Listonosze listy piszą do prezydenta

Już prawie wszyscy bydgoscy doręczyciele przyłączyli się do akcji protestacyjnej. Na szczęście wczoraj w urzędach nie było aż tak źle.

W poniedziałek akcja listonoszy wręcz sparaliżowała pracę ponad połowy bydgoskich urzędów pocztowych. W niektórych nieczynne były wszystkie okienka. Pocztowcy wypłacali jedynie emerytury i renty. Wczoraj, mimo że do akcji przystąpili doręczyciele z szesnastu spośród dwudziestu urzędów, akcja była mniej dotkliwa. - Wszystkie okienka urzędów, których pracownicy poparli protest, są na naszą prośbę czynne. Urzędy pracują normalnie, tak aby nie komplikować ludziom życia. Jedyna niedogodność, z jaką muszą się bydgoszczanie pogodzić, to fakt, że nie wyszliśmy w swoje rejony - poinformował Piotr Czaplicki, członek komitetu protestacyjnego.

<!** reklama left>Doręczyciele nie zamierzają wrócić do pracy. Chcą protestować do czasu złożenia przez dyrekcję konkretnych deklaracji poprawy warunków pracy i płacy. Jeszcze w tym tygodniu mają wystosować do prezydenta, premiera oraz marszałka Sejmu list otwarty.

Tymczasem wczoraj w Warszawie rozpoczęły się rozmowy związków zawodowych z dyrekcją generalną. Biorący z nich udział przewodniczący bydgoskiego okręgu Związku Zawodowego Pracowników Poczty, Bogdan Nierzwicki, poinformował „Express” o ich wstępnych wynikach. - Omówiliśmy z dyrekcją postulaty. Częściowo nasze stanowiska zbliżyły się. Jutro kontynuujemy negocjacje. Powołamy także specjalny zespół, w skład którego wejdą przedstawiciele wszystkich organizacji związkowych poczty - powiedział wczoraj wieczorem Bogdan Nierzwicki.

Pocztowcy, oprócz podwyżek domagają się właściwego ewidencjonowania czasu pracy, wprowadzenia służb, które zajęłyby się doręczaniem druków i ulotek.