieli mniej ciekawe życie.

Gdy zacząłem pisać, mniej więcej w jednej trzeciej pierwszego rozdziału doszedłem do wniosku, że ja się nie nadaję na bohatera swojej powieści, swojego opowiadania, noweli ani żadnej historii, co z jednej strony przyjąłem z ogromną przykrością, bo to jednak przykre przyjąć, że się człowiek nie nadaje na bohatera, a z drugiej strony dało mi to ogromne poczucie wolności.

Przestałem mieć zobowiązania wobec własnej biografii i poczułem się wolny. Krótko mówiąc, do pewnego momentu jest to książka o mnie, ale w pewnym momencie odchodzę od mojego bohatera tak daleko, że w niektórych przypadkach jest on moją antytezą.


Teczka osobowa

Eustachy Rylski - dramaturg, prozaik

Urodził się w 1944 r. w Nawojowej koło Nowego Sącza. Debiutował w wieku 40 lat dyptykiem powieściowym „Stankiewicz. Powrót”.

W czasie przerwy w pisaniu, wraz z żoną Lucyną, wszedł w spółkę, z której narodził się magazyn „Twój Styl”.

Jest autorem pięciu sztuk teatralnych, drukowanych również w miesięczniku „Dialog”. Poza „Stankiewiczem” wydał takie powieści jak: „Człowiek w cieniu”, „Warunek”, „Na grobli”, „Obok Julii”.

Na swoim koncie ma wiele nagród m. in. : Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza, Nagrodę Literacką im. Samuela Bogumiła Lindego oraz nominację do nagrody literackiej Nike za powieść „Warunek”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!