Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na przykład Paula…

Jacek Kowalski
- Zabiłaś mnie - powiedziała jej matka przed śmiercią. - Zabił mnie wstyd i żal, bo moja córka żyje z księdzem.

Z badań przeprowadzonych przez prof. Józefa Baniaka wynika, że 60 procent polskich księży związanych jest z kobietami. Ksiądz w takiej sytuacji zawsze jakoś sobie radzi. Ale co z kobietą?

One same siebie nazywają różnie. Kochanka. Żona (to bardzo chętnie; „żona” w jakiś sposób porządkuje to, co nieuporządkowane w sferze seksu i moralności, a osoby wiążące się z księżmi często czują potrzebę takiego uporządkowania). Albo lepiej: niby-żona. Powiernica. Przyjaciółka. Ich mężczyźni w cztery oczy mówią do nich najczęściej po imieniu; unikają określeń. W większym gronie po prostu ich nie zauważają, albo poprzestają na zdawkowych grzecznościach. Parafianie? A to już zależy. Od wielkości parafii, stażu księdza „grzeszącego z kobietą”, tego czy robi to mniej, czy bardziej jawnie. Repertuar zaczyna się od „zwodnic”, kończy na „przebiegłych kurwach”.

Najczęściej nie mogą otwarcie mówić o swojej miłości nawet bliskiej rodzinie. Więc piszą blogi. Te blogi są czytane przez inne kobiety związane z duchownymi, i wtedy gęsto chwalone. Albo przez pozostałych - i znów: wyzwiska, surowe oceny.

„Żyjąc w związku z księdzem jestem świadoma, że nigdy moje zachowanie, moje uczucia i moja miłość nie zostaną zaakceptowane przez społeczeństwo, ba! nawet przez najbliższych. Wchodząc w ten związek, ów brak akceptacji pociągał mnie i intrygował.”

PAULINA

Nawet wybaczyłaby Jurkowi ten cyrk w pociągu, ale jest przecież jeszcze Marysia. Spotkali się przypadkiem w wagonie pociągu do Poznania. On - proboszcz jednej z dużych, wiejskich parafii w okolicach Inowrocławia. I ona - jego „żona” od siedmiu już lat. I ich wspólna córka, Marysia. Paulina nie rozumie: - Przecież nigdy nie jeździł pociągiem. Gdy tylko trzeba było załatwić coś w kurii, zawsze jechał tam tą swoją wypicowaną toyotą. Dlatego tak pewnie wsiadłam do przedziału.

Bo na co dzień w kontaktach z ludźmi Paula nie ma śmiałości ani pewności. Wchodzi na przykład do sklepu w mieście, w pobliżu którego mieszka i pracuje jej ksiądz - i lękliwie rozgląda się, czy na niego nie natrafi. Idzie do spowiedzi - sprawdza, czy w konfesjonale nie siedzi choćby któryś z jego wikariuszy. Przecież tak często bywa na plebanii u Jerzego, że chyba i oni już czegoś się domyślili.

Więc wchodzi pewnie do przedziału, a tam jej ksiądz: - Niezręczna sytuacja. Nie widziałam, co robić, tym bardziej że jechał w towarzystwie jakichś starszych, najwyraźniej znajomych ludzi.

Potem powiedział jej, że to była rada parafialna. Że nie chciał, żeby mu zadeptali auta „buciorami od oprzątku”, więc pojechali pociągiem.

Paulina już chciała się przywitać skinieniem głowy, gdy Jurek zasłonił się jakimiś papierzyskami, zawinął się dookoła ramienia i uciekł z przedziału. - Jeszcze ja to jakoś przebolałam, ale Marysia nie rozumiała, dlaczego „wujek” nie poznał ich, nie przywitał się.

Bo dziecku kazali mówić na Jurka „wujek”. - Potem przepraszał, tłumaczył, że spanikował, ale o moich uczuciach nie chciał słuchać. Może to i lepiej, bo bym mu się rozkleiła, a „żona” księdza proboszcza musi zawsze być silna i czujna.

„Cieszyłam się, że mam swój Sekret, swoją Tajemnicę, swój mały Świat, którego nikt, nigdy nie zrozumie. Być może czułam się na swój sposób wyjątkowa.”

JUREK

nie jest wyjątkiem. Mało który z księży związanych potajemnie z kobietami chce słuchać o ich uczuciach. - To znaczy na początku słuchają, bardzo chętnie. Księża to osoby wrażliwe, uduchowione. I to pociąga zazwyczaj młode, romantycznie usposobione dziewczęta. Ksiądz z definicji ma inne spojrzenie na życie, więcej czasu poświęca sferom uczuć, które „zwyczajny” mężczyzna dostrzega z trudem - mówi psycholog Wojciech Skarżyński. - Potem księża słuchają swoich kobiet trochę już mniej chętnie, bo im dalej w związek, tym zaczyna się to wszystko coraz bardziej komplikować. Kobiety takie komplikacje koniecznie chcą omawiać, faceci - nie bardzo. A obarczony problemami i poczuciem winy ksiądz już w ogóle. Trochę dlatego, że osiągnął cel, zdobył kobietę, której pragnął i - jak każdemu mężczyźnie -ździebko przestało już mu zależeć.

Co jeszcze ciągnie kobiety do księży? Na przykład inteligencja. Poważne podchodzenie do życia. Paulina: - Mnie pociągała do Jerzego aura zakazanego owocu. Jako mężczyzna Jurek nie był atrakcyjny fizycznie - starszy ode mnie o dwanaście lat, łysiejący i otyły. Tłuszczu nie sposób było przykryć nawet sutanną i ornatem. A jednak w jego twarzy dostrzegałam coś takiego, czego nie widziałam w twarzy innych mężczyzn. Jakąś tajemnicę, jakieś niedopowiedzenie, nieoczywistość, powagę. Strasznie mnie to kręciło. No i ta jego odpowiedzialność. Bardzo uważa na słowa, bierze odpowiedzialność za to, co mówi. Nawet kiedy pierwszy raz mnie pocałował, nie wyznał mi miłości.

Pierwszy raz spotkali się - tak naprawdę, wzrokiem i dotykiem - w jej kościele. Paulina była wtedy 22-letnią studentką, Jerzy - kończącym posługę w jej parafii wikariuszem. Właśnie szedł na swoją parafię, ona żegnała go wraz z innymi osobami z parafialnego zespołu Caritas. - Podałam mu kwiaty, przytrzymał moją dłoń, spojrzał mi w oczy. Wtedy zobaczyła to wszystko na jego twarzy po raz pierwszy.

Nowa parafia okazała się być niedaleko jej miasta. Gdy więc pewnego dnia zadzwonił z pytaniem, czy nie pomogłaby mu rozkręcić Caritasu, nawet nie zapytała, dlaczego właśnie ona, najmniej doświadczona z całej grupy. Wsiadła w autobus, pojechała. Zaczęli spotykać się regularnie. Od rozmów o Caritas przeszli do rozmów o życiu. Od spotkań w ciągu dnia do tych wieczornych i wczesno nocnych. Na noc nigdy nie została; są jakieś zasady, jakieś granice.

„Panie, Ty jedynie wiesz, jak bardzo mnie boli to, że muszę ukrywać się z tym, co jest we mnie szczere, piękne i prawdziwe.”

PAULINA

którejś czerwcowej środy obudziła się z myślą: „Pewnego dnia i tak wszyscy się dowiedzą”. Ta myśl nie dawała jej spokoju ani w czasie porannej krzątaniny wokół Marysi, którą trzeba było ubrać, nakarmić, zawieźć do przedszkola - jak co dzień. Ani podczas robienia zwyczajnych zakupów za pieniądze, które - jak co tydzień - przesłał jej na konto Jurek. „Niech to będą takie moje ciche alimenty” - powiedział, gdy wysyłał jej pierwszy raz. Teraz regularnie co tydzień śle 300-400 złotych; niedużo, ale na proste potrzeby jej i dziecka starcza.

Ta myśl nie opuściła jej także podczas sprzątania grobu mamy, która zmarła z żalu, gdy dowiedziała się o romansie córki z księdzem. - Mamo, pewnego dnia on się ze mną ożeni! Zniosą celibat i ożeni się. Obiecał mi. I w końcu: tak czy inaczej już jestem przed Bogiem jego żoną - wykrzyczała kiedyś matce. Nie wiedziała, że krzyczy w twarz kobiecie w terminalnym stadium raka. - Zabiłaś mnie - powiedziała jej matka na OIOM-ie. Nie było ważne, że tak naprawdę zabił ją rak trzustki. Ważne było, żeby wzbudzić w córce wyrzuty sumienia. - Jak to: zabiłam? - Ja umieram z żalu. I ze wstydu. Że żyjesz z tym księdzem. Że masz z nim dziecko. Przecież wszyscy to widzą, Paulinko. - Mamo, ale to moja miłość, moja sprawa - chociaż wiedziała, że brzmi jak z „Harlequina”, nie znajdowała w tej sytuacji innych słów. Do obelg niektórych parafian Jurka, tych podejrzewających co nieco, przywykła. Na atak ze strony najbliższej osoby nie była przygotowana.

Nie opuściła jej ta myśl już do końca dnia. Była, gdy upierała „mężowskie” spodnie i bieliznę - bo przecież gosposia mogłaby się domyśleć, skąd u księdza na slipach plamy po samoopalaczu. A na koszuli zawsze mogą zostać molekuły, ledwo wychwytywalne cząsteczki perfum, jej włosy. Nie wspominając o banalnej szmince i podkładzie, który z latami zaczęła dobierać coraz ciemniejszy. Żeby przypadkiem nie odznaczał się zbyt mocno na czarnej koszuli, jak już nie uda im się dochować reguł konspiracji i jednak jakieś ślady zostaną.
Ta myśl kręciła się też po głowie jak bączek, gdy kładła małą spać, a potem, gdy jak co dzień wysyłała do Jurka SMS-y z opisami, co też dzisiaj ich córka powiedziała, co zmalowała, czym zaskoczyła w przedszkolu. Zazwyczaj nie odpowiada na nie; po prostu czyta, przyjmuje do wiadomości. Przynajmniej taką ma nadzieję. - Od zwykłej kochanki dzieli mnie przepaść. Kochanka musi uważać, żeby w centrum handlowym nie wpaść na żonę faceta z którym się kocha w weekendy. Ja muszę uważać, żeby nie wpaść na gosposię tego faceta, na jego całą radę parafialną, na biskupa, znajomych z roku i w końcu na Pana Boga.

Wpadanie na Pana Boga boli najbardziej.

„Kiedy to uczucie się we mnie rodziło, nie myślałam o tym, kim jest, nie myślałam o wyrzutach sumienia, nie myślałam o Bogu (…). To wszystko przyszło z czasem, kiedy zaczęłam dostrzegać w nim wady, kiedy pewne sprawy zaczęły mi przeszkadzać, kiedy nastąpiło pewne odrodzenie i umocnienie się mojej wiary.”

JUREK

bardzo ją prosił na początku ich intymności, żeby ta sytuacja nie spowodowała odwrócenia się jej od Boga. - Kochanie, musisz wiedzieć: jest Pan Bóg na niebie, a on jest miłością. Ludzkie ustanowienia, zakazy i nakazy nie mają nad tym mocy - mówił jej. - Dlatego nie uciekaj przed spowiedzią, przed sakramentami. Bądź dalej córką Kościoła.

Bycie „córką Kościoła” w tym nowym układzie bardzo ją bolało. Nie od razu, ale z czasem zaczęło uwierać jak piasek w sandałach podczas wspólnego sierpniowego wypadu na plażę, którego Paula nigdy się nie doczekała, mimo tylu obietnic. (Z czasem zrobiła sobie listę rzeczy, których nigdy razem nie zrobią: wspólny przytulany taniec w miejscu publicznym, wspólna organizacja I komunii ich córki, wspólne wakacje nad Bałtykiem.) - Najpierw normalnie przystępowałam do komunii. Podczas spowiedzi pomijałam całą historię z Jurkiem, nie opowiadałam o tym. Jakby nie istniało, albo nie było grzechem. Po prostu nie czułam potrzeby spowiadania się z tego, kogo kocham, kogo obejmuję i całuję. Nie miałam poczucia winy.

Poza tym - jak mówią psycholodzy - w oczach zakochanej kobiety ksiądz-kochanek przestaje być osobą duchowną, a zaczyna być po prostu facetem, którego kochają. - Kiedy uprawialiśmy seks, spowiadałam się z tego, nie mówiąc, z kim się kochałam. Ale w końcu wyrzuty sumienia doszły do głosu.

Wtedy Paula po prostu przestała chodzić do spowiedzi i komunii.

Zaczęła potykać się o Pana Boga. Córkę ochrzciła, ale czy pośle ją do pierwszej komunii - nie wie. - Jaki ma to sens, bez ojca na uroczystości? Może lepiej niech podrośnie i sama podejmie decyzję.

Sama nie wie, jak długo jeszcze znajdzie w sobie siłę, żeby odpierać ataki tych, którzy domyślają się prawdy, ale uważają, że „złapała sobie księdza” dla łatwych pieniędzy, z wyrachowania. Albo tych, co plują za jej plecami, bo „takiego dobrego księdza chce im zwieść”. Sama nie wie, ile jeszcze będzie miała siły, żeby potykać się o to wszystko: o ludzi, o Boga i o tę miłość.

MARYSIA

ma cztery latka. Czasem jeździ z mamą do „wujka księdza”, ale nie wie, że to jej tata.

Na razie nie pyta, kto nim jest…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!