Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na kółkach ze Stanów i Danii

Justyna Król
Tomek Czachorowski
Nawiązują do PRL-u, stylu retro. Stawiają na jakość, zdrowe odżywianie i tzw. slow food. By kręcić swój interes, poza pojazdem, potrzebują odpowiedniego miejsca - z tym bywa różnie.

Wskazana jest sprzyjająca aura, ale na niepogodę mają już swoje sposoby. Właściciele biznesów na kółkach w naszym regionie coraz lepiej sobie radzą. moda przyszła z zagranicy.

Burgerowania w camperze

Bydgoski Burger Park działa od półtora roku i świetnie prosperuje także zimą. Najpierw była
wersja mobilna. Food truck ruszył na ulice miasta w październiku 2013. Szybko znalazł stałą lokalizację
przy ul. Gimanzjalnej, pod znanym Landschaftem. Czasem w weekendy bywał pod Widzimisię (bar,
kawiarnia, concept shop), by obsługiwać imprezowiczów. Właściciele chcieli wprowadzić w Bydgoszczy
coś, czego jeszcze nie było, okazało się to ogromnym wyzwaniem logistycznym.

- Marzyliśmy o prawdziwym vanie ze Stanów, gdzie biznesy typu auto z jedzeniem świetnie funkcjonują od wielu lat - opowiada 28-letni Sebastian Grzesiński, zawodowy koszykarz, pomysłodawca i właściciel burgerowni na kółkach, którą stworzył wspólnie ze swą rówieśniczką, Dagną Szczechowiak, obecnie menadżerką firmy, absolwentką ekonomii i zarządzania.

Koszty sprowadzenia wartego 4 tysiące dolarów samochodu z USA wyniosłyby dwa razy tyle. Musieli
odpuścić, ale w Trójmieście znalazł się na ten cel równie klimatyczny volkswagen camper. Na start
zainwestowali około 60 tysięcy złotych, w tym zakup pojazdu z lat 70. minionego stulecia i przerobienie
go w funkcjonalne, spełniające wszystkie wymogi sanepidowskie auto pod działalność gastronomiczną
oraz nabycie wszystkich niezbędnych sprzętów.

W środku, na zaledwie kilku metrach kwadratowych, znalazły się zlewozmywaki, lodówka, a ściany obito nierdzewną blachą. Bardzo ważna była sama identyfikacja wizualna. Szarości, biel i odrobina czerwieni z białym logotypem.

- Nad wszystkim pracowaliśmy wspólnie z zaprzyjaźnionym grafikiem, który rozumiał nasze
wyobrażenia. Zadbaliśmy o każdy detal, nie tylko przy samym aucie. Przygotowaliśmy estetyczne,
papierowe kartoniki na burgery, torebki z pieczątką. Nasz food truck miał odbiegać wizualnie od samochodów z jedzeniem, jakie kiedyś jeździły po Polsce. Przykuwać uwagę i wzbudzać zaufanie, bo jedzenie, które z niego sprzedajemy, jest wysokiej jakości. Od razu warto zaznaczyć, że nie jest to fast food, a slow food, czyli posiłki przygotowujemy sami, ze świeżych składników, z pełną starannością - podkreśla pan Sebastian.


fot. Marek Hanyżewski

Mobilni kontra urzędnicy

Pierwotnie miał to być biznes typowo mobilny. Wizja przemieszczania się i sprzedawania w wybranych
miejscach, wydawała się idealna, ale rzeczywistość to zweryfikowała.

- W każdym mieście, by gdzieś stanąć, musieliśmy nie tylko upewnić się, czy jest prąd, ale przede
wszystkim uzyskać zgodę właściciela terenu. Największe schody zaczynały się, gdy miejsce należało
do miasta. działający szablonowo urzędnicy, kojarząc takie biznesy z targowiskami i starymi,
obskurnymi samochodami, nie przyjmują do wiadomości, że auto może być po prostu ładne, atrakcyjne
dla miejsca, w którym stoi. a miasto może na tym skorzystać, Gdańsk jest tego najlepszym przykładem
- tłumaczy szef Burger Parku.

Stawali więc głównie przy Gimnazjalnej. Tam ludzie szybko się do nich przyzwyczaili i gdy tylko
zdarzyło się ruszyć w trasę, dopytywali o swoje ulubione burgery. Począwszy od tych podstawowych
z mięsem i warzywami, po takie z owocami, serami i dodatkami… Ten biznes na kółkach naprawdę
się rozkręcił. Wypromowali się prawie bezkosztowo - głównie przez Facebooka, który świetnie się sprawdza, zwłaszcza przy zmianie lokalizacji danego dnia.

- Zawsze mamy burgera miesiąca o ciekawym kształcie i nowej kompozycji składników najwyższej
jakości. Bułki zmienialiśmy już kilka razy, a mięso jedzie do nas kilkaset kilometrów. Serwujemy kanapki, frytki, różne kotlety dla wegetarian, np. z fasoli z pietruszką - zdradza pan Sebastian.
- Trochę jeździliśmy. Food truck daje mobilność, możliwość podróżowania, zajeżdżania na koncerty
i pod firmy, gdzie zdobywa się nową klientelę. W nowych miejscach jesteśmy atrakcją - dodaje.

Ograniczenia

Wadą mobilnego biznesu jest brak większej lodówki i ograniczone miejsce na towar. Gdy zwolnił się lokal przy Gimnazjalnej, długo się nie zastanawiali. Klienci czekali, więc powstał punkt stacjonarny. auto przez jakiś czas zarabiało w stolicy, ale tam miesięczne czynsze za postój sięgają od 2 do nawet 4 tysięcy, więc wrócili do Bydgoszczy. Tu można znaleźć miejsce już od kilkuset złotych. Pozostałe koszty utrzymania biznesu na kółkach duże nie są. Tyle, ile prąd zasilający lodówkę i oświetlenie oraz gaz, potrzebny do grillowania.

Kultura jedzenia na świeżym powietrzu zmienia się wraz z pogodą. Latem rozstawiają wokół auta leżaki, by goście, czekający na jedzenie, mogli posiedzieć, porozmawiać. Zimą klienci podjeżdżają głównie autami i biorą na wynos. Stali więc przy ul. Fabrycznej, na dużym parkingu pod galerią Batory. obecnie można ich znaleźć pod Galerią Osielsko.

Kanapka o smaku whiskey

Na podobnych zasadach, na rogu Gdańskiej i kamiennej, pod centrum handlowym Faktoria, siedem dni w tygodniu działa Burger Strefa. - Z ciekawostek mamy burgera z sosem na bazie Jacka Danielsa, o posmaku whiskey. Serwujemy burgery z serami z różnych stron świata - portugalskimi, holenderskimi. mamy też grubo krojone frytki, przyrządzane tradycyjną metodą, na belgijskiej fryturze z łoju wołowego. oferujemy oryginalny, sprowadzany sos barbecue. Pomysłem rodem z USA są też krążki cebulowe w panierce, z sosem czosnkowym, jest to jeszcze unikatowy produkt na polskim rynku - mówi właściciel, 24-letni Patryk Kałuszewski, absolwent biznesu międzynarodowego.

Wszystko, krok po kroku, powstaje na oczach klienta. Ma być smacznie i zdrowo, więc mięso musi być
najwyższej jakości, certyfikowane, z farmy ekologicznej. Do tego świeże warzywa w wielu kombinacjach plus bułki wypiekane przez lokalną piekarnię, również ciemne, pełnoziarniste. o swych nowościach informują na fanpage’u - to dziś najlepsza forma dotarcia do klienta.

- Nie przypuszczałem, że zwiążę swoją przyszłość z branżą gastronomiczną, ale pracując przez kilka
miesięcy w Kalifornii, w amerykańskiej burgerowni, zainteresowałem się tym. Na tyle, że postanowiłem
sprawdzić, czy takie burgery ze świeżo mielonej, prawdziwej wołowiny przyjmą się w naszych realiach
- opowiada szef Burger Strefy.

Pasztety spod lady

Udało się. W 2013 roku wystartowali pod szyldem „Pasztecik spod lady”, nawiązującym do lat PRL-u.
Zresztą owe paszteciki, wraz z tradycyjnym barszczem również sprzedawali. Szybko jednak okazało
się, że to po burgery wraca większość klientów, więc nazwa została zmieniona, a paszteciki zniknęły
z menu. Pojazd zaś, z Myślęcinka, w którym prężnie działał przez cały sezon letni, podczas festynów
i imprez masowych, przeniósł się do centrum miasta. Nieduża, ale jednak zaprojektowana typowo
pod gastronomię, przyczepa pomieściła, aż cztery lodówki, w tym dwie garmażeryjne, oraz elektryczny
grill. Zimą, czekając na burgera, goście ogrzewają się przy parasolu grzewczym. Mimo stałego podłączenia do prądu, przyczepa ma też jego własny generator, jest wyposażona w monitoring, system alarmowy. Od środka oczywiście obita „kwasówką”.

Poza możliwością przemieszczania się, zaletą korzystania z takiej mobilnej wersji lokalu, zamiast
wynajmowania stacjonarnego za niemałe pieniądze, jest mniejsza marża, a więc ku uciesze klientów -
niższe ceny przy wysokiej jakości produktach.

Kawa z jednośladu

Równie pieczołowicie do pracy przy otwarciu swego biznesu na kółkach podszedł właściciel marki Bike
Cafe - mobilnej kawiarni, która działa od 2012 roku. - Pomysł narodził się w Kopenhadze. To tam
wypiłem pierwszą znakomitą kawę z mobilnej kawiarenki. Nie był to trójkołowy rower, z jakiego my sprzedajemy, ale pojazd, który właściciel, po zakończeniu dnia pracy, wrzucał na samochód i odjeżdżał. Sam jestem zapalonym rowerzystą, więc poszedłem w tym kierunku - mówi Marcin Łojewski, właściciel.

Pierwszy rower ruszył w trasę po Poznaniu. Szybko się okazało, że kawa na kółkach jest w Polsce potrzebna i z jednego roweru zrobiło się czternaście. Jeden z nich znalazł się w Czechach, pozostałe jeżdżą po Poznaniu, Warszawie, Kielcach, Wrocławiu, Trójmieście oraz w Toruniu.

Zbieg ulic Szczytnej i Szerokiej - to tutaj w mieście Kopernika, w sezonie wiosenno-letnim stoi Bike
Cafe. Rower codziennie dojeżdża na swoje miejsce prowadzenia sprzedaży i wieczorem odjeżdża. Przystosowany jest do -10 stopni Celsjusza, ale obecnie działa w galerii Toruń Plaza.

- Nasz pojazd uatrakcyjnia miejsce, w którym się pojawia. rowery budujemy sami, są bardzo estetyczne - w stylu retro, czarny metal plus ciemne drewno. Logotyp z zielonym listkiem nad literką e, mówi o tym, że jesteśmy kawiarnią ekologiczną. mamy papierowe, biodegradowalne kubki, drewniane mieszadełka.

Wspieramy rowerzystów, każdy kto podjeżdża na rowerze, kupuje u nas złotówkę taniej. Napędzamy
pojazdy siłą ludzkich mięśni, promując zdrowy styl życia, nie produkujemy spalin. Najważniejsza jest
jednak kawa, która jest naprawdę wysokiej jakości. To ona jest sercem naszego biznesu na kółkach
i sprawia, że mamy klientów, którzy do nas wracają - mówi właściciel Bike Cafe.

Ziarna zbieranej w Nikaragui i w meksyku kawy, z certyfikatem rolnictwa ekologicznego, palone są pod Barceloną. Stuprocentowa arabica przyciąga przechodniów swym zapachem. Podawana jest na bazie espresso - klasycznie lub też w wersji mlecznej: latte, macchiato, cappuccino. do tego ciastko.

- Kolejni sprzedawcy to franczyzobiorcy, dobrze przeszkoleni na temat kawy i jej podawania. Gdy jadą
na miejsce swej pracy, spotykają się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Ludzie podnoszą kciuki do góry,
często próbują zatrzymać, by napić się kawy od razu, po drodze, ale kierujemy zainteresowanych do docelowego punktu. Gdzie dokładnie w danym mieście można kupić kawę z Bike Cafe, dowiedzieć się
można ze strony www oraz oczywiście Facebooka, który wśród młodych firm jest najczęstszym narzędziem marketingowym - mówi Marcin Łojewski.

O franczyzie poważnie myśli też Burger Park, który jest w trakcie przygotowywania do wyjazdu
w trasę drugiego auta. Biznes się rozkręca. Marka kojarzy się bardzo dobrze. - Początkowo pracowaliśmy we dwoje, od świtu do zmierzchu, siedem dni w tygodniu. Obecnie Burger Park, to już dziesięć osób. chcemy dążyć do tego, by nasze auta jeździły po kraju, bo jednak taki był pierwszy zamysł. cały czas się rozwijamy, jeździmy na zloty i targi food trucków - zdradza Sebastian Grzesiński.

Burger Strefa właśnie przymierza się do otwarcia drugiego punktu w Bydgoszczy, na magnuszewskiej, i także dąży do stworzenia oferty franczyzowej na inne miasta.

Waciarze z tradycjami

Przy tak rozwijającej się firmie z biznesu na kółkach można żyć. Są jednak i takie, które pozwalają
na działalność dorobkową. Na przykład sprzedaż waty cukrowej. Z olbrzymimi tradycjami na naszym
rynku lokalnym. - Choć to praca tylko sezonowa, bo w naszym klimacie inaczej się nie da, rodzina waciarzy cały czas się powiększa. Jest nas co najmniej jeszcze raz tyle, ile było, gdy osiem lat temu zaczynałem swoją przygodę ze sprzedawaniem waty - opowiada 26-letni Karol Kraiński, znany w województwie kujawsko-pomorskim i kilku sąsiadujących jako „Karol Waciarz I”. Pseudonimu tego używa świadomie, także marketingowo, drukując go m.in. na koszulkach.

Pracuje z różną częstotliwością, nad morzem, nad jeziorami, w miejskich parkach, na imprezach
firmowych, zdarzają się i wesela z watą cukrową. - Znam wielu waciarzy. Takich, którzy watę
sprzedają, ale i takich, którzy produkują maszyny. Niektórzy jeżdżą za granicę, by na sztuce waty zarabiać nie 3 złote, a 3 euro, bo cukier w całej Europie kosztuje tyle samo. Jednak prawda jest taka, że tylko w Polsce jest aż taki popyt na watę. To ten sentyment Polaków do lat PRL- u - tłumaczy „Karol Waciarz I”.

Z kilograma cukru zrobić można od dwudziestu do pięćdziesięciu wat, zależnie od umiejętności. Wielu waciarzy pracuje głównie z pasji, kontynuując biznes rodzinny, zwykle jako dodatkowy zarobek, bo
wyżyć się z tego zajęcia nie da. Waciarze dużo pod różują, jeżdżąc od imprezy do imprezy. Rzadko mają swoje stałe miejsce postoju. Zmieniają też miasta, niektórzy nawet dziesięć razy w sezonie. Trzymają się razem, gdy komuś wpadnie zlecenie z regionu, którego nie może obsłużyć, dzwoni do kolegi i przekazuje mu namiar. Większość zleceń pochodzi z Internetu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera