Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kujawiak żywcem pogrzebany

Katarzyna Pietraszak
Gdy zamiast wody z kranów polało się piwo, dyrekcja, podejrzana o sabotaż, musiała ostro tłumaczyć się przed władzą. To był poczatek lat 70. Dziś nadszedł czas wspomnień. Ponad 145-letni, znany w regionie browar przechodzi do historii.

Gdy zamiast wody z kranów polało się piwo, dyrekcja, podejrzana o sabotaż, musiała ostro tłumaczyć się przed władzą. To był poczatek lat 70. Dziś nadszedł czas wspomnień. Ponad 145-letni, znany w regionie browar przechodzi do historii.

<!** Image 2 align=right alt="Image 46574" sub="Browary Bydgoskie nagradzane były najważ- niejszymi nagrodami w przemyśle piwowarskim">W halach, w których jeszcze niedawno produkowano setki tysięcy hektolitrów piwa rocznie, dziś cicho i pusto. Butelkownia, warzelnia, wszystko lśni jakby wczoraj stanęło, a dziś miało ruszyć...

Tłuste lata

- Na okrągło produkcja leciała. Kierowcy do domów nie wychodzili. Tylko tyle, by się przespać, bo skoro świt trzeba było porozwozić piwo do sklepów. Potężne ilości piwa produkowaliśmy - Robert Pomykajczyk z rozrzewnieniem wspomina tłuste lata bydgoskich browarów, w których przed dwudziestoma laty zaczął pracę jako mechanik samochodowy. Podszkolił się, a gdy zakład zaczął się rozwijać, został kierownikiem warsztatu samochodowego, potem mistrzem na zmianie. Ale najlepiej wspomina swoje początki: - Na szlace leżałem i bez ustanku naprawiałem auta. Piwo warzyło się pełną parą, a ludzie tylko w sklepach na nie czekali.

W latach 80. i 90. bydgoskie browary produkowały tysiące hektolitrów napoju chmielowego. Warzył się kaszub i kurkowe. Produkowano także piwa na specjalne okazje: „Jubileuszowe” na 650-lecie urodzin Bydgoszczy, „NATO-lato”, gdy zaczęto mówić o udziale Polski w Sojuszu Północnoatlantyckim. Ogromną popularnością cieszyła się również „matuś” - napój z niewielką zawartością alkoholu reklamowany hasłem: „Piwo „Matuś” pije mama i tatuś”. Koronnymi markami były przede wszystkim „Kujawiak” „Bydgoskie” i „Bractwo Kurkowe” .

Wieloletni piwosze zapewne pamiętają, że trzydzieści lat temu piwo objęte było rejonizacją. Zaopatrywano w nie tylko stałe punkty i to w ograniczonej ilości. Smakosze tego trunku doskonale wiedzieli, że kto go rano nie kupi, to w południe o bydgoskim może sobie tylko pomarzyć.

Jeden z wieloletnich pracowników browaru swoje początki z piwowarstwem wiąże z latami studenckimi: - Rano, przed wykładami, gnaliśmy do sklepiku w śródmieściu i kupowaliśmy skrzynkę bydgoskiego. Wstawialiśmy butelki do wanny z zimną wodą. Po powrocie z zajęć czekały już na nas schłodzone - były członek rady pracowniczej bydgoskich browarów mówi, że taka zapobiegliwość była konieczna - po południu na sklepowych półkach piwa już nie było.

- Gdy z porannymi zapasami przysiadło się gdzieś przy stoliku, trzeba było bardzo uważać na kompanów - aż się palili, żeby pomóc w piciu. Chętnych na trunek było wielu - wspomina kolejny pracownik browaru.

Zabawnych zdarzeń załoga pamięta wiele. Z powodu jednego z nich wybuchła nawet afera międzynarodowa. To był początek lat 70. Ówczesny dyrektor browarów, Stanisław Witek, śmieje się do łez wracając wspomnieniami do tamtej historii, choć wtedy wcale nie było mu do śmiechu: - Testowaliśmy właśnie nową szwedzką wirówkę do piwa. Urządzenie oddzielało drożdże od piwa i było podłączone pod miejskie wodociągi. Wymagało odpowiedniego ciśnienia wody potrzebnej do przemywania talerzy na wirówce. Zawór w wodociągach ustawiony był na sześć atmosfer, ale w jedną stronę. Nikt nie przewidział, że ciśnienie może spaść... Do zakładu zadzwoniła kobieta, która robiła pranie... w piwie i osoba, która myła samochód - z węża na wóz polał się nasz trunek. Chyba z pół godziny piwo leciało z kranów. Kto się zorientował i zdążył, to nalał je do wanny, zanim zakręciliśmy zawór zabezpieczający dopływ wody z wodociągów.

<!** reklama left> St. Witek musiał na polecenie władz wszcząć dochodzenie. - Okazało się, że jakaś awaria spowodowała spadek ciśnienia no i zaczęliśmy tłoczyć piwo przez rury do wodociągów, a one do domów znajdujących się w pobliżu. Jakoś udało nam się wytłumaczyć, że to nie nasza wina i że wpływu na ciśnienie nie mieliśmy.

Echo „Kujawiaka” w Afryce

O piwie lejącym się z kranów donosiły wszystkie media. Wiadomości o cudzie w Bydgoszczy obiegły cały świat. O reperkusjach słychać było nawet w Afryce. - Krótko po awarii w jednym z nadmorskich krajów dokerzy zorganizowali strajk - mówi St. Witek. - Ich sztandarowym postulatem było umożliwienie łatwego dostępu do piwa. Burzyli się, twierdząc, że w takiej Bydgoszczy leje się ono z kranów, a oni nawet w sklepach nie mogą go kupić

Stanisław Witek należy do najstarszych byłych pracowników przemysłu piwowarskiego w Bydgoszczy i w Polsce. Rozpoczynał w 1948 r. od praktyk w bydgoskim browarze (jako uczeń Państwowego Gimnazjum Przemysłu Fermentacyjnego w Bydgoszczy) i od zamiatania podwórka przy ul. Ustronie. Po skończonej szkole trafił do Tychów, Radomia, a potem do należącego do browaru bydgoskiego zakładu w Grudziądzu, którym kierował. Wkrótce został dyrektorem w bydgoskiej siedzibie oraz prezesem rady nadzorczej powołanej później spółki. Odszedł z zakładu w 2002 roku po 40 latach pracy. W czasach świetności browarów, którymi zarządzał, załoga liczyła blisko 700 osób. Gdy zakład stał się spółką pracowniczą, planowano w piwnicach jego najstarszego budynku otworzyć piwiarnię z trzystoma miejscami i organizować biesiady dla bydgoszczan, taki polski oktoberfest. - Nie zdążyliśmy - wzdycha były dyrektor. Protestuje, gdy chcemy zrobić mu zdjęcie: - Na cmentarzysku ekonomicznym nie będę się fotografował.

Duży może więcej

- Zawsze tłumaczyliśmy sobie, że to nasza firma, że poradzimy sobie, przecież o nią dbamy. Jednak gdy inne kampanie piwowarskie zaczęły ostro wchodzić na rynek ogólnopolski, nasza regionalna marka zaczynała tracić swoją moc. Pojawiły się obawy, że nie damy sobie rady, bo inne browary zaczęły się łączyć - wspomina R. Pomykajczyk, który zasiadał w prezydium związku zawodowego zakładu. Mówi, że wtedy związkowcy zaczęli dokładnie zarządowi patrzeć na ręce. - Gdy przechodziliśmy do Grupy Żywiec, zastanawialiśmy się, po co trzymają bydgoski zakład. Zamknęli przecież swój warszawski browar. Nowy zarząd z Żywca tłumaczył związkowcom, że warto inwestować i przeczekać, bo to marka regionalna, dobra lokalizacja itd. Chyba chcieliśmy w to uwierzyć, bo przecież przez lata pracowaliśmy tutaj i chcieliśmy tu zostać.

Z rozmów z innymi związkowcami zakładów piwowarskich w Polsce dowiadywali się, że to jednak koniec, że bydgoski browar nie będzie już warzył kujawiaka. Protestowali, organizowali pikiety. Na nic.

- Po prostu znaleźliśmy się w środku piwowarskiego kotła - tłumaczy Zbigniew Miesała, obecny dyrektor bydgoskiego zakładu. - W 2000 roku, gdy łączyliśmy się z austriacką grupą Brau Union, pojawiły się obawy, że mały bydgoski zakład zostanie sam, podczas gdy rynek zdobywały wielkie firmy. Zarząd wiedział, że, chcąc utrzymać się na rynku, trzeba inwestować miliony, w grupie wydawało się to łatwiejsze. Ostatecznie okazało się, że byliśmy za małym browarem, aby istnieć samodzielnie i za małym, aby być w dużej grupie. Pokonała nas nie nasza słabość, lecz twarde prawa wolnego rynku - uważa Zbigniew Miesała.

Kujawiak z Bydgoszczy!

Produkcja popularnego niegdyś kujawiaka (ostatniego piwa produkowanego przez zakład w Bydgoszczy) stanęła w połowie grudnia. Z linii zeszła ostatnia butelka jednej z najsilniejszych marek regionalnych w Polsce.

<!** Image 3 align=right alt="Image 46574" sub="Violetta Rutkowska przepracowała w browarze siedemnaście lat, ostatnio w dziale fermentacji. - Żal odchodzić, zwłaszcza że wszyscy się ze sobą zżyliśmy. To była naprawdę bardzo zgrana załoga. Co będzie ze mną dalej? Nie wiem - wyznaje. Otrzyma wypowiedzenie jako jedna z ostatnich.">Zwolniono ponad osiemdziesiat osób, które do końca miały nadzieję, że zakład nie zniknie. Piwo „Kujawiak” dziś warzy się… w Elblągu, ale Grupa Żywiec utrzymuje, że jest inaczej. Na jej stronach internetowych czytamy: „Marka ta produkowana jest w Bydgoszczy, gdzie od ponad 145 lat mieści się siedziba browaru „Kujawiak”. I to właśnie z tutejszych wód, ekologicznych upraw pochodzi większość składników wykorzystywanych do produkcji kujawiaka. To znakomite piwo powstaje w otoczeniu wspaniałej przyrody, dzięki niezwykłej kompozycji naturalnych składników, pod czujnym okiem browarników…”. - Linia jest gotowa. W każdej chwili możemy ją włączyć - wzdycha Pomykajczyk, który nadal pracuje w bydgoskim browarze.

Gaszą światło

Dziś załoga liczy dwanaście osób. Dyrektor, związkowcy, administracja, ochrona i kilka osób pomagających byłym pracownikom pisać CV, listy motywacyjne, niezbędne przy poszukiwaniu nowej pracy. Część z grupy zwolnionych przychodzi do opustoszałego magazynu uczyć się obsługiwać wózki widłowe w ramach organizowanego przez Grupę Żywiec kursu.

- Tak cicho teraz za oknem - zerka przez szybę dyrektor Zbigniew Miesała. To on gasi światła po istniejącym ponad 145 lat browarze. Sam podejmie nowe wyzwania w piwowarstwie. Teraz już nie chodzi po zakładzie, bo serce szybciej bije na widok pustych hal i magazynu. Robi to tylko wtedy, gdy musi oprowadzić po firmie przedstawicieli browarów, zainteresowanych kupnem linii oraz gości chcących nabyć teren.

- W pewnym momencie ludzie przestaną pytać w sklepach o kujawiaka. I, niestety, o nim zapomną. Może właśnie o to w tym wszystkim chodziło... - zasępia się Robert Pomykajczyk.

Grupa Żywiec zamierza sprzedać teren. Mówi się, że ma tu powstać apartamentowiec i centrum handlowe.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera