Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młódki odpadają na starcie

Radosław Rzeszotek
Niełatwo znaleźć opiekunkę do dziecka, która będzie w stanie na osiem godzin dziennie oddać serce. Choć płaca jest niska, panie do pracy pchają się drzwiami i oknami. Jak z tłumu kandydatek wybrać najlepszą nianię?

Niełatwo znaleźć opiekunkę do dziecka, która będzie w stanie na osiem godzin dziennie oddać serce. Choć płaca jest niska, panie do pracy pchają się drzwiami i oknami. Jak z tłumu kandydatek wybrać najlepszą nianię?

<!** Image 2 align=right alt="Image 34204" sub="Rys. Łukasz Ciaciuch">Niektóre opiekunki na rozmowę kwalifikacyjną przynoszą prezenty dla malucha. - Za pięćset złotych, na czarno, poza miastem - proszę bardzo, chętnie, na pewno będziecie państwo ze mnie zadowoleni - mówią. Każda jest miły i wciąż się uśmiecha.

Po sąsiedzku

Ogłoszenie ukazało się tylko jedno, w poniedziałkowej gazecie. Pięć krótkich słów i numer telefonu. Pierwsze telefony zaczęły się tuż po ósmej rano. Z każdą godziną było ich coraz więcej. Dzwoniły jeszcze we wtorek, nawet w środę. W sumie było ich około pięćdziesięciu.

Ale pierwsza przed drzwiami domu stanęła pani z sąsiedztwa. Wiejskim zwyczajem puka i od razu naciska na klamkę. Mówi z uśmiechem - szwagierka jej wspominała, że tu jest praca i można dorobić do renty. A ona teraz w domu nie ma co robić, bo dzieciaki dojeżdżają do Torunia. Mieszka niedaleko, dziesięć minut drogi rowerem. Więc jak będzie? - kończy pytaniem przemyślaną wcześniej formułkę wiejska kandydatka.

Niania po sąsiedzku? Kiedy wyjedziemy do pracy, opiekunka być może chętnie wyskoczy po coś do domu. Pomyśli, że przecież rowerem przejedzie szybko - po ruchliwej szosie. Dziecko wsadzi do koszyka na bagażniku... Pozwoli kręcić mu się po swoim domu, gdzie kryształowe wazy ustawione są na długich obrusach, a przewód do czajnika elektrycznego zwisa tak, że roczne dziecko bez trudu ściągnie naczynie z wrzątkiem...

Szybko zjawia się kolejna sąsiadka - tym razem o wiele młodsza. Zanim zdążymy powiedzieć o wymaganiach, stawia swoje warunki.

- Najlepiej będzie u mnie w domu. Mam też małe dziecko, to bez trudu zajmę się dwojgiem - przekonuje młoda sąsiadka. - Tylko będziecie musieli państwo przywozić ze sobą jakieś kaszki, mleczka, nie? No i nie wiadomo jak z ubrankami, bo przecież takie maluchy to wszystko zaraz brudzą i szybko wyrastają z ciuszków.

Dobrze, że akurat zadzwoniła kolejna kandydatka. Można było sąsiadkę przeprosić i odprowadzić do furtki.

Prawdziwe rozmowy kwalifikacyjne zaczęły się od wtorku. Nianie przychodzić miały co godzinę lub nawet co trzydzieści minut - pierwszy test na punktualność. Z kilkudziesięciu telefonów wybraliśmy panie z doświadczeniem, najlepiej z pisemnymi referencjami, w średnim wieku. - Młódki, czyli studentki albo bezrobotne panieneczki odpadają na starcie - pouczała nas sąsiadka Gabriela, mieszkająca w najwyższym domu w okolicy, która z zawodu jest wybitnym pedagogiem, a prywatnie matką dwójki perfekcyjnie wychowanych dzieci. - Na pierwszym miejscu ma być wasze dziecko. Jeśli przy okazji niani uda się pomóc trochę w domu, to dobrze, jeśli nie, to trudno. To będzie kobieta, do której przywiąże się nie tylko wasz synek. Wy też będziecie musieli rozmawiać z nią przez najbliższe dwa lata. Lepiej, żeby był to ktoś, z kim będzie można pogadać.

Pierwszą kandydatkę posadziliśmy przy stole. Żeby było dostojniej. Mile wyglądająca pani nie była zbyt zainteresowana dzieckiem biegającym po domu. Słuchając tego jak wyobrażamy sobie jej pracę, kiwała tylko głową i zapewniała, że na pewno sobie poradzi. Okazało się jednak, że doświadczenia jako opiekunka nie ma zbyt dużego, bo pracowała w tej roli tylko przez miesiąc. A jej podopieczną było dziecko bogatych krewnych, którzy wyjechali w długą podróż wakacyjną.

Za grosz zaufania

- Moją zaletą jest fakt, że przez dwadzieścia lat byłam przedszkolanką i wiem jak postępować z dziećmi - przekonywała druga kandydatka. - U mnie, proszę państwa, zawsze był porządek. Dzieci wiedziały, co im wolno, a czego nie. A czy państwa synek już siada na nocnik? To nic, że ma dopiero piętnaście miesięcy. Uczyć trzeba od małego! Dyscyplina i sumienność to podstawy dobrego wychowania.

Jak wyglądałoby zaprowadzanie dyscypliny pod naszą nieobecność? Wyobraźnia podsuwa wiele rozwiązań. A przypadków znęcania się na dzieci przez nianie było przecież wiele... Tę kandydatkę trzeba by kontrolować przy pomocy kamer. Tylko czy chodzi nam o nianię, do której nie mamy za grosz zaufania?

W samo południe do domu wtoczyła się na oko stukilogramowa kobieta. Na jej piersi dziecku zasypiałoby się bez wątpienia cudnie, gdyby nie... strugi potu spływające najpierw z czoła, karku, a potem spod pach. W tym wypadku kandydatkę zgubił zapach. - Sama jestem mamą i wiem, jakie popełniłam błędy wychowując własne dziecko - mówiła stukilogramowa mamka, gniotąc w dłoniach chusteczkę. - Na przykład przekarmiłam swoją córeczkę. I troszkę za bardzo jej pobłażałam.

Grzecznie kończąc rozmowę, poprosiliśmy panią o numer telefonu.

Po tęgiej pani w kolejce do drzwi stanęły matka i córka. Wkrótce okazało się, że telefonicznie umówiła się mama, ale zainteresowana pracą jest raczej córka - lat 19, długie nogi, krótka spódniczka, długie włosy. Studentka pedagogiki. Bardzo kocha dzieci. A one kochają ją.

Młoda kandydatka do roli niani została zdyskwalifikowana przez mamę dziecka - za wygląd i „nieprzyzwoitą” datę urodzin. Protesty męża nie poskutkowały.

<!** reklama left>- Jest coś o czym powinniście wiedzieć, zanim mnie zatrudnicie - prawie na zakończenie powiedziała pani Danuta, która spełniała wszystkie wymogi niani idealnej. - Choruję na cukrzycę. Muszę często brać insulinę. To w niektórych sytuacjach może być kłopotliwe.

Zaskakująca szczerość osoby pierwszy raz spotkanej świadczyła o odwadze i uczciwości. Obawa przed konsekwencjami choroby wzięła jednak górę.

Po pani Danusi zjawiła się dziarska 73-latka. Wychowała kilkoro dzieci, zajmowała się całą gromadą wnucząt. Doświadczenia nie można było jej odmówić. Zwłaszcza, że przyniosła z sobą kolorową książeczkę dla dziecka. Każde dziecko lubi dostawać prezenty. W świecie dorosłych nazwalibyśmy to przekupstwem.

Za wszelką cenę

- Naprawdę bardzo zależy mi na tej pracy, bo jestem w bardzo trudnej sytuacji życiowej - prawie ze łzami w oczach błagała kolejna kandydatka. - Dzieci wyjechały z Polski, zostałam sama z mężem. Oboje nie mamy pracy. Mąż czasem gdzieś dorabia albo chodzi na grzyby i potem sprzedaje je przy drodze. Przysięgam, że zrobię wszystko, co będziecie chcieli. Tylko mnie wybierzcie...

Pani Krysia

Którą wybrać? Po pierwszym dniu można było dojść do przekonania, że niań idealnych nie ma i trzeba będzie pójść na kompromis - tolerować jakąś wadę. Drugi dzień poszukiwań okazał się o wiele bardziej owocny. Pojawiła się bowiem pani Krysia, obeznana w tajnikach Internetu, punktualna i elegancka. O zarobki nie spytała. Bardziej interesował ją chłopczyk - podobny do tego, którym zajmowała się przez ostatnie dwa lata.

Piętnastomiesięczny kłopot na kolana usiadł tylko pani Krysi. Choć nie miała dla niego żadnego prezentu. I nie była nigdy przedszkolanką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!