Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kultura pop po pandemii - czyli łabądki piękne i kaczątka brzydkie

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Jak się wszyscy cieszą i klaskaniem mają obrzękłe prawice, to zaczynam się bać. Bo z malkontenctwa wrodzonego węszę tylko i wynajduję szczególiki, co to tkwi w nich diabełek przysłowiowy. I co gorsza coś mi się zawsze wynaleźć uda, i nieważne, czy chodzi o ład bardzo polski, czy polskich piłkarzy, co to pognębili królów Albanii. Ale tym razem chodzi mi o popkulturę kochaną, która przez ostatnie dwa lata zmieniła nam się kompletnie – z łabądka pięknego w kaczątko brzydkie, a może odwrotnie.

Bo weźmy takie “Wesele” pana Smarzowskiego (recenzja w serwisie), które po weekendzie otwarcia z wynikiem 140 tysięcy widzów obwołano sukcesem sezonu. Bo i rzeczywiście, dajmy na to “Small World”, ostatni hit pana Vegi, co to każdy film zamieniał w czyste złoto, miał widzów 107 tysięcy. Tyle, że to taki sukces, jaki sezon. A raczej ciekawy portret tego, co się stało z kinem po pandemii i już się nie odstanie.

Żeby było jasne - pan Smarzowski to i tak fenomen absolutny, bo kinem estetycznie i intelektualnie wyszukanym robi wyniki kosmiczne. Tyle, że te 140 tysięcy „Wesela” inaczej wygląda przy 935 tysiącach jego “Kleru”. Tak jak 107 tysięcy „Small World” przy 767 tys. “Pitbulla. Niebezpiecznych kobiet” Vegi. Różnica aż boli, zwłaszcza tych, którzy zainwestowali w film, bo uwierzyli, że pandemia już nie przeszkadza w powrocie do kin. No nie przeszkadza. Tylko powrotów nie ma.

A czemuż? Bo pandemię biznes serwisów VOD wykorzystał jak żaden i zmienił nam zwyczaje. Urósł nie tylko Netflix, urosła w ogóle liczba serwisów i urosły też telewizory, na których je oglądamy. Bez konieczności wysiadywania 30 minut reklam. Okazuje się, że to wystarcza. Jasne, kina przetrwają, dalej będą choćby atrakcją dla szkolnych wycieczek, ale żniwa się skończyły. A już za chwilkę te pustawe multigiganty trzeba będzie ogrzewać na całego.

Koncerty? Rozmawiałem ostatnio z szefem dużej instytucji, piejąc nad tym, że koncert pożegnalny zespołu znanego sprzedali do ostatniego biletu. Zgasił mnie szybko, bo sprzedali, ale z wyprzedzeniem jeszcze przed pandemią, a teraz sprzedawanie idzie kiepsko, choć ofertę mają smaczną... Ale tu jednak będzie inaczej, bo “wspólnota przeżywania” koncertów to realny bonus, a nie bajdy, jak w kinie. I ostatni show pana Maty na kilkadziesiąt tysięcy młodzianków to taka jaskółeczka cudna.

Cóż, drodzy rodacy, zmiany obyczajów i sposobów korzystania ze świata nie zawsze nam się podobają, ale wybór mamy niewielki. Albo musimy się z nimi pogodzić, albo zostać outsiderem i utonąć w zgorzknieniu. W każdym razie popandemiczne zmiany czasami zaskakują. Dajmy na to dawno moi znajomkowie nie dyskutowali tak soczyście o konkursie chopinowskim. Ale cóż, okazuje się, że nawet najbardziej klasyczni z klasyków odkryli teraz streaming i social.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kultura pop po pandemii - czyli łabądki piękne i kaczątka brzydkie - Nowości Dziennik Toruński