<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >„To romantyczna satyra o pożądaniu, utraconej wierze, traumach z dzieciństwa, uzależnieniach, dziwnych fantazjach, blokadach (fizycznych i emocjonalnych), a także dawaniu drugiej szansy, odkupieniu i prawdziwej miłości” - taka etykietka plus informacja o nagrodzie dla aktorów na ubiegłorocznym festiwalu w Sundance powinny otworzyć każde drzwi. Moje pozostały zamknięte. W „Udław się” dostrzegłem przede wszystkim usilne starania reżysera, by dziwaczną historię opowiedzieć w sposób choć trochę uporządkowany.
Clark Gregg, znany do tej pory jako aktor i reżyser teatralny, debiutuje tym filmem w fabularnym długim metrażu. Niewielu debiutantów może skorzystać z aktorskich autorytetów na miarę Anjeliki Huston, Sama Rockwella czy Kelly Macdonald. Gregg taką szansę dostał i aktorska śmietanka - czego może dowodzić nagroda w Sundance - nie zawiodła. Podejrzewam, że reżysera rozłożyła na łopatki książka, którą uparł się sfilmować - dzieło ekscentrycznego Chucka Palahniuka, znanego w Polsce głównie za sprawą przeniesionego z sukcesem na ekran „Podziemnego kręgu”. Nie znam wprawdzie literackiej kanwy „Udław się”, lecz po obejrzeniu filmu mogę się domyślać, że jest to proza zorientowana na śledzenie wewnętrznych rozterek bohatera, co pokazać obrazami jest piekielnie trudno. Podejrzewam też, że Gregg lubi trudne wyzwania i dlatego sam napisał scenariusz. Potrafię wreszcie wyobrazić sobie doceniających twórcze ambicje widzów, którzy dopatrzyli się w „Udław się” trzeciego dna - rewelacyjnego i dostępnego tylko dla wybranych. Moja wrażliwość, niestety, zatrzymała się na zaśmieconej różnymi skojarzeniami powierzchni.
<!** reklama>W moim odbiorze film opowiada o skrzywdzonym w dzieciństwie, wrażliwym nieudaczniku, który mimo przywdziania błazeńskiego kostiumu stara się zracjonalizować swoje niepowodzenia. Sam Rockwell rzeczywiście w tej roli jest przekonujący, podobnie jak Anjelica Huston jako jego niegdyś hippisująca, a obecnie niedołężna matka. Główny bohater chwilami jej nienawidzi, ma dość, ale nie potrafi się od niej uwolnić. Nie dlatego, że prawo nakazuje mu opiekę, lecz że synowska miłość jest silniejsza od rozsądku i traumatycznych wspomnień. Zamiast seksoholizmu, na który cierpi syn, równie dobrze mógłby to być alkoholizm. Tyle że alkoholizm to zgrana płyta, zaś uzależnienie od ciupciania daje pole do faszerowania fabuły pieprznymi epizodami.
Prowokujący i wyzywający - tak chyba najlepiej należałoby scharakteryzować „Udław się”. I - w mojej opinii - kropka. Nic ponadto twórcom nie udało się osiągnąć. A już na pewno nie jest to „romantyczna satyra”, bo samo zestawienie tych pojęć pachnie absurdem.
Ocena: 1/3