Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy brat zabija brata

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Sprawa ta wzbudziła w Bydgoszczy ogromne zainteresowanie i niesłychane emocje. Obwiniony nigdy do zbrodni się nie przyznał. Jak było naprawdę, nigdy nie ustalono.

Sprawa ta wzbudziła w Bydgoszczy ogromne zainteresowanie i niesłychane emocje. Obwiniony nigdy do zbrodni się nie przyznał. Jak było naprawdę, nigdy nie ustalono.

<!** Image 3 align=none alt="Image 222860" sub="Fot. sxc.hu">

26 września 1932 r. w domu przy ul. Unii Lubelskiej 3 doszło do wyjątkowo poruszającej mieszkańców naszego miasta zbrodni. Brat zabił brata.

<!** reklama>

Stanisław i Ludwik W., którzy wcześniej robili interesy w Niemczech, założyli w 1930 r. fabrykę wyrobów metalowych w Bydgoszczy.

Szybko doszło między nimi do rozdźwięków, głównie na tle finansowym, podsycanych przez wzajemną niechęć żon obu braci i pozostałych członków rodzin.

26 września 1932 r. Stanisław schodził ze swojego mieszkania przy ul. Unii Lubelskiej 3 schodami w dół. Jego brat Ludwik w tym samym czasie wchodził do budynku z zamiarem odwiedzenia swojej siostry Wiktorii.

Kiedy bracia spotkali się na schodach, doszło pomiędzy nimi do głośnej sprzeczki. W jej trakcie padły strzały. Ludwik W. upadł i nie dawał znaków życia. Wezwany lekarz stwierdził zgon. Jak następnie orzekła policja, Ludwik W. zginął na miejscu trafiony aż pięcioma pistoletowymi kulami, m. in. w serce.

Policja znalazła w kieszeni płaszcza Stanisława W. pistolet typu Mauser. Jak zeznał on przed sądem, kiedy mijali się feralnego dnia na schodach, Ludwik bez ostrzeżenia i bez widocznego powodu uderzył brata z całej siły laską w tył głowy, a następnie wydobył z kieszeni pistolet.

Stanisław w obawie o swoje życie usiłował odebrać bratu broń. W trakcie szamotaniny pistolet wypalił, trafiając Ludwika w serce.

Podczas rozprawy sądowej, do której doszło już pod koniec roku, świadkowie, mieszkańcy domu, składali sprzeczne zeznania. Jedni twierdzili, że to Stanisław stał nad zwłokami Ludwika z pistoletem w dłoni, z kolei siostra obu panów, Helena W., zeznała, że widziała, jak to Ludwik klęczał nad leżącym Stanisławem i dopiero potem padł strzał, nie wiadomo przez kogo oddany.

Rodzice obu braci zgodnie twierdzili, że do dokonania zabójstwa zdolny był wyłącznie Ludwik, człowiek bardzo porywczy w przeciwieństwie do zawsze spokojnego i opanowanego Stanisława. Wezwani przez sąd biegli, lekarz Nowakowski i rusznikarz Piłaczyński, obciążyli jednak swoimi= ekspertyzami Stanisława, przechylając szalę na korzyść zabitego.

Zgodnie wykluczyli oni możliwość odniesienia takich ran, jakie posiadał denat, od przypadkowego postrzału w czasie szamotaniny, a nadto okazało się, że z tego typu pistoletu nie da się oddać pięciu strzałów jeden po drugim.

Wyrok zapadł w ostatnim dniu 1932 roku w południe. Sąd skazał Stanisława W. na karę 12 lat pozbawienia wolności. Arbitrzy przyjęli, że jeśli nawet napastnikiem był Ludwik, to Stanisław mocno przekroczył granice obrony własnej, ponieważ skoro jego brat nie posiadał przy sobie broni, jej użycie w stosunku do niego nie było konieczne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!