Lekarstwa na nowotwór szuka w reaktorze jądrowym

Czytaj dalej
Dorota Witt

Lekarstwa na nowotwór szuka w reaktorze jądrowym

Dorota Witt

Jak dotąd tylko ośmioro studentów z Polski wzięło udział w specjalnych ćwiczeniach na temat reaktorów jądrowych na Politechnice Czeskiej. Wśród nich bydgoszczanka, Emilia Górzyńska, studentka Uniwersytetu Warszawskiego.

Jakie to uczucie sterować reaktorem jądrowym?

Niesamowite. Byłam podekscytowana i przejęta. Czułam na plecach dużą odpowiedzialność. Gdzieś z tyłu głowy była myśl o tym, jak bardzo czułe to urządzenie i co może się stać, gdy popełnię błąd. Choć realnego zagrożenia nie było. Nic nieprzewidzianego nie mogło się stać, bo profesorowie z Pragi, gdzie byliśmy na kursie z fizyki reaktorów jądrowych, zapewnili, że reaktor wyłączy się automatycznie, gdy któryś z nas, studentów, popełni choćby minimalny błąd. Możliwość sterowania reaktorem jądrowym przez krótką chwilę dostaliśmy na zakończenie kursu na doświadczalnym reaktorze jądrowym na Politechnice Czeskiej. Byliśmy pierwszymi studentami z Polski, którzy wzięli udział w tych ćwiczeniach, ale przyjeżdżają tam regularnie młodzi naukowcy z całego świata, sporo z USA i Wielkiej Brytanii. Polaków, jak dotąd, było tam zaledwie ośmioro. To jedyny ośrodek, gdzie studenci mogą wziąć udział w takich zajęciach i samodzielnie sterować reaktorem.


W Polsce nie byłoby szans na przeprowadzenie podobnych ćwiczeń?

Mamy jeden działający reaktor. Nosi imię Marii Curie-Skłodowskiej. Znajduje się w Otwocku pod Warszawą. Ma duże znaczenie dla nauki, bo to przede wszystkim reaktor doświadczalny, dopiero w drugiej kolejności produkcyjny.


Czyli konkretnie po co nam on?

Wytwarzane są tam izotopy promieniotwórcze, wykorzystywane w medycynie nuklearnej. To jeden z nielicznych reaktorów jądrowych na świecie, gdzie produkuje się technet. Eksportujemy go, m.in., do USA. Poza tym w Otwocku naświetla się topazy, kamienie, wykorzystywane w jubilerstwie. W naturalnej postaci są przezroczyste, z reaktora wychodzą niebieskie. Mnie najbardziej jednak zajmuje jego znaczenie dla rozwoju medycyny.

Reaktor jądrowy może leczyć?

Pośrednio. Jestem stypendystką Narodowego Centrum Nauki, działam w Instytucie Chemii i Techniki Jądrowej. Kiedy zamawiamy izotopy do badań i doświadczeń, doostajemy je właśnie z Otwocka. A izotopy wykorzystujemy, mówiąc w dużym skrócie, do opracowania nowych leków na nowotwory. Zespół, którego jestem częścią, skupia się na walce z nowotworami neuroendokrynnymi. Okazuje się, że dzięki zastosowaniu leczenia radioizotopowego, możemy uzyskać spodziewany efekt. To terapia celowana: celem są komórki nowotworowe, które mają ulec zniszczeniu, podczas gdy zdrowe komórki mają pozostać nietknięte.

Dlaczego wybrałaś chemię na Uniwersytecie Warszawskim?

Nauki ścisłe fascynowały mnie, odkąd pamiętam. Moja pierwsza miłość to matematyka, bo - wiadomo - w podstawówce nie bardzo jest z czego wybierać. W gimnazjum przepadłam dla chemii, prawdziwym uczuciem obdarzyłam jednak dopiero fizykę jądrową (pamiętam, była na ten temat jedna lekcja w ostatniej klasie liceum). Zamarzyło mi się, by połączyć wszystkie te dziedziny. Chemia jądrowa wydawała mi się kandydatką idealną. Ten kierunek studiów prowadzony był jedynie na Uniwersytecie Warszawskim, wybór był więc oczywisty.

Słyszysz jeszcze czasami pytania w stylu tych tych bezpardonowych: co kobieta robi na kierunku ścisłym?

W pracy z takim myśleniem się nie zderzyłam, wśród znajomych - zdarza się (np. na weselach to wdzięczny temat...). Niektórzy się dziwią, mówią, że to mężczyzna powinien się interesować takimi zagadnieniami. Nie wiem, skąd to się bierze.

Zespół, którego jestem częścią, skupia się na walce z nowotworami neuroendokrynnymi. Okazuje się, że dzięki zastosowaniu leczenia radioizotopowego, możemy uzyskać spodziewany efekt.

Tłumaczysz się wtedy ze swoich pasji?

Wychodzę z założenia, że szkoda mojego czasu, bo do osoby, która myśli w ten sposób, moje argumenty i tak raczej nie trafią. Do niektórych rzeczy trzeba dojść, bazując na własnych doświadczeniach. W środowisku akademickim nikomu nie przychodzi do głowy, by przywoływać takie stereotypy, bo gołym okiem widać, że dziewczyn na kierunkach ścisłych przybywa. Wśród młodszych ode mnie studentów na niektórych kierunkach dziewczyny przeważają, na moim jest mniej więcej pół na pół: 4 dziewczyny i 3 chłopaków.

Siedem osób na roku?

Tak, ale gdy zaczynaliśmy było nas 40. Ubywało nas po każdej sesji. Cieszę się jednak, że grupa jest tak nieliczna. To pomaga w pracy. Dzięki temu profesorowie doskonale znają możliwości, predyspozycje i zainteresowania każdego z nas, mogą podsuwać każdemu inne inspiracje do rozwoju, udział w innym projekcie, jak choćby ten wyjazd do Pragi.

Na co dzień pracujesz z izotopami w laboratorium. To dla ciebie jakieś zagrożenie?

Słyszę podobne pytanie regularnie, np. podczas świąt. „Jak to: studiujesz chemię jądrową? Przecież Czarnobyl!”. Wartości dawki promieniowania, którą może przyjąć człowiek wynikają z ustawy Prawo atomowe. 1 mSv to maksymalna dawka, jaką może w ciągu roku przyjąć człowiek ze źródeł innych niż zastosowania medyczne. Dla pracowników laboratoriów kategorii B dawka maksymalna to 6mSv, a dla pracowników kategorii A to 20 mSv. Ja nigdy nie przekroczyłam nawet tego 1mSv na rok. Stosujemy się skrupulatnie do przepisów bhp. Trzeba pamiętać o szczelnym odzieniu: fartuchu, długich spodniach, butach, które nie przepuszczają wody i specjalnych rękawkach na nadgarstki.

Dorota Witt

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.