Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młody niemiecki patriota postanowił "wydoić Polaków jak krowy"

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
archiwum/zdjęcie ilustracyjne
Młody niemiecki patriota Willi Jaehne pochodził z bydgoskiej rodziny mieszkającej w mieście od pokoleń. Miał 30 lat, kiedy załamał mu się jego świat z chwilą ustalenia w Wersalu, że Bydgoszcz od 1920 roku będzie polska.

Willi, karmiony od dzieciństwa hakatystycznymi antypolskimi hasłami, postanowił wykorzystać nową sytuację do zarobienia w nieuczciwy sposób własnej fortuny na polskich mieszkańcach Bydgoszczy. Zadeklarował opcję niemiecką z pozostaniem w Bydgoszczy. W ten sposób posiadał niemiecki paszport i w każdej chwili mógł przekroczyć legalnie granicę.

Pianista – komiwojażer

Willi J. świetnie grał na fortepianie, miał wielu znajomych w kręgach artystycznych. To spowodowało, że podjął pracę w znanej nie tylko w całej Polsce, ale także w Niemczech wytwórni pianin i fortepianów Sommerfelda w Bydgoszczy przy ul. Jagiellońskiej. Zajmował się w niej obwoźną sprzedażą gotowych wyrobów, jeżdżąc po kraju jako komiwojażer i zbierając zamówienia na nowe instrumenty klawiszowe oferowane w atrakcyjnych cenach.

I choć takiej firmy w Wiedniu… nie było, nikomu z nabywców przychodziło do głowy, by to sprawdzić.

Z czasem jednak Jaehne podjął własną działalność. Przy ul. Kordeckiego w Bydgoszczy założył własny niewielki zakład, który również nazwał „Fabryką pianin i fortepianów” i zatrudnił tam kilku fachowców z firmy Sommerfelda, którym obiecał lepsze warunki pracy i płacy. Z czasem wynajął okazały lokal sklepowy przy ul. Gdańskiej 34 i urządził tam „Skład fortepianów i pianin”, chętnie oglądany przez przechodniów.

Początkowo znajdowały się tam tylko instrumenty sygnowane „Willi Jaehne, Bydgoszcz”, później jednak pojawiły się i kolejne z tabliczką z napisem „G. Heizmann, Wien”, które, jako pochodzące z austriackiego miasta – stolicy muzyki klasycznej, cieszyły się w Bydgoszczy, na Pomorzu i w Wielkopolsce ogromnym powodzeniem. I choć takiej firmy w Wiedniu… nie było, nikomu z nabywców przychodziło do głowy, by to sprawdzić.

Stare jako nowe

W rzeczywistości ani instrumenty pod marką J., jak i Heizmanna nie były nowe. Razem z paroma fachowcami, którzy przeszli dobrą szkołę w wytwórni Sommerfelda podjął się nie produkcji nowych pianin czy fortepianów, ale przeróbki starych instrumentów, które wynajęci specjalnie pracownicy skupowali w najróżniejszych miejscach. Był to doskonały, świetnie opłacalny interes, na ogół bowiem skupowano instrumenty bardzo tanio np. po zmarłych muzykach, u których często w rodzinie nikt nie chciał kontynuować profesji. Sprzedawano zaś pod nazwą „Jaehne” dość drogo jak na polskie warunki, a pod nazwą „Heizmann” nawet bardzo drogo.

Podjął się nie produkcji nowych pianin czy fortepianów, ale przeróbki starych instrumentów, które wynajęci specjalnie pracownicy skupowali w najróżniejszych miejscach. Był to doskonały, świetnie opłacalny interes.

W okresie międzywojennym bowiem, dla ochrony polskiego rynku, na instrumenty muzyczne nakładano w naszym kraju ogromne cło sięgające przy pianinie sumy 600 złotych. Wobec tego, że instrumenty produkowane w zakładzie Sommerfelda kosztowały na ogół 1200-1500 złotych, żądana przez Willego Jaehne cena 2000 zł za „pierwszorzędnej jakości pianino wiedeńskie” nie wydawał się wygórowana. Na każdym sprzedanym egzemplarzu fabrykant – oszust zarabiał ponad półtora tysiąca.

Do Heimatu

Wszystkie zarobione przez siebie pieniądze Willi wywoził do Niemiec, do Berlina i tam składał je w banku. W Polsce nie płacił w ogóle podatków, a tak się złożyło, że przez kilka lat nikt z urzędu skarbowego nie pofatygował się do firmy na kontrolę.

Spóźnili się. Na posterunek graniczny dotarło już żądanie zatrzymania ich, aresztowania i dostarczenia do Bydgoszczy.

Wpadka miała miejsce dopiero w 1934 roku. Kiedy urzędnicy pojawili się w firmie, natychmiast Willi sprzedał swoje dwa samochody, a trzecim wraz z żoną Irene usiłowali opuścić kraj. Spóźnili się. Na posterunek graniczny dotarło już żądanie zatrzymania ich, aresztowania i dostarczenia do Bydgoszczy. Następnego dnia zadziwieni bydgoszczanie zobaczyli zasłonięte szyby w salonie pianin na Gdańskiej…

„Jak długo się da...”

Willi i jego żona stanęli przed bydgoskim Sądem Okręgowym. Po długim i żmudnym procesie fabrykant pianin skazany został na trzy lata pobytu za kratami, a jego połowica – na dwa lata.

Pytany o motywy swoich czynów Jaehne na sali sądowej butnie odpowiadał: „Po zabraniu nam Bydgoszczy postanowiłem zostać w mieście i doić polską krowę bez umiaru, jak tylko długo się da...”.

„Po zabraniu nam Bydgoszczy postanowiłem zostać w mieście i doić polską krowę bez umiaru, jak tylko długo się da...”.

Po odsiedzeniu wyroku w całości Willi Jaehne wyjechał do Berlina, gdzie oczekiwała na niego już wcześniej zwolniona żona oraz ogromna suma gotówki w tamtejszym banku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera