Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedyś to była fabryka fabryk

Grzegorz Młokosiewicz
Hermann Lohnert założył swą fabrykę maszyn w 1868 roku i maszyny robił do końca życia. Fabryka przetrwała dwie wojny światowe. Po drugiej rozrosła się i nazwano ją Makrum.

Hermann Lohnert założył swą fabrykę maszyn w 1868 roku i maszyny robił do końca życia. Fabryka przetrwała dwie wojny światowe. Po drugiej rozrosła się i nazwano ją Makrum.

<!** Image 4 align=none alt="Image 176764" sub="Brygada kotlarzy Makrum. Stoją od lewej: ślusarze Henryk Wiśniewski, Daniel Santerwicz, Teodor Tomaszewski, Jan Cyran i spawacz Henryk Kaniewski">

Dziś te wielkie, pustawe hale zajmujące 9 hektarów, otoczone domami czeka przebudowa na centrum handlowe. W czasach PRL hale tętniły życiem. Była tu wielka fabryka fabryk. Rozmaitych, budowanych w Polsce, ZSRR, krajach całego obozu socjalistycznego - jak się to wówczas mawiało, i nie tylko.

Żwawe tętno

pracy w Makrum niekoniecznie było powodem do zadowolenia osób mieszkających w jego sąsiedztwie.

- Mój tata i paru wujków pracowało wiele lat w Makrum. Pamiętam z lat szczenięcych piękne wyprawy na grzyby organizowane przez radę zakładową ciężarówkami „Lublin” i „Star” na grzyby do Przyłubia, do Tlenia, nad Zalew Koronowski, do Borówna, Błądzimia. Później jeździliśmy już nowoczesnym czeskim autobusem marki Karosa, którym kierował pan Mądry. W budynkach u zbiegu Kamiennej i Sułkowskiego była świetlica, w której dla dzieci urządzano imprezy gwiazdkowe - wspomina pan Paweł, który dzieciństwo spędził w sąsiedztwie fabrycznych murów.

Na sielskie wspomnienia

nakładają się też mniej przyjemne obrazy. - Kiedy chodziłem na angielski w szkole 42, widziałem z okna, jak dymiła odlewnia. To był śmierdzący temat, dręczący i co tu kryć, zatruwający przez lata organizmy okolicznych mieszkańców, podobnie jak odlewnia Spomaszu przy ówczesnej ul. Świerczewskiego, aktualnie św. Trójcy - dodaje pan Paweł, dziś mieszkający na Osowej Górze.

<!** reklama>

Śmierdząco dymiący problem miał zniknąć z osiedla Leśnego, kiedy rzucono w latach wczesnego Gierka hasło deglomeracji i aktywizacji małych miast. Powstały plany budowy nowej odlewni w Paterku. To już jednak odrębna historia.

Od Kujaw po Kuwejt

Smrodliwa firma miała też inne oblicze. Budowano tu praktycznie całe fabryki. Specjalizowano się w maszynach do przerobu surowców mineralnych i metali nieżelaznych. Wielkie piece zbudowanej przez Makrum cementowni Kombinatu Cementowo-Wapienniczego „Kujawy” w Barcinie przez lata dominowały w pejzażu tamtych okolic, dopiero kilka lat temu zastąpione zostały przez nowocześniejszą konstrukcję, pracującą w innej już technologii, tak zwanej suchej niemieckiej firmy Polysius.

Przez wiele lat Makrum był czołowym albo najlepszym eksporterem w regionie. W 1976 Ilustrowany Kurier Polski informował o jego osiągnięciach, pisząc m.in. „Dostawy eksportowe, mówiąc prościej, to kompletne zakłady dostarczane do Iraku i Kuwejtu. Podkreślić należy, że właśnie na to Pomorskie Zakłady Budowy Maszyn „Zremb-Makrum” wygrały przetarg w silnej konkurencji znanych firm świata”.

Popularna

przed laty popołudniówka „Dziennik Wieczorny” 18 maja 1975 roku zorganizowała w Makrum akcję pn. „Brama otwarta - zapraszamy”. W starej odlewni reporter Mieczysław Andrzejewski zastał Krystynę Karpowicz, którą oderwał od brudnej, ciężkiej pracy, a mimo to była pogodna i uśmiechnięta. Dziennikarz pisze, że w Makrum podjęła pracę przed 8 laty, kiedy już czwórka jej dzieci podrosła. Najstarsza córka, Bogumiła, jest już ekspedientką. Młodsza trójka, dwóch synów i córka, chodzi jeszcze do szkoły podstawowej. - Przyzwyczaiłam dzieci do samodzielności - mówi reporterowi. - Wstaję o piątej, gdy jeszcze śpią, szykuję się do pracy. Zatrudniona jestem na przedpołudniowej zmianie. O szóstej muszę być w zakładzie. Dzieci same budzą się, nawet nie chcą, aby im nastawiać budzik, same też przygotowuj sobie śniadanie i idą do szkoły. Kończę robotę o drugiej. Po drodze do domu dokupuję w sklepach co trzeba i przygotowuję obiad. Jadamy go około 16. Mąż pracuje w gazowni. Służbę ma w różnych godzinach. Nie zawsze może z nami zasiąść do stołu.

Mimo wszystko

kobieta była zadowolona z pracy w Makrum. Podobnie jak Władysław Wierzchucki, ślusarz narzędziowiec. - Siedzę w „Makrum” od marca 1939 roku - wyznał reporterowi. - Od tego czasu liczy mi się staż pracy w tym zakładzie. Ale miałem przerwę. We wrześniu trzydziestego dziewiątego zgłosiłem się ochotniczo do wojska. Wysłano nas pod Warszawę... Uniknąłem niewoli , ale po powrocie pieszo do Bydgoszczy wpadłem podczas obławy w ręce hitlerowców. Wysłano mnie na roboty do Niemiec. Całą wojnę pracowałem u bauera. Wróciłem szczęśliwie, cało i zdrowo do domu po zakończeniu wojny. Przez jakiś czas byłem w Milicji Obywatelskiej. Ale ciągnęło mnie do „Makrum”. W listopadzie czterdziestego piątego stanąłem znowu przy warsztacie w narzędziowni. Było nas czterech pracowników. Mieliśmy do dyspozycji po jednej frezarce, tokarce i strugarce. Dzisiaj jest 40 narzędziowców, a maszyn mamy tyle, ile trzeba.

Reporter „DW” wspomina też o ambitnej brygadzie kotlarzy, która właśnie robiła piece cementowni dla Iraku. - Wstydu „Makrum” nie można przynieść - mówili.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera