Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mężczyzna musi imponować

Jan Oleksy
Ilona Weistand, Frankfurt am Main, 2013
Powinien być dla kobiety czymś najlepszym. Nie chcę tego strywializować, ale żeby chociaż najlepiej na osiedlu grał na organkach. Z pisarzem Januszem L. Wiśniewskim* rozmawia Jan Oleksy

Słyszałem taką opinię od redakcyjnej koleżanki, że jest Pan raczej szowinistą.
Nie zgadzam się z tym, wręcz przeciwnie, w każdej mojej książce jakąś kobietę
stawiam na piedestał. Moje postacie męskie są generalnie negatywne, oprócz tej jednej wymyślonej, ekstremalnie wyidealizowanej postaci Kuby z „Samotności w sieci”.
Złożyłem tę postać jako puzzle z cech wielu mężczyzn. Ma jednego wrażliwość, drugiego mądrość, trzeciego szlachetność, czwartego niesamowitą delikatność, piątego bogactwo i ułożył się z tego Jakub, z którym ślub chciałyby zawrzeć i matki, i córki jednocześnie. To po prostu ideał.

Tacy mężczyźni po ulicach nie chodzą.
Jeszcze więcej namąciłem w głowach rosyjskich młodych kobiet, gdzie „Samotność w sieci” to niemalże książka kultowa. Znam Rosjanki, które mi pisały w mailach, że uczą się polskiego z powodu tej książki. Wiele z nich uważa, że wszyscy Polacy są tacy jak Jakub i wystarczy przyjechać, i zagadać po polsku na ulicy… A musi pan zrozumieć, że rosyjskie kobiety nie są najlepiej traktowane przez swoich mężczyzn. Każdy, który jest w miarę dobry, nie wszczyna awantur jest idealną postacią, więc stąd chyba ta popularność.

Pełni Pan misję polityczną jednoczenia zwaśnionych narodów…
Nieświadomie… Sądzę, że kilka autobusów albo samolotów z powodu tej książki przypędziło do Polski, żeby tę Polskę zobaczyć. O tym wiem… Ale wracając do tych kobiet - wiele Rosjanek uwierzyło, że wystarczy przyjechać do Polski, by spotkać takich Jakubów. Wciąż mnie zastanawia to, że pana koleżanka nazwała mnie szowinistą. Może miała na myśli, że ja popieram poligamię mężczyzn, czy ich tłumaczę, czy rozkładam nad nimi parasol usprawiedliwiający? I tłumaczę chemicznie i ewolucyjnie, dlaczego są poligamiczni. To nie jest szowinizm! Tak po prostu jest! Mężczyźni są bardziej poligamiczni od kobiet. Przepraszam, że użyję teraz bardzo ekonomicznego i brutalnego stwierdzenia, bo jeśli pan porówna nieprawdopodobną podaż spermy nad bardzo małym popytem, to nie ma lepszego rozwiązania. Genetycznie też im więcej genów rozprzestrzenimy, tym dla przetrwania gatunku będzie to lepsze, a rozprzestrzeniając je między różnymi samicami, zyskujemy większe szanse na przeżycie potomstwa i to jest oczywiste. Genetycznie i z punktu widzenia przetrwania gatunku poligamia mężczyzn jest uzasadniona. Natomiast od momentu zajęcia się aktami seksualnymi najpierw przez Kościół, a później przez różnych filozofów i etyków, nałożono na to moralne zwierzę (bo człowiek jest zwierzęciem moralnym) różne kajdany i mężczyźni w tych kajdanach żyją.

Co wcale gatunkowi nie sprzyja…
I dlatego pana koleżanka widzi we mnie szowinistę, że rozpościeram nad mężczyznami parasol usprawiedliwiający, ale generalnie piszę o cierpieniu tych kobiet, które doświadczają poligamii. Żyjemy w czasach modelu romantycznej miłości, absolutnej wierności, a wszyscy wiemy, że tak się po prostu nie dzieje.

Kobieta spełniona w dzisiejszych czasach, to…
Wie pan, co, ja na ten temat rozmawiałem z feministką Szczuką, nawet się z nią kłóciłem. Ona bardzo krytykowała moją książkę „Intymną teorię względności”, że przekonuję kobiety, że będą spełnione tylko wtedy, gdy stoją u boku mężczyzny. Szczuka twierdziła, że wprowadzam je w błąd, że kobieta może być samodzielna, szczęśliwa, robiąca karierę, osiągająca cele… Ja intencje Szczuki rozumiem, a nawet popieram, ale fakty mówią co innego.

Czyli?
Jak się przeczyta najróżniejsze ankiety socjologiczne, począwszy od seksualnego Instytutu Kinseya, a skończywszy na bardzo poważnym niemieckim instytucie socjologicznym GEWIS, na pytanie, co jest najważniejsze w życiu kobiety, to ponad 80 procent kobiet twierdzi, że dobra, szczęśliwa relacja z mężczyzną. Mówią to kobiety, które nawet nie skończyły podstawówki i mówią to kobiety, które mają tytuły profesorskie. Relacja i życie rodzinne jest dla nich priorytetem. Nie ma co się oszukiwać, najlepiej byłoby, gdyby udało się spełnić obydwa warunki, że kobieta jest spełniona zawodowo, spełniona w swoich namiętnościach, pasjach, a jednocześnie ma szczęśliwe życie rodzinne. Sami wiemy, że często to się nie udaje ze względu na to, że biologicznie jesteśmy różni. Kobiety w którymś momencie czują zew macierzyństwa i z różnych powodów muszą z kariery rezygnować.

Czyli my, mężczyźni, nie będziemy nigdy zbędni…
Wie pan, ja nie jestem taki pewny. Napisałem książkę „Czy mężczyźni są światu potrzebni?”. To prowokacyjne pytanie. Na razie jesteśmy potrzebni do prokreacji, ale już są robione badania, żeby przy tym akcie wykluczyć samców. Na razie udało się to na knurach. Jest to stworzenie nie jednokomórkowe czy kilkunastokomórkowe, ale genetycznie bardzo zbliżone do człowieka. Genom knura nie różni się specjalnie
od genomu Homo sapiens.

Kobiety coraz częściej narzekają na nas, że jesteśmy coraz mniej męscy.
W pewnym sensie to jest taki paradoks. Wszystko zależy, do jakiego modelu to się porówna, jeśli do modelu rodziców, dziadków, to pewno jesteśmy coraz mniej męscy. Teraz współczesnemu facetowi trudno wyczuć, gdzie ta granica się znajduje. Jeśli w ogóle nic nie mówi, to jest nieemocjonalny, niewrażliwy, nieczuły, zamknięty w sobie, a jeśli zaczyna za dużo mówić, to staje się dla kobiety niebezpieczny, bo przestaje pasować do tego modelu męskości, twardego faceta, który powinien połykać pewne cierpienia i się za bardzo nie uzewnętrzniać.

Nie jest lekko…
Teraz mężczyzna nie ma łatwo, szczególnie w czasach kobiet alfa, alfa samic, które mają coraz większe sukcesy. Z ostatnich badań robionych w Niemczech, wynika, że dziewczynki prawie we wszystkim prześcigają chłopców, mają lepsze wyniki na maturach, więcej ich dostaje się na studia. Mówię o Niemczech, ale podejrzewam, że statystyki dla Polski są podobne. Kobiety zaczynają odnosić coraz większe sukcesy i mężczyźni są trochę w tym zagubieni. Moje pierwsze opowiadanie z najnowszej książki „Grand” mówi o takim właśnie związku warszawskiej dziennikarki, która jest porzucona przez mężczyznę, bo ten nie może się pogodzić z jej sukcesem. On ją prawdopodobnie kocha, ona go na pewno kocha. To prawdziwa historia. Z tego powodu bohater robi nieprawdopodobne awantury, używa przemocy, rezygnuje ze związku z nią, bo jest niepogodzony z jej pozycją, osiągnięciami.

Coraz więcej mężczyzn ma ten problem.
Ostatnio przygotowuję nową książkę, wspólnie z seksuologiem Zbyszkiem Izdebskim, który mi opowiadał, że pojawiło się nowe zjawisko. Przychodzą do niego młodzi mężczyźni, którzy mają zaburzenia erekcji. Nie mają dysfunkcji z powodów biologicznych, ale z powodów psychologicznych. I co się okazuje? Oni mają te epizody impotencji z powodu sukcesów swoich kobiet. To zjawisko dotyka nie tylko mózgu, ale przenosi się na czynności fizjologiczne. Sorry, że użyję tego terminu - im nie staje z tego powodu, że ciągle są niedowartościowani swoją pozycją w domu. Szczególnie dotyczy to tych mężczyzn, którzy byli jedynakami, pielęgnowanymi przez mamusie, często wychowywanymi przez samotne matki, albo z normalnych domów, w których panował patriarchalny model. Nie jest to jeszcze masowe zjawisko, mówi Izdebski, ale kiedyś tego nie było. Ona jest awansowana, a on jest bezrobotny. Wyciąga wnioski. Okazuje się, że mężczyźni z tymi kobietami sukcesu mają coraz większe problemy. Także ze swoim penisem.

A z kolei coraz więcej tych kobiet sukcesu nie może sobie znaleźć faceta, bo ci, którzy się trafiają, im nie odpowiadają.
Kobiety mają określone oczekiwania. To też wynika z pewnego wychowania. One chciałyby mieć mężczyznę, choć się do tego nie przyznają, który przynajmniej dorównuje im wykształceniem, poziomem finansowym. Trudno, żeby jakaś menedżerka z dobrej firmy wymagała, że nauczyciel po doktoracie w polskiej szkole będzie zarabiał tyle co ona, ale z drugiej strony ten nauczyciel po doktoracie imponuje jej wiedzą, pozycją i respektem społecznym. Sytuacja staje się coraz bardziej skomplikowana w przypadku mężczyzn zagubionych w tym świecie. Mówimy tu niestety o dużych miastach, dlatego, że cała polska prowincja jest pełna kobiet, które są całkowicie uzależnione od mężczyzn. Tu jest związek finansowy i bardzo często te małżeństwa trwają na zasadzie „co ja
zrobię”, mimo że ten facet jest dla niej niedobry, nie szanuje jej, nie respektuje jej potrzeb, jest
niewrażliwy, nieczuły itd.

A co można poradzić tym kobietom z pozycją i z silną osobowością, które nie mogą znaleźć sobie mężczyzny?
Na pewno trzeba doradzić, żeby w akcie desperacji nie godziły się na jakiekolwiek kompromisy i brały…

Byle co?
No właśnie, bo prędzej czy później… Problem polega na tym, że kobiety przestają szanować swoich mężczyzn i przez to, że ich nie szanują, tracą do nich pożądanie. Mężczyzna musi być dla kobiety czymś najlepszym. Nie chcę tego strywializować, ale żeby chociaż najlepiej na osiedlu grał na organkach (śmiech). Musi być w czymś naprawdę dobry, czymś imponować. Bo jeśli ona ma w domu niedorajdę, a idzie do biura, gdzie jest otoczona mężczyznami sukcesu, to nawet jeżeli jest na tyle uczciwa i nie wda się w żadne związki, to i tak porównuje kolegów z pracy z facetem, którego spotyka codziennie rano w kuchni. Prędzej czy później ten ktoś, kto nie oferuje czegoś, co kobiecie imponuje, doprowadzi do utraty szacunku. A jeśli szacunek zostanie utracony, to jest to pierwszy krok do tego, by szukać kogoś innego.

I wtedy dupa.
Były robione ciekawe badania socjologiczne, z których wynika, że mężczyźni bezrobotni są o wiele częściej porzucani przez kobiety niż niebezrobotni i to w związkach, które kiedyś zostały zawarte z miłości. Seksuolog Izdebski opowiadał mi, że nawet ilość aktów seksualnych tych mężczyzn jest mniejsza.

Tracą wartość w oczach kobiet, tracą atrakcyjność…
Są mało atrakcyjni, nie imponują. Kierowca mercedesa ma o wiele więcej partnerek seksualnych
niż kierowca lanosa (śmiech). Mężczyźni mający wyższą pozycję społeczną mają też większy dostęp do kobiet. Są bardziej szanowani. To też jest ciekawe - kobiety będące w związkach z bogatymi mężczyznami zdradzają ich niezwykle rzadko. Nie mówię tu o Hollywoodzie czy o show-biznesie, tylko o normalnym świecie.

Relacje z matką są ważne dla mężczyzny. Pan to potwierdził, poświęcając swojej matce dużo miejsca w twórczości. W jaki sposób relacje z matką odbijają się na facetach?
Byłem najlepszym uczniem w podstawówce, najlepszym w technikum i najlepszym studentem. Nie mogę powiedzieć, że robiłem to wszystko wyłącznie dla matki, ale nie wyobrażam sobie, bym mógł ją rozczarować. Ona nie wymagała tego, w moim domu nie było przymusu, by się uczyć. Myśmy to wiedzieli z bratem… Jak robiłem habilitację, to zastanawiałem się po jasną cholerę, bo mieszkam w Niemczech, pracuję w korporacji, w której żadnego kutasa nie interesuje, czy będę miał jakąś polską habilitację czy nie. Ani jednej marki nie dostałem więcej za to. Strasznie dużo czasu podarowałem
temu, poraniłem żonę, zaniedbałem dzieci, żeby tę habilitację zrobić. Ale była to obietnica złożona
kiedyś matce.

Szczególny prezent.
Kobiety mają niezwykłe oddziaływanie na nas. Tą pierwszą najważniejszą w moim życiu jest matka - Irena Wiśniewska, która otoczyła mnie nieprawdopodobną adoracją, miłością, rodzajem pewnego uwielbienia. W wieku 15 lat wyjechałem do Kołobrzegu do technikum, a jak pan wie, nie były to czasy telefonów, więc jedynym komunikatem były listy. Ona straszliwie przeżywała to rozstanie ze mną. Te pięć lat wzmocniło jeszcze to uwielbienie dla mnie. Nie wyobrażałem sobie, żebym jakimś niegodnym zachowaniem mógł ją zranić. Nie uczyć się? Albo nie być dobrym uczniem? Podświadomie robiłem wiele
rzeczy dla niej. I to była ta najważniejsza osoba, która mnie ukształtowała. Ważna też była babcia,
a później oczywiście ukształtowała mnie moja żona, która urodziła mi dwie córki. Tak naprawdę stałem się mężczyzną, gdy zostałem ojcem, wtedy poczułem, że ciąży na mnie szczególna odpowiedzialność.

Wróćmy do kobiet, bo one głównie będą czytać tę rozmowę. Ktoś kiedyś porównał wnętrze kobiety do układu scalonego, a mężczyzny do… cepa.
Jest to obrazowe, ja znam inne porównanie, które bardziej jest związane ze współczesnym światem informatycznym i sieciowym, że faceci są jak Bluetooth, to znaczy tak na 10 metrów działają, a jak się kobieta oddali to podłączają się do najbliższego urządzenia, natomiast kobiety są jak Wi-Fi, odbierają wszystkich, a podłączają się do najsilniejszego. (śmiech)

Jakie to aktualne. A wracając do współczesności, zastanawiam się, jak młode pokolenie, które skypuje, czatuje, gadające innym językiem, będzie nawiązywać bliskie relacje. Pan sporo miejsca w swojej twórczości poświęcił temu tematowi.
Oczywiście, że będą wykorzystywali do tego nowoczesne technologie. Dla nich poznanie kogoś w sieci nie jest żadnym ewenementem, nie degraduje tego rodzaju nawiązywania kontaktów. Dla młodego pokolenia poznanie kogoś w Internecie jest tak samo ważne jak poznanie kogoś na dyskotece czy w sklepie, na spotkaniu, czy na przyjęciu. Jakość emocji w Internecie wcale nie jest gorsza od jakości,
która jest w realu.

Czyli forma nie ma tu znaczenia, liczy się wyłącznie treść?
Uniwersytety w Jenie i Oxfordzie badały metodą rezonansu funkcjonalnego mózgi osób, które są zakochane. Jedna grupa zakochała się w realu, a druga twierdziła, że się zakochała w Internecie. I co? Obrazy mózgu były identyczne, przynajmniej z punktu widzenia fizjologicznego, substancji chemicznych, które pojawiają się w mózgu człowieka zakochanego. Byłem pierwszy, przynajmniej w Polsce, który pisał w „Samotności w sieci” o miłości w Internecie. Nie chcę twierdzić, że Internet jest
jednym wielkim biurem matrymonialnym, a dla innych wielkim burdelem, ale przechodzi on do codzienności, podobnie jak kiedyś wkradł się do niej telefon. Nie ma co demonizować, że coś złego stanie się z tego powodu. I tak na końcu ludzie będą chcieli się poznać, posmakować, powąchać i dotykać.

Związek dwojga ludzi nie jest związkiem chemicznym, a może jest? Czym dla naukowca chemika jest miłość? Jak Pan to wytłumaczy? Chemia czy nie?
W swych książkach piszę bardzo melodramatyczne teksty poetyckie na temat miłości, ale również piszę i tłumaczę to chemicznie. Znana jest kolekcja substancji, które pojawiają się w mózgu osób, które deklarują, że są zakochane, ale nikt nie wie, dlaczego właśnie te substancje pojawiają się w mózgu. Zaczyna się od prostej 11-atomowej substancji, która się nazywa fenyloetyloamina i należy do grupy śladowej amin, czyli amfetamin. Miłość tak naprawdę zaczyna się od amfy. Fenyloetyloamina
występuje w ogromnym stężeniu, bo ponad 1500 procent większym niż u osób, które nie doświadczają takiego uczucia. Ta substancja wywołuje określone reakcje i pobudza receptory opiatowe, a te z kolei przyjmują opiaty, a opiaty to morfina, heroina i wszystkie inne substancje z tej grupy. Tak, u ludzi zakochanych w ich mózgach pojawiają się naturalne opiaty. Zakochani ludzie są naćpani.

Jakie kobiety Pan lubi?
To się zmieniało w moim życiu. Zbliżam się do 60., jestem mężczyzną, który już inaczej patrzy na świat niż 30-latek. Im dłużej żyję, tym dokładniej wiem, że w związku mężczyzny z kobietą najważniejsza jest rozmowa, gdy chce się biec do kogoś, by coś opowiedzieć. Ludzie przestają się kochać, jeżeli nie chcą z sobą rozmawiać. Lubię mądre kobiety. Mądrość jest seksy… Wyolbrzymianie piękna i urody jest
niebezpieczne. Wielu mężczyzn zakochuje się we wgłębieniu na policzku, ale potem żeni się z całą dziewczyną. Na świecie jest około 7 procent kobiet, które mają wygląd modelek, ale tylko przez 2 procent swojego życia, bo potem się starzeją.

I nie chcą nam uwierzyć, że często nie przeszkadza nam niezbyt jędrny biust…
To jest straszna presja. Przeczytałem świetną książkę niejakiej Nancy Etcoff „Przetrwają najpiękniejsi”, która jako socjolog, psycholog społeczny i antropolog zajmuje się fenomenem
urody, jak bardzo wpływa ona na nasze życie, jak ona decyduje o szczęściu albo nieszczęściu. I ona powtórzyła za kimś, że istnieje seksizm, rasizm i… atrakcjonizm. Po angielsku to się nazywa lookism. Traktujemy ludzi niesprawiedliwie, dokonujemy ich segregacji ze względu na ich wygląd. Ładni mają po prostu lepiej i stąd ta fobia poprawiania się, by być ładnym. Wszyscy podlegamy procesowi habituacji, tzn. przyzwyczajmy się do wyglądu, dlatego nie możemy pojąć, że jakiś piękny dżentelmen o nazwisku Clooney zmienia te kobiety z jednej ładnej na drugą ładną.

*Janusz Leon Wiśniewski

Urodzony w 1954 w Toruniu, absolwent fizyki UMK, magister ekonomii, doktor informatyki i doktor habilitowany chemii, naukowiec i pisarz, autor powieści „Samotność w sieci”, „Los powtórzony”, „Zespoły napięć”, „Bikini“, „Na fejsie z moim synem“. Ostatnio ukazała się jego najnowsza powieść pt. „Grand” oraz zbiór esejów „Ślady”. Ma swoją Katarzynkę w Piernikowej Alei Gwiazd w Toruniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!