Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najlepszy prezent to złudzenia

Redakcja
Są takie dni, że zniesiemy więcej. I to znacznie. Więcej wzruszeń i uniesień, piania o miłości i biadolenia o samotności...

Takie dni to czas, kiedy na ekrany wchodzą filmy okołoświąteczne, mające rozgrzewać nam serca, dawać nadzieję i ładować nas świątecznymi złudzeniami. I co, łapiemy się na to? Jasne. „Listy do M. 2” - kontynuacja hitu sprzed 4 lat - podbijają dziś polskie kina na całego, bo sale pełne są stęsknionych wzruszeń rodaków. Problem w tym, że twórcy filmu mogli się nieco bardziej wysilić.

Już „Listy do M.” były przecież polską wariacją na temat jednej z najlepszych komedii ostatnich dekad, czyli brytyjskiego „To właśnie miłość”. Nasi odtwórcy wykorzystali i ten sam pomysł - układankę różnych, śmiesznych i wzruszających wątków, które gdzieś tam w pewnym momencie się spinają - i podobny klimat. Tyle, że o ile „To właśnie miłość” było filmem i zabawnym, i dosyć odważnym, jeśli chodzi o żart, to polska kopia była bardziej stonowana. A z kopią kopii, czyli „Listami do M. 2” jest jeszcze gorzej - filmowi zdecydowanie bliżej do seriali TVN niż do „To właśnie miłość”. Tyle, że bądźmy szczerzy - widowni to jakoś nie przeszkadza.

Bo w końcu mamy to, czego ludzie w takim kinie szukają. Trochę przerysowanej komedii, trochę łzawego romansu - w stylu: on ma narzeczoną piękną i bogatą, ale kocha ją, dziewoję z Mazur - trochę wzruszeń z chorobami bliskich w tle. A i jeszcze świątecznie pochylamy się nad samotnością bliźnich...

Tak więc oglądamy naszych bohaterów- a znają ich wszyscy, bo „Listy do M.” oglądało parę milionów Polaków - starszych o cztery lata. Pani Dygant i pan Adamczyk rozwiedli się, ale dalej tak naprawdę tęsknią za miłością do siebie, więc jest śmiesznie, bo odkrywają się w internecie. Szefowa stacji radiowej choruje, więc córka - tu już nieco podrośnięta - zbiera dla niej pieniądze na operację (no proszę, i u prezesów kiepsko z kasą), pan Karolak dalej jest złym Mikołajem, pan Małaszyński wciąż kocha swojego pięknego partnera, a pan Stuhr dalej jakoś nie może zdecydować się na dorosłość pełną gębą.

Nowych postaci jest parę, ale za wiele do filmu nie wnoszą - zresztą wszyscy bohaterowie narysowani są w sumie dosyć pobieżnie. Zabawnie oczywiście ogląda się część drugą nakręconą po czterech latach, bo - jak w realnym życiu - upływ czasu widać po tym, jak dorośli dziecięcy aktorzy. I po tym, w którą stronę poszły kariery naszych gwiazd... Zdecydowanie najmniej zmienił się Tomasz Karolak, identyczny jak cztery lata temu. Tylko nie wiem, czy to komplement.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!